Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinne domy dziecka, to przeżytek?

Anna Białęcka
Dzieci z rodzinnego domu Tadeusza Głowackiego beztrosko spędzają wakacje. Czy będą mogły pozostać w tej rodzinie?
Dzieci z rodzinnego domu Tadeusza Głowackiego beztrosko spędzają wakacje. Czy będą mogły pozostać w tej rodzinie? fot. Anna Białęcka
Dyrektorzy rodzinnych domów dziecka wypowiedzieli umowy staroście. - Dalej chcemy opiekować się naszymi dziećmi - zapewniają. - Ale nie w takiej formie, która nie pozwalała nam normalnie rozporządzać naszymi budżetami.

Na terenie powiatu działają dwa publiczne rodzinne domy dziecka. Jeden, w Przedmościu, od lat prowadzi Tadeusz Głowacki. Drugi, w Głogowie, Wioletta Żylak. Oba są w strukturach jednostek powiatowych. Dyrektorzy bezpośrednio podlegają staroście, który jest dla nich pracodawcą i tworzy budżet.

Nie przeżyją tej traumy

Na płaszczyźnie dyrektorzy - starostwo iskrzyło od dawna. - Postanowiliśmy z tym skończyć - mówi Głowacki. - Skoro powiat nie chciał zmienić sposobu postępowania wobec nas, sami złożyliśmy wypowiedzenia. Coś musi się zmienić i to radykalnie.

- Mamy jednak nadzieję, że nikt nam dzieci nie zabierze do domu dziecka - mówi W. Żylak. - Mieszkają u nas wiele lat. Byłyby narażone na kolejną w swoim życiu traumę. Nie wiem, czy po czymś takim mogłyby dalej normalnie żyć.

Konflikty pomiędzy pracodawcą a dyrektorami domów dotyczyły przede wszystkim ograniczeń w podejmowaniu decyzji w sprawie budżetów placówek. - Z jednej strony powiat zrzucał na nas pełną odpowiedzialność za dzieci. Mówiono nam " wasze dzieci, wasz problem". A z drugiej strony byliśmy ubezwłasnowolniani w podejmowaniu istotnych decyzji, a na przykład dotyczących przyjmowania dodatkowych pracowników, decydowania o zakupach i remontach naszych domów.

Wypowiedzieli umowy

T. Głowacki i W. Żylak uznali, że czas na zmiany. Założyli Fundację im. Janusza Korczaka, która ma uprawnienia do powoływania i prowadzenia niepublicznych rodzinnych domów dziecka. Wypowiedzieli umowy w starostwie. Istnienie ich domów zakończy się 30 września. Co dalej?

- Liczymy na to, że powiat podpisze umowę na prowadzenie domów z naszą fundacją - mówi Głowacki. - Wierzymy, że tak się stanie i dzieci będą mogły nadal pozostać pod naszą opieką. Mamy jednak obawy, jakie jest stanowisko władz.

Starosta, na którym ciąży opieka nad sierotami i dziećmi, których rodzice mają ograniczone lub odebrane prawa rodzicielskie, może je skierować do domów dziecka. - Taka decyzja byłaby nieludzka - mówią zgodnie dyrektorzy. Jednak drżą o przyszłość. Nie swoją, ale dzieci. - My pracę zawsze mieć będziemy, póki w Polsce są takie dzieci. A wciąż ich przybywa. Chodzi nam jednak o te konkretne, które są od lat pod naszą opieką.

Wszystko w rękach radnych

Grzegorz Aryż, członek zarządu powiatu patrzy w przyszłość ze spokojem. - Zrobię wszystko, by nie narażać tych dzieci na żaden stres - powiedział. - Jeżeli tylko radni zgodzą się na zmianę w budżecie i zaplanowanie pieniędzy na utrzymanie dzieci w niepublicznym domu dziecka, ogłosimy konkurs. Może do niego przystąpić fundacja pana Głowackiego i pani Żylak. Sesja za kilka dni. Jestem przekonany, że w chwili, gdy wygaśnie umowa z dotychczasowymi rodzinnymi domami dziecka, zacznie obowiązywać nowa z fundacją. Dzieci nie powinny nawet zauważyć, że coś się zmieniło.

Najpoważniejszy konflikt, który trwa od kilku lat, to sprawa nadgodzin. - Skoro jesteśmy pracownikami instytucji powiatowych, to dlaczego tak się nas nie traktuje. Przez ograniczenia kadrowe, jesteśmy zmuszani do pracy na okrągło. A na dodatek dorzuca się nam jako dyrektorom co rusz nowe obowiązki. Musimy sami zajmować się biurokracją. A kiedy czas na wychowywanie dzieci? Kiedy mamy mieć czas na opiekę nad nimi? A kiedy mamy czas na odpoczynek? Kto na tym traci? Dzieci!

Wystąpią nawet o kasację

Ta sprawa trafiła w końcu do sądu pracy. Jako pierwszy odbył się proces Kazimiery Glowackiej, żony dyrektora domu w Przedmościu. Wygrała w pierwszej instancji. Drugi był Głowacki. Też wygrał. Sąd nie miał żadnych wątpliwości, że płaca za nadgodziny im się należy. We wrześniu proces W. Żylak.

- Mogę być niezadowolony z tej sytuacji jako przedstawiciel władz powiatu - powiedział G. Aryż. - Jednak rozumiem tych ludzi, że chcą skorzystać z prawa. Rozumiem, że skierowali swoje sprawy do sądu. Jednak zapewniam, że będziemy się odwoływali, być może nawet dojdzie do kasacji wyroku. Chcemy bowiem, by w tej sprawie zapadł w końcu wyrok najwyższej instancji. Tu nie jest winne ani starostwo, ani dyrektorzy. To są efekty błędów ustawowych. Dotyczą one nie tylko placówek w naszym powiecie, ale domów rodzinnych w całym kraju. Formuła takich domów już się przeżyła.

Kiedy starostwo podpisze umowę z fundacją, skończą się automatycznie jego problemy z płaceniem za nadgodziny. Dyrektorzy będą mogli rościć wtedy pretensje jedynie wobec fundacji. Czyli sami wobec siebie.

Dzieci wciąż przybywa

W powiecie głogowskim działają: Dom Dziecka, w którym przebywa 35 dzieci. To o pięcioro ponad stan. Dwa rodzinne domy dziecka, w każdym jest po dziewięciu podopiecznych. Ponadto są 123 spokrewnione rodziny zastępcze, a w nich 168 dzieci. 18 niespokrewnionych rodzin zastępczych z 26 dzieci. Jest siedem zawodowych rodzin zastępczych z osiemnaściorgiem dzieci, jedna rodzina specjalistyczna z trojgiem dzieci oraz dwie o charakterze pogotowia rodzinnego, jest tu obecnie troje dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska