Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar w szpitalu w Obrzycach. To były tylko manewry strażaków i ratowników (zdjęcia)

Dariusz Brożek
W ćwiczeniach Medline 2009 bierze udział blisko 200 ratowniików z Polski i Niemiec. Dziś m.in. ratowali ofiary pożaru w Obrzycach.
W ćwiczeniach Medline 2009 bierze udział blisko 200 ratowniików z Polski i Niemiec. Dziś m.in. ratowali ofiary pożaru w Obrzycach. fot. Dariusz Brożek
Dziś w południe zapalił się budynek szpitalny w Obrzycach. Ogień był pozorowany, ale jeden z uczestników tak dobrze odgrywał rolę poparzonej ofiary i wyzwał pomocy, że trzyletni chłopczyk rzucił się ratować dzieci z płonącego na niby budynku.

[galeria_glowna]
Areną pozorowanego pożaru był kompleks szpitalny w Obrzycach. Jeden z budynków zamienił się dziś w dom dziecka. Scenariusz akcji zakładał wybuch pożaru, ewakuację dzieci i pracowników oraz udzielenie pomocy poszkodowanym. Uczestniczyło w niej kilkunastu pozorantów, strażacy i ratownicy. Wszyscy spisali się na medal.

Pozoranci bardzo dobrze odegrali swoje role. Zwłaszcza Michał Owsiak, który wczoraj wcielił się w postać burmistrza podczas pozorowanego pożaru ratusza. Dziś był dyrektorem domu dziecka. Założył podarty sweter, koledzy wymazali go sadzą i czerwoną farbą. Po rozpoczęciu akcji chwycił najmłodsze dziecko na ręce i wyniósł jen na zewnątrz przeraźliwie krzycząc.

- Ludzie pomocy. Tam się pala dzieci - wrzeszczał miotając się przed budynkiem. W pewnym momencie wbiegł do środka, ale po chwili znowu pojawił się w drzwiach.

- Nic nie widzę. Tam jest pełno dymu. Krycha, dzwoń po straż - krzyczał.

M. Owsiak tak dobrze odgrywał swoją rolę, że w pewnym momencie z tłumu widzów wyrwał się zaledwie trzyletni Wiktor. Chłopczyk zaczął biec w stronę budynku, aby ratować palące się dzieci. Tuż przed wejściem złapała go mama Agnieszka. Malec aż się rozpłakał widząc, że żaden z gapiów nie biegnie ratować dzieci i gasić pożaru.

Zaczynają od czerwonych

Woda w jeziorze ma około 10 stopni, co jednak nie przeszkadzało wojskowym nurkom w pozorowanej akcji.
(fot. fot. Dariusz Brożek)

Po kilku minutach pojawił się pierwszy zastęp strażaków. Wbiegli do środka i zaczęli wyprowadzać na zewnątrz pozorantów. Kilku wynieśli na noszach. Potem pojawiły się pierwsze karetki. W tym czasie kolejni strażacy otoczyli taśmami niewielki skwer przy sąsiednim budynku i zaczęli tam układać rannych.

- Poszkodowanych dzielimy na kilka kategorii. Zieloni, to osoby, które nie doznały poważniejszych obrażeń i nie potrzebują natychmiastowej pomocy. Żółci są ranni, ale mogą jeszcze poczekać na opatrzenie. Czerwonymi trzeba się zająć od razu. Czarni, to ofiary śmiertelne - mówią ratownicy.

Strażacy zakończyli akcję gaśniczą i sprawdzili pomieszczenia. Potem pilotowali karetki odwożące rannych do szpitala. - Zebrało się sporo gapiów, którzy utrudniają akację. Blokują drogę, przeszkadzają nam. Podobnie jak dziennikarze i fotoreporterzy. tak jak podczas prawdziwego pożaru - mówi Jaremiusz Konieczny z OSP w Kursku.

Wojskowi szukali topielców

Pozorowany pożar domu dziecka to element III Międzynarodowych Ćwiczeń Zespołów Ratowniczych Medline 2009, które rozpoczęły się wczoraj w Międzyrzeczu. Uczestniczy w nich blisko 200 polskich i niemieckich ratowników.

Wczoraj wieczorem w Gimnazjum nr 2 odbyła się prezentacja specjalnych symulatorów, na których amerykańscy żołnierze uczą się udzielania pierwszej pomocy. Fantomy pozorują oddychanie, krwawią. - Mają jeden feler. Pełny zestaw kosztuje około 360 tys. zł - komentowali uczestnicy prezentacji.

Wczoraj o 21.00 na trasie planowanej drogi S 3 robił się samolot. Ratownicy szukali ofiar. Pole do popisy miały dwa owczarki Baster i Rep, które przywieźli ze sobą ratownicy z Żar. Czworonogi wezmą udział w pokazie, który odbędzie się jutro o 11.00 koło bunkrów w Boryszynie. Dziś od 16.00 ratownicy będą rywalizować na torze przeszkód na parkingu nad Paklicą przy ul. Świerczewskiego w Międzyrzeczu.

Manewry zakończą się jutro. Ich pomysłodawcami i organizatorami są ratownicy z Rejonowego Sztabu Społecznej Krajowej Sieci Ratunkowej, którym kieruje Mirosław Janz. Pomogli im komisarz Marian Sierpatowski oraz dowódca 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Wojciechowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska