MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Słoń dla córki

DANUTA PIEKARSKA (68) 324 88 48 [email protected]
Maria Błaszczyk ze Stypułowa przywiozła do kożuchowskiego Zamku zające, koty, kangura i słonia. Wszystko z siana.

- Zajęcy mało, bo zeszły przed świętami - tłumaczy tuż przed spotkaniem rękodzielników.

Słoń dla córki

Wojciech Dąbrowicz z Nowej Soli zajmuje się metaloplastyką. Z żoną - Marzena skończyła kurs wikliniarski z urzędu pracy - w ostatniej chwili zdecydowali się na wyprawę. Zaprasza do Nowej Soli: 9 maja sponsorzy i animatorzy kultury otrzymają statuetki, nad którymi pracuje.
A na razie cieszy się słoniem z siana kupionym dla córki. Barbara Konieczna (z synem Arturem) przyszła podpatrzeć, co z czego można zrobić. Drugi rok sprząta w Zamku. - Dziś praca jest, jutro może nie być... - oczy ma otwarte na wszystko. Artur - też. Dwunastolatek ma za sobą pierwsze próby krzyżykowania obrazów. Danuta Kidoń z Kożuchowa robi je od 50 lat. - Nie sprzedaję. Nikt nie da takich pieniędzy, które są warte tej pracy - mówi.

Ile kosztują cztery miesiące?

- Chętnie byśmy coś sprzedały - Eugenia Bielawska przyjechała z Czciradza z synową Agnieszką (z zawodu - sprzedawca; bez pracy) i 8-letnią wnuczką Pauliną. Na "Ostatnią Wieczerzę" poszło 150 motków muliny po złotówce za motek i ponad metr kanwy (25 zł). Jak przeliczyć cztery miesiące pracy, pani Eugenia, jak większość autorek obrazów, nie wie. Nie tylko autorek. Adam Bruder z Nowej Soli (inwalida na rencie) krzyżykuje od 25 lat. Anna i Daniel Cyganowie z Bytomia Odrz., obok obrazów, pokazują kartki komunijne. Wykonane pierwszy raz. Na próbę. Lepiej od obrazów sprzedają się drobne rzeczy.

Pamiątka z wycieczki

Iga i Marian Łysakowscy jeszcze pachną wiatrem. Dwie godziny temu wsiedli na rowery w Zielonej Górze. Rozglądają się po wystawie: nic lepszego nie mogło się zdarzyć przewodnikom turystycznym, którymi są oboje. Każda wycieczka pyta o pamiątki…
Nowosolanin Lesław Skonieczny oferuje świece figuralne z wosku pszczelego. Wosk jest ubocznym produktem pszczelarstwa, którym zajmuje się od lat. Bardziej opłaca się zamienić go w świece, niż sprzedawać w bryłach. Przy okazji spełniając marzenia turystów o niebanalnej pamiątce. Skonieczni są na rencie. Trójka dorosłych dzieci już na swoim. - Najmłodsza córka z mężem mieszka z nami. Nie ma pracy...
Eduard w Gruzji nazywał się Petrosjan. W Polsce nosi nazwisko żony: Kopansky. - Brat służył w Szprotawie. Wrócił do Gruzji. Ja zostałem - tłumaczy rzeźbiarz, który trzy lata studiował w tibiliskiej akademii sztuk pięknych.

Lenin na Winobraniu

Rzeźbę zostawił dla handlu. - Trochę robiłem krasnale, ale z nich nie da się wyżyć - mówi mieszkaniec Nowogrodu Bobrz., autor pomników Lenina w Gruzji i ZSRR.
Że małe Leniny mogą mieć wzięcie na winobraniowym jarmarku, nie dowierza. - Nie potłuką mi ich? - Eduard na Winobraniu nigdy nie był. Helena Gąsiorowska z Nowej Soli wpada na spotkanie spóźniona. - Samochód mi wysiadł - tłumaczy. Takiego haftu (nazywa się to haft boutis) nikt nie widział. Więc wszyscy się zlatują, jak pszczoły do miodu.

Pojedzie do Brukseli

Aleksandra Wyrwicka z Lubuskiego Stowarzyszenia Twórców Rękodzieła Ludowego, które działa przy Muzeum Etnograficznym w Ochli, od świąt śpi po cztery godziny na dobę. - Wszystko, co zrobiłam wcześniej, poszło na jarmarku wielkanocnym w Szreniawie - zielonogórzanka mówi o imprezie Muzeum Wsi, Rolnictwa i Przemysłu Rolnego, z którym współpracuje. - Pod koniec kwietnia jadę do Brukseli. Na pięć dni. Zabiorę firany, obrusy, bieżniki, kołnierzyki.
Maria Stefańczyk z Mirocina Średniego (od 10 lat na rencie) do Kożuchowa przywiozła serwetki robione na szydełku i hafty. Trochę udało się sprzedać na kiermaszach w nowosolskim muzeum. Kilka - przez znajomych - trafiło do Kanady i Niemiec.

