Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sanepid tropi groźną bakterię, kontrole potrwają do 10 czerwca

Bożena Bryl, (slon) 95 758 07 61 [email protected]
Pracownice sanepidu, Wanda Bednarz i Katarzyna Tomczak kontrolowały w czwartek stoisko Ryszarda Sęka na targowisku owocowo-warzywnym w Zielonej Górze
Pracownice sanepidu, Wanda Bednarz i Katarzyna Tomczak kontrolowały w czwartek stoisko Ryszarda Sęka na targowisku owocowo-warzywnym w Zielonej Górze Mariusz Kapała
Strach przed pałeczką okrężnicy nie osłabił zielonego rynku. - Naszych ogórków nie boją się też Niemcy. Wiedzą, że są polskie - mówił nam w czwartek Łukasz Maciejewski, kupiec z kostrzyńskiego bazaru.

W Polsce nikt dotąd nie zaraził się groźną bakterią. Nowy szczep pałeczki okrężnicy, którego wcześniej nie widziano, zabił w Europie 17 osób, z czego 16 w Niemczech. U naszych zachodnich sąsiadów stwierdzono już 1.500 zachorowań. W 470 przypadkach groźny dla życia zespół hemolityczno-mocznicowy spowodowały toksyny bakterii. Co prawda, podejrzenia władz niemieckich, że źródłem zakażeń są ogórki z Hiszpanii, nie zostały potwierdzone, jednak lubuski sanepid postanowił sprawdzić, czy na naszym rynku są warzywa pochodzące z tego kraju.

Kontrole będą trwały do 10 czerwca. - Sprawdzamy pochodzenie towaru na giełdach, targowiskach, w marketach, a także wyrywkowo w większych sklepach i na straganach - wyjaśnia rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gorzowie Wlkp. Jolanta Borkowska. - Jeśli trafimy na takie owoce czy warzywa, zostaną pobrane próbki do badania - dodaje.
Będą one również pobierane wyrywkowo z polskich ogórków, żeby sprawdzić czy są bezpieczne. - To profilaktyka. Wszystko wskazuje na to, że jeśli będziemy przestrzegać higieny, to zachorowania powinny nas ominąć - tłumaczy J. Borkowska.

W czwartek kontrola była w Gorzowie, Kostrzynie i w Zielonej Górze.
- Towar bierzemy z miejscowej hurtowni, a ta się zaopatruje u polskich rolników - twierdzi pani Honorata (nie chciała nazwiska w gazecie), która sprzedaje "zieleninę" na kostrzyńskim bazarze. - Sprawa ogórkowa u sąsiadów za Odrą nie wpłynęła na moje obroty. Klienci jak kupowali warzywa, tak kupują - zapewnia.
Bez obaw kupił ogórki w jednym z kostrzyńskich marketów mieszkaniec tego miasta Eugeniusz Kostrzewa. - Jakby człowiek wszystkiego się bał, to by umarł z głodu - tłumaczy. - Wybieram polskie produkty, dbam o higienę i żyję - uśmiechał się.

Także życie na zielonogórskim rynku owocowo-warzywnym toczyło się w czwartek zwykłym rytmem. - Jest nawet więcej kupujących, niż normalnie - twierdzi Ryszarda Sęk, sprzedawca rzodkiewki.
Miał przed południem kontrolę sanepidu. Trzy pracownice tej instytucji poszukiwały importowanych warzyw. Pojawienie się urzędniczek wzbudziło większą panikę, niż pogłoski o bakterii. - Sprzedawca wie, skąd pochodzi towar, ale my potrzebujemy potwierdzenia na piśmie - wyjaśnia inspektorka Wioletta Kuczyńska. - Kontrola wykazała, że na bazarze nie ma warzyw pochodzących z Niemiec. W piątek pracownicy sanepidu odwiedzą zielonogórskie hipermarkety.
Także na kostrzyńskim bazarze i w kontrolowanym sklepie Intermarche nie znaleziono w czwartek "podejrzanych" warzyw. - Tylko w jednej gorzowskiej hurtowni trafiliśmy na seler naciowy, pochodzący z hiszpańskiej prowincji Almeria. Wzięliśmy próbki do badania - informuje Dorota Konaszczuk z powiatowego sanepidu w Gorzowie.
- Dobrze, że służby sanitarne dmuchają na zimne, bo lepiej zawczasu sprawdzić, czy nie ma zagrożenia. Ale też nie dajmy się zwariować z tymi kontrolami - stwierdził jeden z kostrzyńskich kupców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska