Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stal Gorzów: Złoty medal w strugach deszczu (część 3)

Paweł Tracz
W mistrzowskim sezonie Stal Gorzów miała aż czterech liderów. Jednym z nich był Jerzy Padewski, który w IMP w Rybniku zajął z pięcioma punktami 12. miejsce.
W mistrzowskim sezonie Stal Gorzów miała aż czterech liderów. Jednym z nich był Jerzy Padewski, który w IMP w Rybniku zajął z pięcioma punktami 12. miejsce. archiwum Stali Gorzów
Po zwycięstwach z najgroźniejszymi rywalami z Rybnika i Świętochłowic Stal Gorzów była niemal pewna złotego medalu drużynowych mistrzostw Polski 1969. Kropkę nad "i" trzeba było postawić w Gdańsku lub Rzeszowie.

To już ostatnia część wspomnień o drodze stalowców po historyczne pierwsze drużynowe mistrzostwo Polski. Sukcesów z udziałem stalowców było w sezonie 1969 jeszcze kilka, ale o tym za chwilę. Na razie skupmy się na lidze.

Przypomnijmy. Walka o pierwsze miejsce rozpoczęła się dramatycznie, bo od remisu ze Śląskiem w Świętochłowicach. Później poszło zgodnie z oczekiwaniami. W Gorzowie Stal wysoko pokonała imienniczkę z Rzeszowa, "planowo" zostawiła punkty z Rybniku w meczu z ROW-em i minimalnie uległa w Bydgoszczy Polonii. Pozostałe spotkania w pierwszej rundzie nasi rozstrzygnęli na swoją korzyść.
W rewanżach gorzowianie wygrali u siebie z ROW, Polonią i Śląskiem, zwyciężyli we Wrocławiu Spartę oraz zremisowali w Częstochowie z Włókniarzem. Do zakończenia sezonu pozostały im więc wyjazdy do Gdańska i Rzeszowa.

W międzyczasie na innych torach padały zaskakujące rezultaty. ROW przegrał z broniącymi się przed spadkiem częstochowianami, a także we Wrocławiu i u siebie ze Śląskiem. Będący przez długi czas na czele tabeli zespół ze Świętochłowic też zostawił punkty pod Jasną Górą, a także w Gdańsku i Bydgoszczy. Na finiszu rozgrywek w walce o złoto liczyły się tylko Stal, Śląsk i ROW, ale decydujący ruch należał do "żółto-niebieskich" z Gorzowa.

- Śląsk i ROW zdążyły po drodze zgubić kilka punktów, więc to my byliśmy po tych meczach głównymi kandydatami do pierwszego miejsca. Musieliśmy tylko wygrać zaległy mecz w Gdańsku lub ostatni w Rzeszowie. I wygraliśmy! - opowiada Andrzej Pogorzelski, jeden z liderów naszej drużyny w pamiętnym sezonie 1969.

Jurek Padewski bohaterem meczu

Do Gdańska, gdzie Stal mogła zapewnić sobie pierwsze miejsce, wybrało się kilka tysięcy gorzowskich kibiców! Prowadzący bezpośrednią transmisję radiową redaktor Tadeusz Cegielski "szalał" przy mikrofonie. Zawodnicy Wybrzeża niepewni jeszcze pozostania w pierwszej lidze zażarcie rywalizowali o każdy punkt. Ten dramatyczny pojedynek trwał w strugach deszczu...

- Według mnie bohaterem meczu był Jurek Padewski, który w tych trudnych warunkach potrafił wygrywać z liderami gospodarzy. Do połowy zawodów wcale nie byliśmy przekonani, czy już w Gdańsku zostaniemy mistrzami, ale świetna jazda Jurka dodała nam skrzydeł i błotnistą nawierzchnią przestaliśmy się przejmować. Rywale widząc, że nie odpuścimy, dali za wygraną i choć został nam jeszcze jeden mecz, mogliśmy świętować pierwsze mistrzostwo Polski - wspomina Pogorzelski.

Dzięki Padewskiemu, ale także pozostałym stalowcom, ostatnie biegi goście rozegrali znakomicie i ostatecznie zwyciężyli 43:35. W kilku sektorach trybun rozległo się chóralne "Sto lat!", pojawiły się transparenty z napisem "Gorzów wita mistrza Polski". Do rodzinnego miasta stalowcy wracali w radosnych nastrojach.

- Choć powrót był w późnych godzinach nocnych, kibice witali nas już na rogatkach Gorzowa, chyba w Różankach była pierwsza "brama". Im bliżej centrum, tym coraz trudniej szło sforsowanie rzeszy uradowanych fanów. I nie było się czemu dziwić, bo przecież takiego sukcesu jeszcze nigdy nie mieliśmy - dodaje Padewski.

Wynik ostatniego meczu w Rzeszowie nie miał już zatem znaczenia. Stal, będąca już mistrzem kraju, miała jednak z rzeszowianami porachunki z poprzedniego sezon. Nasi nie zapomnieli bowiem, że właśnie porażka na Podkarpaciu pozbawiła stalowców złota w poprzednim sezonie. Tym razem niespodzianki nie było i gospodarze zostali wysoko pokonani 52:25.

Na tytuł zapracowali: Edward Jancarz, Pogorzelski, Edmund Migoś, Padewski, Ryszard Dziatkowiak, Bronisław Rogal, Wojciech Jurasz, Marian Pilarczyk i Kazimierz Gizycki. - Niestety, wielu z nich już nie żyje i nie będzie mogło uczestniczyć w spotkaniu, które prawdopodobnie zostanie zorganizowane w przyszłym roku z okazji 45-lecia zdobycia tytułu... - mówi Padewski.

Oprócz złota w lidze, w 1969 roku stalowcy sięgnęli jeszcze po kilka innych trofeów. Sporym wydarzeniem było drużynowe mistrzostwo świata, które Polska zdobyła w Rybniku. W skład naszej drużyny weszli dwaj gorzowianie: Pogorzelski i Jancarz. Ten drugi był liderem "biało-czerwonych" i zdobył 11 punktów. W finale IMŚ na legendarnym Wembley "Eddy" zajął szóste miejsce, a pan Andrzej dziewiąte. Gorzej poszło stalowcom w finale krajowym, gdzie najwyższą, ósmą pozycję zajął Pogorzelski.

Niepowodzenie nasi powetowali sobie w Złotym Kasku - wygrał Jancarz przed Pogorzelskim. Z kolei w Srebrnym Kasku trzeci był Dziatkowiak. Kolejne lata były jednak dla naszych mniej szczęśliwe - na zwycięstwo w ekstraklasie przyszło poczekać aż cztery sezony...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska