Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawdził się w innej roli

Wysłuchał Paweł Kozłowski
W piątek, w dniu 50. urodzin, Stanisław Chomski był w Opolu na finale krajowych eliminacji do indywidualnych mistrzostw Europy juniorów. Szkoleniowiec z żużlem związany jest od 34 lat.
W piątek, w dniu 50. urodzin, Stanisław Chomski był w Opolu na finale krajowych eliminacji do indywidualnych mistrzostw Europy juniorów. Szkoleniowiec z żużlem związany jest od 34 lat. fot. Paweł Siarkiewicz
W piątek skończył 50 lat. Jest cenionym trenerem, a do tego z wielkimi sukcesami. Jednak w żużlu zaistniał najpierw jako zawodnik.

Oto jak Stanisław Chomski wspomina początki swej przygody ze speedway'em.

- Pierwsze podejście do szkółki miałem w wieku 16 lat, to był 1973 rok. Przyszło grubo ponad 100 chłopaków. Jednak nie udało mi się dostać. Przeszedłem pierwszą selekcję, ale na drugich zajęciach na torze wylądowałem na bandzie i trafiłem do szpitala. Nic poważnego mi się nie stało, lecz dalsze treningi były uzależnione od zgody rodziców. A ja dostałem szlaban.

Za drugim podejściem
- Ale nie zrezygnowałem z żużla. Rok później już było lepiej. Znów się zapisałem do szkółki i tym razem udało się mi pokonać wszystkie szczeble. Nie było łatwo. Pierwsza selekcja była na AWF-ie. Test sprawnościowy przeprowadzał Ryszard Nieścieruk. Po nich odpadała już prawie połowa kandydatów. Setka, która została, pod okiem Jancarza, Padewskiego czy Migosia miała zajęcia na stadionie. Z tej grupy do egzaminu licencyjnego, który odbył się w sierpniu, przystąpiły dwie osoby. Trudno było zostać żużlowcem. Wtedy nikt zbyt wiele nie tłumaczył. Było parę kombinezonów. Kto pierwszy się do nich dorwał, dostawał szansę przejechania się motocyklem. Po kilku uwagach prowadzącego zajęcia, trzeba było pokazać, co się umie.

Zostawali najbardziej wytrwali

S. Chomski jest trzykrotnym złotym medalistą drużynowych mistrzostw Polski (1975-1977). Jaką wartość mają dla niego te tytuły? - Mój wkład w ich zdobycie był symboliczny. Plech, Jancarz, Padewski, Rembas, Fabiszewski, Nowak... To był żelazny skład. A byli jeszcze tacy zawodnicy, jak Ćwikła, Towalski, Rzewiński. Rywalizacja o miejsce w drużynie była bardzo duża. Wierzyłem, że mogę coś osiągnąć. Moja kariera dobrze się rozwijała. Wtedy zostawali najbardziej wytrwali. Na początku do jednego motocykla było nawet pięciu chłopaków. Warsztat dla szkółkowiczów był na stadionie, a trening kończył się wtedy, kiedy sprzęt był wyczyszczony. Często były to późne godziny nocne. A co z nauką? Chodziłem do ogólniaka przy Puszkina i warunek rodziców był taki, że miałem mieć dobre oceny. Wstawałem więc o 4.00 nad ranem i uczyłem się, bo popołudniami nie było czasu.

Pech podczas sparingu

- Zawodnik rezerwowy miał inną rolę. Jeśli młody dostawał się do składu, musiał zmieniać opony. Nie było dowolnej ilości kół. Opony miały wentyl z boku, trzeba było ją nabijać, łyżkami rozmontowywać, a tu jeszcze trener krzyczał: Szykuj się, bo zaraz jedziesz! Kiedy zacząłem rozumieć o co chodzi w tym sporcie i coraz mniej obijać się po bandach, zostałem dostrzeżony i powołany na Puchar Pokoju i Przyjaźni. To było wiosną 1978 r. Ale podczas sparingu z drużyną z Vetlandy pechowo upadłem. Prowadziłem, było błoto, przednie koło złapało uślizg. Dwóch Szwedów mnie ominęło, kolega z reprezentacji nie zobaczył i zahaczył mnie. Tak nieszczęśliwie, że złamałem kość łokciową prawej ręki. Wtedy nie było wielkiej opieki szpitalnej, więc po prześwietleniu rękę włożono w gips, żeby się zrosła. Lecz po zdjęciu opatrunku okazało się, że kość trzeba składać operacyjnie. Było po sezonie.

Za Nieścierukiem do Grudziądza

- Pod koniec sezonu 1979 nawet dobrze zacząłem sobie radzić. Wyeliminowałem uraz psychiczny. Jednak w klubie zaczęto stawiać na Okupskiego, Dubca... W międzyczasie pojawiła się propozycja z Tarnowa, ale byłem już w trakcie pisania pracy magisterskiej. Wystąpiłem w młodzieżowych drużynowych mistrzostwach Polski i szło mi nienajgorzej. Jednak w czerwcu podczas turnieju w Bydgoszczy jeden z zawodników wpadł na mnie. Uszkodziłem więzadła w stawie kolanowym. Znów szykowała się pauza. W trakcie rekonwalescencji postanowiłem więc przenieść się do Grudziądza, za trenerem Nieścierukiem, żeby terminować u jego boku jako przyszły instruktor. W grę wchodziły też starty. Lecz kiedy zobaczyłem na czym polega drugoligowy żużel, który był bardzo bezpardonowy, zrezygnowałem z jazdy. Postanowiłem zaistnieć w tym sporcie w innej roli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska