Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok na robotach w Niemczech

Wspomnienia Jerzego Łatwińskiego notowała Janina Łatwińska
W końcu lutego 1944 r., jako osiemnastoletniego chłopaka, Niemcy wywieźli mnie z Baranowicz, gdzie mieszkałem, na roboty do Niemiec.

Zostałem zatrudniony w kolejowej firmie budowlanej, która w tym czasie zajmowała się głównie naprawą budynków kolejowych, uszkodzonych w czasie bombardowań oraz budową baraków mieszkalnych i gospodarczych.

Mieszkaliśmy w wagonach towarowych z pryczami do spania. Wagon ogrzewał w zimie żelazny piecyk węglowy. Nie było sanitariatu, wody, energii elektrycznej. Wojna trwała. Na przełomie lutego i marca 1945 roku naprawialiśmy uszkodzone budynki w okolicach Kolonii. Ze stacji, na której stał nasz pociąg, odjeżdżała masowo ludność cywilna, niemiecka. Uciekała przed nadchodzącymi wojskami alianckimi. Stacja ta była kilka razy bombardowana.

Po jednym z bombardowań, kiedy wróciliśmy do wagonu, zobaczyliśmy, że w wiadrze z węglem rozgościł się rudy kot. Był skulony i bardzo wystraszony. Reakcja ponad dwudziestoosobowej grupy mieszkańców wagonu była różna. Część kopaniem i szarpaniem chciała zmusić kotka do opuszczenia wagonu. Jednakże większość zdecydowanie się temu sprzeciwiła i postanowiła, że zostanie jednym z lokatorów wagonu. Kot szybko przyzwyczaił się do nowych opiekunów. Codziennie towarzyszył nam w kilkukilometrowych wędrówkach do miejsca pracy i z powrotem. Szedł za grupą jak pies. Bardzo uważał, by nie pozostawiono go w miejscu pracy bądź na trasie. Swoim zachowaniem pozyskał sympatię nawet tych, którzy początkowo byli zdecydowanymi przeciwnikami jego pozostania w wagonie. Każdej nocy spał z kimś innym.

Kilkakrotnie zmieniane było miejsce pobytu, ostatnio był to przystanek kolejowy na terenie górzystym, porośniętym lasem świerkowym. Wysokość wzniesienia sięgała do 800-900 m n.p.m. W pobliżu przystanku nie było żadnej miejscowości. Zorientowaliśmy się, że ze względu na zbliżający się front znów zmienimy miejsce postoju i pracy. Z najbliższymi przyjaciółmi postanowiłem opuścić firmę Bautzug nr 5 i schronić się w górach czekając na przyjście wojsk alianckich. Dowiedzieliśmy się, że około godz. 20.00 zostanie podstawiony parowóz, który przywiezie nasz skład w inne miejsce. Była jasna noc, pełnia księżyca. Zachowując nasze zamiary w pełnej tajemnicy, postanowiliśmy wynieść swój skromny bagaż do pobliskiego lasu i przed odjazdem opuścić wagon. Tak uczyniliśmy. Nie wszyscy jednak zdążyli wyjść z wagonu przed jego zamknięciem przez nadzorujących Niemców.

Wagon opuściło nas czterech. Po odjeździe składu okazało się, że kot opuścił wagon wówczas, gdy wynosiliśmy bagaż. Udaliśmy się u podnóża góry, na szczycie której, wg przeprowadzonego wcześniej rozeznania, znajdował się szałas myśliwski (kurna chata) z otworem w dachu na odprowadzenie dymu z ogniska palonego wewnątrz. Dojście do podnóża wymagało przejścia przez potok szerokości 4 - 5 metrów, po kamieniach wystających z wody. Kiedy pokonaliśmy przeszkodę, usłyszeliśmy głośne miauczenie naszego kota. Biedak nie dał rady przejść na drugą stronę. Jeden z kolegów wrócił i przeniósł kota. Po dojściu w bezpieczne, naszym zdaniem, miejsce, zatrzymaliśmy się i czekaliśmy na pozostałych uciekinierów. Po dwóch, trzech godzinach zobaczyliśmy ich (trzy osoby) i mogliśmy ruszać dalej. Doszliśmy do szałasu, w którym postanowiliśmy pozostać do wyzwolenia.

Warunki były bardzo trudne. Nie było żywności ani wody. Następną noc dwójkami penetrowaliśmy najbliższe doliny w poszukiwania jedzenia i czegoś do picia. Wodę znaleźliśmy około 400 metrów od szałasu. Był to spływający z góry potok. W jednej z dolin odkryliśmy kopce z ziemniakami. Zauważyliśmy też zabitego konia i kilka razy przynosiliśmy mięso, które piekliśmy z ziemniakami na ognisku. Kot wykazał się całkowitą samodzielnością. Często wyruszał na długie wyprawy, z których zawsze do nas wracał. Od czasu do czasu słyszeliśmy odgłosy strzałów armatnich i broni krótkiej. Przychodzili do nas dwukrotnie dezerterzy niemieccy, jednakże opuszczali nas, gdyż mówiliśmy im, że często bywa tu żandarmeria niemiecka. Było to zmyślone. Chodziło nam o własne bezpieczeństwo. W czasie pobytu na górze pogoda kilkakrotnie zmieniła się. Najtrudniej było wtedy, gdy powietrze było bardzo wilgotne. Dym z ogniska nie uchodził do góry, lecz rozchodził się po szałasie.

Po około dziesięciu dniach, w piękne słoneczne południe, zauważyliśmy Niemca z chłopcem. Mężczyzna, jak nas zobaczył, nie wiedząc kim jesteśmy, krzyknął "nieprzyjacielskie czołgi są na dole!". Natychmiast ruszyliśmy na przełaj na dół. Po drodze spotkaliśmy Rosjanina w mundurze niemieckim, który był w jednej z formacji wojskowych służących Niemcom. Rosjanin dołączył do nas, bo dawało mu to gwarancję bezpiecznego poddania się do niewoli. U podnóża góry, na utwardzonej drodze znajdowała się kolumna wojsk amerykańskich. Trafiliśmy na załogę czołgu, w której znajdował się żołnierz polskiego pochodzenia. Nasz wygląd budził współczucie. Byliśmy brudni, obdarci, zarośnięci i przede wszystkim głodni.

Przyjęto nas bardzo serdecznie i nakarmiono. Rosjanina wzięto do niewoli i posadzono na przedzie czołgu. W tym czasie z zalesionego wzgórza zaczął schodzić w naszym kierunku żołnierz niemiecki, w starszym wieku, z podniesionymi do góry rękami. Chciał się poddać. Podbiegł do niego żołnierz amerykański (Polak) i kilka razy go uderzył. Koledzy odciągnęli go. Tłumaczył się, że postąpił tak emocjonalnie i brutalnie ze względu na przeżycia i wygląd rodaków.

Wśród tych wielu przeżyć, dopiero na dole, po jakimś czasie, uświadomiliśmy sobie, że nie ma z nami kota, naszego wiernego przyjaciela. Prawdopodobnie w momencie, gdy ruszaliśmy na dół był on na dłuższym spacerze. Nie mieliśmy możliwości powrotu na górę, by go odszukać. I tak nastąpiło rozstanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska