[galeria_glowna]
W jednej ze scen filmu ,,Wróg u bram'' radziecki strzelec wyborowy Wasilij Zajcew mierzy ze swego karabinu prosto w lunetę celującego w niego niemieckiego snajpera.
- To wierutna bzdura. Pocisk uderzając w twarde szkło lunety zmieni swój tor i prawdopodobnie nie zrobi najmniejszej krzywdy przeciwnikowi - komentują instruktorzy z ośrodka szkolenia strzelców wyborowych, który otwarto przed kilkoma dniami w Wędrzynie.
Snajperzy z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza i Wędrzyna rozprawiają się z kolejnymi mitami, w które obrosła ich profesja. - To najbardziej nudna z wojskowych specjalizacji. Godzinami leżysz w błocie pod maskałatem i czekasz na właściwy moment. Częstokroć na próżno - mówi komendant ośrodka kpt. Wojciech Jagielski.
W kultowym filmie ,,Snajper'' Tom Berenger wciela się w żołnierza marines, który ma zlikwidować bossa kartelu narkotykowego. Zdaniem naszych strzelców, scenarzystę i reżysera mocno poniosła fantazja. Np. w scenie, w której główny bohater mierzy w głowę przeciwnika. W celowniku swej lunety widzi jego oczy.
- Przy odległościach powyżej 500 metrów nigdy nie celujemy w głowę. To zbyt ryzykowne. Dlatego na dłuższych dystansach, lub przy silnym wietrze mierzymy w klatkę piersiową, albo w brzuch. A jak strzelamy z karabinów wielokalibrowych, na przykład naszych Torów, to zawsze bierzemy na cel korpus. Jeśli pocisk trafi w nogę czy rękę, to po prostu urwie kończynę i zawodnik jest wyeliminowany z walki - opowiadają.
Kamizelka nie pomoże
Kolejny mit to naiwna wiara filmowych scenarzystów w cudowne właściwości kamizelek kuloodpornych, które mają chronić bohaterów przed atakami wrogich snajperów. Jeśli strzelcy używają specjalnej amunicji i karabinów o dużym kalibrze, to niewiele pomoże nawet najlepsza kamizelka. Pocisk z rdzeniem przeciwpancernym przebija ją jak papier i wyrywa płuca z sercem.
- W filmie ,,Snajper'' jest jeden dobry fragment, kiedy główny bohater współpracuje z obserwatorem. Bo my pracujemy w duetach. Lepszy i bardziej doświadczony strzelec rozpoznaje cel, a drugi robi za cyngiel. Obserwator podaje mu odległość, siłę wiatru i nastawy lunety. I ubezpiecza go, bo strzelec zaabsorbowany tym, co się dzieje kilkaset metrów przed nim, może nie zauważyć przeciwnika czającego się w pobliskich krzakach - mówią.
Z kalkulatorami w głowach
Instruktorzy Akademii Duchów prezentują trzy różne rodzaje maskowania; od lewej - zimowy, afgański i leśny.
(fot. fot. Dariusz Brożek)
Szkolenie snajperów ma niewiele wspólnego z ich przygodami na małym i wielkim ekranie. To setki godzin w salach wykładowych, gdzie poznają zasady balistyki, maskowania i trzech rodzajów taktyk; niebieskiej - desantowania morskiego, zielonej - zasad poruszania się i maskowania w lesie, czarnej - kamuflażu i działań w terenie zurbanizowanym. A potem tysiące godzin treningu na poligonach. Każdy musi mieć w głowie kalkulator, żeby w kilka sekund przeliczyć siłę wiatru, wilgotność powietrza i temperaturę, by na tej podstawie odpowiednio ustawić lunetę. Amerykanie używają do tego laptopów, nasi żołnierze mają tabele i notesy.
- Ale za to nie grozi nam, że wysiądzie akumulator - mówią.
Największym wrogiem snajpera jest drugi snajper. Oraz woda. - Bo tam, gdzie zaczyna się wilgoć, kończy się żołnierz - mawiają doświadczeni wojacy.
Ekwipunek i uzbrojenie strzelców waży około 45 kg. To m.in. kamizelka i tzw. szelki taktyczne, amunicja, racje żywnościowe. Równie ważny jest śpiwór, karimata, wodoszczelny pokrowiec, jednoosobowy namiot i siatki maskujące, w które może wplatać słomę, gałązki czy trawę.
- Maskowanie to abecadło naszej profesji. Musimy wtopić się w otoczenie. Dlatego kamuflujemy mundury, aby rozmiękczyć ich kształty, a karabiny oklejamy taśmą maskującą - mówią.
Tory przeciwpancerne
Dziennikarze nazywają ośrodek Akademia Duchów. Bo snajperzy mają być niewidoczni, nieuchwytni i znikać jak zjawy po wykonaniu zadania.
Międzyrzeczanie mają fińskie karabiny TRG 22 Sako kal. 7,62 mm. o zasięgu 800-900 m. Używają też polskich karabinów Tor kal. 12,7 mm, które skonstruował Aleksander Leżucha. Mogą z nich strzelać nawet na około 1,5 km. i niszczyć lżej opancerzone pojazdy. Ich marzeniem są karabiny Chey Tac, którymi można razić wroga nawet z odległości 2 km. Szkolenie zaczynają jednak od radzieckich SWD.
- Nie trzeba ich przeładowywać po każdym strzale. To atut. Ale minusem jest ich niewielki zasięg, który wynosi zaledwie 400-500 m - wylicza st. szer. Mateusz Milewicz z sekcji strzelców wyborowych w międzyrzeckiej brygadzie.
Zaczęli w Międzyrzeczu i w Wędrzynie
Pierwsze sekcje strzelców wyborowych powstały trzy lata temu w 17. WBZ w Międzyrzeczu i Wędrzynie z inicjatywy ówczesnego dowódcy jednostki gen. bryg. Mirosława Różańskiego, który obecnie jest zastępcą szefa zarządu planowania strategicznego w Sztabie Generalnym WP. Teraz jego byli żołnierze będą szkolić strzelców z innych jednostek. Podczas uroczystego otwarcia szkoły dowódca Wojsk Lądowych gen. broni Waldemar Skrzypczak zapewniał instruktorów, że mogą liczyć na jego pomoc. Polecił dowódcy ,,siedemastki'' gen. bryg. Sławomirowi Wojciechowskiemu, żeby w ciągu miesiąca przygotował mu listę sprzętu potrzebnego instruktorom i kursantom.
- Na rozwój tej szkoły w budżecie MON pieniędzy nie zabraknie - obiecał.
ŁOWCY BEKASÓW
Słowo snajper pochodzi od angielskiego snipe, czyli bekas. Te ptaki są bardzo czujne i w dodatku latają po spiralnym torze, dlatego trudno w nie trafić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?