Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siarka gryzła klepki, Zastal świętował

Andrzej Flügel
Sławomir Olszewski mógł tylko z rozpaczą patrzeć jak rywal ucieka z piłką
Sławomir Olszewski mógł tylko z rozpaczą patrzeć jak rywal ucieka z piłką fot. Tomasz Gawałkiewicz
Wielkie rozczarowanie. Tak w dwóch słowach można podsumować pierwszy mecz Zastalu w 2007 roku. Jeśli przegrywa się z ósmą ekipą w tabeli, to co będzie dalej?

Porażki się zdarzają i pewnie nie można by mieć pretensji, gdyby (tak jak to było choćby w pojedynku z Basketem Zniczem Pruszków) zastalowców pokonał równie mocny zespół. Jednak

Siarka to bardzo solidna, ale ciągle przeciętna drużyna. Ekipa z Tarnobrzegu po prostu pokazała walkę, determinację, siłę woli. I wygrała! Czemu zielonogórzanie nie zaprezentowali tego samego? Dlaczego do przerwy Siarka miała na koncie 12 zbiórek w ataku, a Zastal dwie? Czemu wydawało się, że gospodarze jeszcze świętują, a goście dawno już zapomnieli o wolnym? Na te pytania muszą odpowiedzieć sobie zawodnicy i szkoleniowcy. O ile porażkę z outsiderem, Tarnovią, można było nazwać wypadkiem przy pracy, o tyle jak określić sobotnią wpadkę?

Już pierwsze minuty pokazały, że nie będzie łatwo. Siarka dysponowała wyższymi zawodnikami, ale nasi zupełnie odpuścili walkę na deskach. Nie byłoby tragedii, gdyby grali swoje w ataku. Tu jednak było źle. Trafiał Jarosław Kalinowski (pięć trójek), ale pozostali mieli źle nastawione celowniki. Niewidoczny był Paweł Szcześ-niak, bezbarwny Robert Morkowski, słabszy niż zazwyczaj Marcin Chodkiewicz. Jeśli oni nie byli sobą, to jak Zastal miał pokonać Siarkę?
Mimo tego gospodarze mogli i powinni wygrać. Do przerwy był remis 29:29, ale kibice ciągle liczyli na jakiś przełom. Uspokoili się, kiedy pod koniec trzeciej kwarty, po rzutach osobistych Morkowskiego było 46:37.

Czwarta to jednak czarna rozpacz. Gospodarze utrzymywali prowadzenie, ale ilość błędów z ich strony musiała niepokoić. Kiedy jednak w 38 min było 56:48 wydawało się, że Zastal, mimo słabego dnia, zdobędzie dwa punkty. Niestety, w decydujących akcjach liderzy się pochowali, a każda akcja kończyła się "odpałem". Było 58:52 i goście po dwóch trójkach Piotra Kardasia i Michała Marciniaka wyrównali. Nasi koszykarze mogli rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść, ale fatalnie, niczym spanikowani juniorzy, rozegrali ostatnie akcje. Dość powiedzieć, że po osobistych Daniela Walla i prowadzeniu Siarki 60:58 mieli jeszcze 19 sekund, by doprowadzić do dogrywki albo rzucić trójkę i zwyciężyć. Niestety, w decydującej akcji J. Kalinowski zderzył się z Chodkiewiczem, cenne sekundy uciekły, a rozpaczliwy rzut tego pierwszego, niemal równo z syreną, nic już nie zmienił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska