Mjr Artur Rakowski z Żagania miał szczęście, bo pracę znalazł sam, bez niczyjej pomocy. Wcześniej jednak przeszedł prawdziwą gehennę. O swoim wypadku, w wyniku którego został poważnie ranny, mówi wyjątkowo spokojnie: - Afganistan, druga zmiana. To była moja pierwsza i ostatnia misja.
W czasie patrolu najechaliśmy na improwizowany ładunek, mój kierowca, afgański kapitan, też został ranny. Obaj trafiliśmy do szpitala z połamanymi nogami. Spędziłem tam pół roku, potem trzy miesiące rehabilitacji. Pewnie, że się liczyłem z tym, że może mnie coś takiego spotkać, ale człowiek zawsze ma nadzieję - opowiada żołnierz, dziś pracownik biura analiz rynku zbrojenia w Warszawie. - Wystartowałem w konkursie i wygrałem. Pracuję w Warszawie, do domu przyjeżdżam na weekendy. To dla mnie szczęście w nieszczęściu, że tak mi się udało - dodaje.
Umiejętności do wykorzystania
Żołnierzy takich jak mjr Rakowski, rannych lub poszkodowanych podczas wojskowych misji zagranicznych, jest znacznie więcej, są oni skupieni w specjalnym stowarzyszeniu działającym od kwietnia ubiegłego roku. Jego członkowie przyjechali do jednostki 10 BKPanc w Świętoszowie w czwartek. Będą tu do niedzieli. Inicjatorem podobnych spotkań jest Dowództwo Wojsk Lądowych.
Dzisiaj z żołnierzami rozmawiał sekretarz stanu MON, gen. Czesław Piątas. Efekt rozmów? - Zachęcam ciągle do współpracy stowarzyszenia z Ministerstwem - mówił sekretarz stanu. - Tym razem rozmawialiśmy o projekcie, który pomógłby wydzielić więcej miejsc pracy dla tych żołnierzy. Są na to szanse, bo są oni wykwalifikowani. Ich umiejętności mogą być przydatne dla armii. Za przykład niech posłuży jeden z żołnierzy z Wrocławia, który został instruktorem strzelania i dobrze się w tym sprawdza.
Integrują się
Do czynnej służby w wojsku wracają tylko nieliczni. Jednym z nich jest por. Jacek Kuleta służy w 34 Brygadzie Kawalerii Pancernej w Żaganiu. Na zorganizowanych dziś zawodach strzeleckich, zajął pierwsze miejsce. - Karabin to karabin, tego się nie zapomina - przyznaje. - Byłem na misjach w Kosowie, Iraku, Afganistanie. Nie byłem ranny, ale ciężko było poradzić sobie ze stresem...
- Nasza działalność jest potrzebna i to widać na każdym kroku. Składamy wiele wniosków dotyczących projektów ustaw o weteranach, bierzemy udział w komisjach sejmowych, politycy liczą się z naszym zdaniem - podkreśla Daniel Kubas, prezes stowarzyszenia żołnierzy rannych i poszkodowanych w misjach wojskowych.
- To prawda - potwierdza mjr Rakowski. - Stowarzyszenie jest bardzo potrzebne, bo nie wszyscy mieli takie szczęście jak ja. Wielu z nas do dziś nie może się pozbierać po tym co przeszliśmy. Takie spotkania służą integracji, rozmowom.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?