Chlebek żytni z pieca chlebowego, kiełbasa swojska, kaszanka z wody oraz z pieca chlebowego w naturalnym jelicie, salceson biały i czarny, słonina peklowana z kolendrą i grubą solą, ser twarogowy z kwaśnego mleka i mozzarella ze słodkiego mleka - takie przysmaki można było kupić przy domu państwa Niparko. W sobotę, w ciągu 2,5 godz., przez ich podwórko przewinęło się około 200 osób!
Ewa Baranowska z mężem Mirosławem do Białkowa przyjechali z Garbicza koło Torzymia. Przywieźli ze sobą znajomych aż spod Leszna, by pokazać im "zakątki naszego województwa". - W ostatniej chwili udało mi się kupić chleb i słoninę. Kaszanki już zabrakło. Wszystko jest smaczne, bo naturalne - zachwala pani Ewa.
- Jestem wychowany na swojskim jedzeniu. Ile można żyć na tym, co oferują markety? Mam nadzieję, że ktoś z góry pójdzie po rozum do głowy - mówi słubiczanin, który do Białkowa przyjechał specjalnie po sery. Bo akcja Eugeniusza Niparki miała zwrócić uwagę na problemy rolników, którzy - w odróżnieniu od ich kolegów z innych krajów Unii Europejskiej - nie mogą w swych gospodarstwach sprzedawać żywności przetworzonej. Wolno im handlować własnymi zbożami, owocami, warzywami, mlekiem czy miodem. Ale już nie chlebem lub serami, które z tych produktów sami robią. Wtedy musieliby założyć działalność gospodarczą i zrezygnować z rolnictwa.
Więcej przeczytasz w poniedziałek (10 czerwca) w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?