Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Agnieszką Boruszewską, nauczycielką historii, organizatorką Gry Miejskiej

Renata Zdanowicz
Nigdy nie miałam chwili zwątpienia, jaki kierunek studiów wybrać - przyznaje Agnieszka Boruszewska. Wszyscy dopytują o trzecią edycję gry miejskiej. - Zdradzę, że mamy już pomysł - odpowiada. O czym jeszcze mówi nauczycielka historii w gimnazjum nr 1? Przeczytaj rozmowę!

Wszystko zaczęło się od cioci Ireny. Jako 5-letnia dziewczynka poznałaś pracę nauczyciela.
Ciocia uczyła w szkole w Otyniu k/ Zielonej Góry. Spędzałam tam często wakacje. Gdy miałam pięć lat, wyjechałam wcześniej do cioci i przez tydzień „uczęszczałam” do szkoły. Byłam zafascynowana jej pracą i dziećmi, które bardzo ją kochały. W wakacje
często zabierała mnie i swoich podopiecznych na wycieczki rowerowe, razem graliśmy w podchody, chodziliśmy na jagody.

Później miałaś swoją pierwszą szkołę w pokoju.
Ubierałam mamy szpilki, sadzałam na tapczanie lalki i uczyłam, uczyłam... Miałam dużą tablicę, a kredę często podbierałam ze szkoły, ponieważ trudno ją było kupić w tamtych czasach. Później spowiadałam się z tej kredy.

Dlaczego wybrałaś kierunek nauczycielski już wiemy, ale skąd wybór historii?
Ponieważ przeszłość trzeba znać, aby nie popełniać błędów w przyszłości. Historia lubi się powtarzać, dlatego o przeszłości trzeba pamiętać. Jesteśmy też winni naszym ojcom, dziadom, pradziadom pamięć o nich.

Na studiach pracowałaś w różnych miejscach, ale do szkoły gnało Cię bardzo.
Kiedy dostałam propozycję pracy, z trzech szkół od razu mój wybór padł wtedy jeszcze na Publiczną Szkołę Podstawową nr 1 . Od moich szkolnych lat „Jedynka” kojarzyła mi się z najlepszą, elitarną szkołą. W dodatku ten stary, przedwojenny budynek, to też wyjątkowy klimat.

Starasz się pokazać młodzieży coś więcej, niż tylko obowiązkowy materiał.
Zwłaszcza, że w gimnazjum historia współczesna kończy się na dwudziestoleciu międzywojennym, a gdzie II wojna światowa, Polacy, ich losy, gdzie walka o wolność, Solidarność?

Dlatego prowadzisz żywe lekcje historii.
Kombatanci, Sybiracy, ludzie Solidarności. Ich wspaniałe, ale często tragiczne koleje losu. Kto, jak nie oni, opowiedzą o prawdziwej historii? Z niektórymi osobami do dziś utrzymuję serdeczne kontakty i życzę im siły i zdrowia. A młodzieży wystarczy pokazać drogę, narzędzia, trochę wspomóc, poświęcić czas, a potem uczniowie sami angażują się w projekty, wykonują świetną pracę, poszerzają horyzonty i przy okazji zdobywają nagrody w konkursach.

Wszelkie projekty, w które wchodzisz pochłaniają na pewno dużo czasu, też prywatnego.
To prawda, czasem kosztem rodziny. Wdzięczna jestem rodzicom i mężowi. Co roku śmieję się, że 1 września w końcu kupię sobie kubek, którego do tej pory nie mam w pracy, a pracuję w szkole już 17 lat. Czasem niektórzy mówią, że praca nauczyciela to wygodna praca, 45 minut lekcja, 10 przerwa, wakacje. A ja nie przypominam, abym zrobiła sobie herbatę czy kawę, zawsze soczek, woda z butelki, bo szybciej. Część wakacji to realizacja projektów.

Pierwsze lata Twojej pracy to spotkania z kombatantami.
I pierwsze żywe lekcje historii. Nie bałaś się, że weźmiesz jakąś klasę, będzie śmiech, nie będą chcieli słuchać.
Nigdy nie miałam żadnego problemu. Młodzież była zasłuchana i przejęta. Kombatanci wielkie
wrażenie robili w auli, wchodząc w mundurach, z przypiętymi medalami . Niezapomniane były to lekcje historii z udziałem ich naocznych świadków.

Później nawiązałaś kontakt z Sybirakami.
To też są wspaniali ludzie. Są mi szczególne bliscy. Wanda Siemiginowska, Danuta Grodzka, Halina Grynberg, Tadeusz Wiśniewski i wielu innych, i ich opowieści z nieludzkiej ziemi. Powtarzam uczniom: „macie w domu dziadków, pradziadów, pytajcie, bo później będziecie żałować. Pójdziecie na cmentarz i nikt wam już nie odpowie”.

Tydzień temu odbyła się druga Gra Miejska.
To kolejna edycja, tym razem „Zawody w zawody”. Pomysł podsunęła mi pani pedagog i doradca zawodowy Iwona Łazarewicz. Gra to dla młodzieży zabawa, integracja, emocje i przygoda, ale też podejmowanie trudnych decyzji zawodowych, a w przyszłości będzie ich niemało. Pan Marek Skrzypczak- wicedyrektor PG1 zaproponował wsparcie i dużą pomoc w realizację projektu. Agnieszka Kałmuk-Dumanowska i Sylwester Wierzbicki po raz drugi zaangażowali się w przedsięwzięcie. Zaprosiliśmy też nauczycieli, różne instytucje, sponsorów i firmy do współpracy. Wszystkie szkoły gminne odpowiedziały także na zaproszenie. Gra spełniła moje oczekiwania, a radość, szczęście i uśmiech w oczach uczestników oraz ich pytania: ”kiedy następna Gra?”- są dla mnie największą satysfakcją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska