Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Restauracja w wiejskiej chacie

Dagmara Ostrowska 0 68 324 88 35 [email protected]
Robert Walczak liczy na klientów, którzy lubią dobrze zjeść bez hałasu samochodów w tle (fot. Mariusz Kapała)
Robert Walczak liczy na klientów, którzy lubią dobrze zjeść bez hałasu samochodów w tle (fot. Mariusz Kapała)
Tuż przy wjeździe do skansenu w Ochli k. Zielonej Góry stoją dwie chaty. A w środku obrusy na stołach, firanki w oknach i gorące, pachnące pierogi na talerzu.

Wchodzimy do środka. Czyli do chaty wiejskiej, a dokładnie do Chaty z Boryszyna. A tam stoły przykryte czyściutkimi obrusami w biało-niebieską krateczkę. W oknach firaneczki, na środku ozdobiony motywami kwietnymi piec. Dookoła figurki ze słomy. A na stole, na ręcznie malowanej zastawie - ruskie pierogi. Pachnące, ciepłe i jakie dobre. Tak wygląda Olchowy Gościniec, nowa restauracja na terenie skansenu w Ochli. Właścicielem jest Robert Walczak. To jego drugi, a właściwie trzeci lokal, bo ten pierwszy składa się z restauracji i dyskoteki. - Chciałem, żeby ten lokal miał charakter staropolski, takie było moje marzenie - opowiada. - Nie mylić jednak z knajpą góralską. Ta jest typowa staropolska.

Smaki dzieciństwa

W Olchowym Gościńcu zjemy tradycyjne cepeliny i bliny, które najbardziej znają osoby wywodzące się z kresów wschodnich. Podają tam jeszcze karminable z grzybami. To takie śląskie danie na wzór kotleta mielonego. Jest też śląska rolada wołowa z kluskami i modrą kapustą. - Po prostu smaki dzieciństwa - mówi pan Robert. - Panie same tutaj lepią pierogi, ręcznie robią też makaron. A rosół z domowym makaronem smakuje najlepiej.

Można powiedzieć, że wszystko w tym lokalu do siebie pasuje. Nic nie jest przypadkowe. Wnętrze zaprojektował Tomasz Apanasewicz. Ktoś namalował kwiaty na starym piecu, ktoś założył firanki. - Ja przyniosłem figurki ze słomy, które kiedyś kupiłem na plenerowej imprezie, zresztą w skansenie - opowiada R. Walczak. - Klimat tworzą też oryginalne belki w suficie.

Ale zastawa, na której goście jedzą potrawy, to już prawdziwe arcydzieło. Została zamówiona w Bolesławcu. Właściciel czekał na nią trzy miesiące. - Tam wszystko jest ręcznie malowane - mówi pan Robert. - Każdy stempelek jest robiony przez jakąś osobę. My mamy talerze w jagódki. Każda jest inna.

Klimatu dodają jeszcze panie z obsługi, które przy większych imprezach występują w dąbrowieckim stroju panieńskim.

Drzwi zbiły się na szczęście

Obok Chaty z Boryszyna stoi obora z XIX wieku. A w niej druga część lokalu. Przeznaczona bardziej na imprezy okolicznościowe. Bo większa, więcej stołów, krzeseł. A na samym środku ściany - wielkie, szklane drzwi. Tak, że goście widzą, co dzieje się na zewnątrz. Drzwi były już zbite trzy razy. A knajpa oficjalnie działa od miesiąca. To dobra wróżba. Na przyszłość. - Mam nadzieję, że nikt już mnie nie namówi na kolejną knajpę - śmieje się Robert Walczak. - Na tej zakończę. Jestem chłopak ze wsi, bo urodziłem się w Przylepie. I znowu na wsi wylądowałem.

 

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska