Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Przez lata ojciec gnębił swoją córkę, porąbał im siekierą mieszkanie, a teraz urzędnicy zakwaterowali ich w tym samym budynku socjalnym!

Wojciech Obremski 0 95 758 07 61 [email protected]
- Myślałam, że w mieszkaniu, które dostałam od gminy, odnajdę wreszcie spokój. Najwyraźniej się myliłam - mówi Agnieszka Zdanowicz. Na zdjęciu ze swoimi dziećmi: pięcioletnim Pawłem, dwuletnim Przemkiem i 11-miesięcznym Damianem. M
- Myślałam, że w mieszkaniu, które dostałam od gminy, odnajdę wreszcie spokój. Najwyraźniej się myliłam - mówi Agnieszka Zdanowicz. Na zdjęciu ze swoimi dziećmi: pięcioletnim Pawłem, dwuletnim Przemkiem i 11-miesięcznym Damianem. M fot. Wojciech Obremski
- Trzeba coś z tym zrobić, bo jeszcze dojdzie do nieszczęścia! - zaalarmował nas Czytelnik. Sprawdziliśmy: to prawda.

24-letnia Agnieszka Zdanowicz z trójką dzieci mieszka w 18-metrowym pokoiku w budynku socjalnym w Sulęcinie. Wokół wilgoć, na ścianach grzyb, a myć się trzeba we wspólnej, obskurnej łazience. Jednak zanim pani Agnieszka tutaj zamieszkała, także nie było jej lekko.

Piekło, nie życie

Jeszcze trzy lata temu pani Agnieszka mieszkała z dziećmi i ojcem przy ul. Lipowej. Według niej to było piekło, nie życie. - Kiedy mój ojciec był trzeźwy, zachowywał się nienagannie. Lecz kiedy się napił, jakby diabeł w niego wstępował - opowiada nam pani Agnieszka. Mówi o wielu awanturach, m.in. o jednej sprzed trzech lat. - Kiedy wezwałam policję, ojciec uciekł, ale chwilę potem wrócił z siekierą - twierdzi Agnieszka Zdanowicz.

Według niej ojciec wpadł w szał. - Porąbał wszystkie meble, kuchnię, zlewozmywaki, a nawet ściany. Szczęście, że nam się nic nie stało - sulęcinianka jeszcze dziś kręci głową. Po tym zdarzeniu schroniła się u rodziny w Międzyrzeczu.

- Nie mogłam tam jednak mieszkać wiecznie, więc załatwiłam sobie miejsce w ośrodku interwencji kryzysowej przy Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Sulęcinie - dodaje. Tutaj także mogła przebywać jedynie określony czas, dlatego wystąpiła do gminy o przydział lokalu socjalnego.

Z deszczu pod rynnę?

Prośba pani Agnieszki została rozpatrzona pozytywnie. Jednak kiedy wraz z dziećmi zamieszkała w budynku socjalnym przy ul. Witosa, przeżyła grozę. - Okazało się, że tuż nade mną mieszka mój ojciec, i to już od roku - mówi pani Agnieszka. Podkreśla, że wyzwiska i nieprzyjemne uwagi ze strony ojca są na porządku dziennym. - Tak przecież nie da się mieszkać. Wpadłam z deszczu pod rynnę - mówi pani Agnieszka.

Tym zarzutom zaprzecza jej ojciec (nie chciał nazwiska w gazecie). - Ja miałbym szykanować córkę i wnuki? To bzdury! - mówi mężczyzna. Podkreśla, że jeszcze na Wielkanoc dzielił się ze swoimi bliskimi jajkiem. - A wcześniej pożyczałem Agnieszce mąkę i odkurzacz. Nie mówiąc o tym, że wyremontowałem jej pokój - dodał.

Ojciec pani Agnieszki przyznaje, że trzy lata temu porąbał siekierą mieszkanie przy ul. Lipowej. - Nikogo wtedy w domu nie było, a zrobiłem to ze wściekłości, bo córka chciała mnie wyrzucić za drzwi - twierdzi.

Zastępca burmistrza Sulęcina Zbigniew Gruca zna sprawę. - Ta pani kilkanaście miesięcy przebywała w ośrodku interwencji kryzysowej. Zgodnie z prawem nie mogła tam zostać na stałe, gmina przydzieliła jej więc lokum przy ul. Witosa. Innych wolnych nie było - podkreśla.

Wiceburmistrz dodaje: - Jeśli tylko zwolni się miejsce w lokalu socjalnym w innej części gminy, będziemy się starać rozdzielić ojca z córką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska