Pan Mariusz i jego żona Anna wychowują 8-letniego synka Patryka, są też rodziną zastępczą dla braci pani Ani: 15-letniego Karola i 17-letniego Andrzeja. Pod koniec listopada zeszłego roku spalił się dom, w którym zajmowali mieszkanie. Nic z niego nie zostało. Pisaliśmy o tym 30 listopada w tekście "Ogień zabrał im wszystko".
Zaraz po tragedii gmina umieściła Adamczyków w dawnym motelu Oaza, ale warunki były spartańskie: zimno, brak ciepłej wody i sprawnych, podstawowych sprzętów. Kiedy pytaliśmy wtedy burmistrza Andrzeja Skałubę, jak długo rodzina będzie tam musiała egzystować, mówił, że postara się udzielić takiej pomocy, jaka będzie możliwa. Dotrzymał słowa.
Pogorzelcy dostali kawalerkę z aneksem kuchennym i łazienką w Zespole Szkół Ogólnokształcących. - To już było coś, mieliśmy ciepły kąt z dwoma łóżkami, a ludzie zaczęli spieszyć z pomocą - opowiadał pan Mariusz. W domu zaczęły pojawiać się: odzież, pościel, środki czystości. Koledzy z pracy przywieźli telewizor.
Rodzina dostała też pieniądze na najpotrzebniejsze zakupy: 1 tys. zł z gminy, po 3 tys. zł z Caritasu i Zespołu Szkół Ogólnokształcących (uczniowie zorganizowali kiermasz charytatywny i zbiórkę pieniędzy), 250 zł podarował im sklep ABC. Zaczęły się pojawiać najpotrzebniejsze meble i sprzęty gospodarstwa domowego. Życie, na ile to możliwe, zaczęło wracać do normy. Chłopcy wrócili do szkoły, Adamczykowie poszli do pracy.
Wkrótce dostali z gminy przydział na mieszkanie do remontu. - To 29 metrów, ale można dobudować pomieszczenie, jest też podwóreczko. Jak to się zrobi, będzie wygodnie. Cieszę się, że chłopcy będą mieli lepsze warunki - opowiadał M. Adamczyk.
Rodzina nadal mieszka w szkole, bo swój kąt będzie musiała poczekać jeszcze dobrych kilka miesięcy. -Zaczęliśmy tam remont, właśnie kładziemy instalację, ale do końca bardzo daleko - mówił nam wczoraj mężczyzna.
- Czekamy na pozwolenie na budowę, żeby powiększyć mieszkanie i na kredyt, który pomoże nam w realizacji tego przedsięwzięcia - dodał. Zapytaliśmy, czy rodzina nadal potrzebuje pomocy. - Bardzo dziękujemy "Gazecie Lubuskiej" i wszystkim, którzy nas wspierali w bardzo trudnym dla nas czasie - mówił pan Mariusz.
- Bardzo to cenimy i szanujemy, ale jesteśmy z żoną młodzi, pracujemy i musimy sobie sami dawać radę. Pomagają mi w remoncie nasi najstarsi chłopcy. Taka wspólna praca cementuje rodzinę - podkreślał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?