500 zaproszeń

- Wysłałam ponad 500 zaproszeń - Danuta Bruchal, emerytowana nauczycielka, niedawno przeniosła się z Zielonej Góry do Kożuchowa. Na dzień dobry zorganizowała spotkanie rękodzielników w Zamku. Na krześle leżą obrazki malowane na płytkach ceramicznych i szkle przez wychowanków Domu Dziecka w Kożuchowie. Od dzieci, które sprzedają prace na przedświątecznych kiermaszach, przedsiębiorczości może się uczyć niejeden dorosły... Paulina Kostrzewa z Kożuchowa ma 12 lat. - Dopiero się uczę - rozkłada na stole dziergane przez mamę sweterki i czapki. Ma sześciu braci i siostrę. Puzderko ze słomy zrobił 30-letni Mariusz. Ale i Damian, gimnazjalista, też ręce ma nie od parady: składa domki z zapałek. Panie przy stole podziwiają haft richelieu Zofii Borowczak (na zasiłku przedemerytalnym). Mamie towarzyszy Maciej (od lutego pracuje w Polkowicach, dokąd dojeżdża z Kożuchowa). - Z ciekawości przyszliśmy.
Ciekawość, jak robią to inni, zaspokaja spontanicznie aranżowana wystawa prac. I wystąpienia gości.

Największy kosz na świecie

Przedstawiciel Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa z Nowego Tomyśla mówi o kursach plecionkarskich, które organizuje muzeum. I o plenerze wikliniarskim. Naprawdę warto zobaczyć miasto, które zasłynęło największym koszem na świecie (z wpisem do księgi Guinnessa). W tym roku znów będzie o nim głośno: pod koniec kwietnia dwa rynki zostaną splecione wikliną. A we wrześniu - drugie już Spotkania Młodych Plecionkarzy (żeby rzemiosło nie zaginęło). Jerzy Wyrwicki, członek zarządu Lubuskiego Stowarzyszenia Twórców Rękodzieła Ludowego i Artystycznego, zachęca: - Członkowie mają prawo każdego dnia, gdy muzeum jest czynne, wystawiać i sprzedawać prace. I dodaje: 2 maja odbędzie się kiermasz rękodzieła przy zielonogórskim Auchanie. Deklaracje członkowskie krążą po stołach: kto chce, może się zapisać. Teresa Pawlaczyk-Kozłowska dwa miesiące temu zainicjowała podobne jak w Kożuchowie spotkanie w Żarach. Gdzie za chwilę zarejestruje się samodzielne stowarzyszenie.

Nie chodzi o wielkie pieniądze

- Nasi członkowie, a jest nas 60 osób, nie mają pieniędzy na dojazdy. Pomysł zrodził się dzięki "Gazecie Lubuskiej", która pisała o reaktywowaniu stowarzyszenia w Ochli - pani Teresa mówi o oddziale żarskiego towarzystwa, jakie powstało przy Klubie Pracy w Szprotawie. O VII ogólnopolskim konkursie Igłą Malowane, na który bezrobotne w większości panie wybrały się do Gorzowa Wlkp. O Kole Gospodyń Wiejskich w Olbrachtowie, które zaprosiło żaranki na dwudniową wystawę "Nie każdy potrafi". O kiermaszu w żarskim Salonie Wystaw Artystycznych, który był.

I o wyjeździe do Łęknicy który będzie

- Nie chodzi o wielkie pieniądze. Jak się coś sprzeda i zarobi na nici do następnej pracy, już jest fajnie.
Ale to nie jedyny atut stowarzyszenia. - Na spotkanie przyszła głuchoniema autorka serwetek, które tak się państwu podobają. I odkryła wśród nas dwie osoby znające język migowy... O przełamywaniu społecznej izolacji niepracujących osób mówiono też podczas spotkania w Zielonej Górze. Barbara Kulik nazywa rzecz wprost: - Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa!
Dzięki spotkaniu w Żarach trafiła do Zielonej Góry. I do gazety. Gazeta pojechała do Australii. Naprawdę trudno przewidzieć, co jeszcze ze spotkania wyniknie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska