Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Matuszewski: - Dostałem nowe życie

Henryka Bednarska 0 95 722 57 72 [email protected]
62-letni Stanisław Matuszewski z przeszczepionym sercem żyje już pięć lat
62-letni Stanisław Matuszewski z przeszczepionym sercem żyje już pięć lat fot. Krzysztof Tomicz
- Gdyby nie było tego serca, gryzłbym już ziemię. Profesor Religa wyuczył innych lekarzy i oni tam, w Zabrzu, mnie uratowali - mówi Stanisław Matuszewski z podgorzowskiego Lubna. Nowe serce ma od pięciu lat.

Przyznaje, że z uwagą słuchał tego, co mówi, co robi Religa. Zwłaszcza ostatnio, w okresie jego politycznej działalności i pracy w rządzie. - Nie tam trafił. Na ministerstwo szkoda było jego talentu.

Wiele razy rozmawiałem o tym z innymi przeszczepowcami, także tymi, którym on robił zabieg - mówi. Przypomina, że to profesor przeprowadził pierwszy przeszczep w Polsce. - W 1989 r. Gdyby nie on, wielu by nie żyło... - zawiesza głos.

Czekanie na dawcę

20 lat temu Matuszewski miał zawał. I zaczęła się gehenna, a nie życie. Najpierw ratowano go by-passami, w 2000 r. lekarze wstawili mu kardiowerter. To malutki defibrylator, który impulsami przerywa groźną dla życia arytmię serca. Kardiowerter ,,strzelał'', gdy dochodziło do migotania komór. Musiał wtedy albo leżeć, albo czegoś się trzymać, bo rzucało ciałem.

- Skakałem razem z łóżkiem. Tak silnie kardiowerter pobudzał zatrzymujące się serce - mówi.

Już dziewięć lat temu usłyszał, że musi mieć przeszczep. To żona zarejestrowała go w klinice w Zabrzu. Był 2003 r. - Wiedziałam, co tam robią, z telewizji - tłumaczy pani Janina. W Zabrzu przeszedł serię badań, część wcześniej wykonali kardiolodzy z Gorzowa. I zaczęło się czekanie na serce. Na odpowiedniego dawcę. - Dwa razy dzwonili, że już jest, że mam męża przygotować. Jakie to były nerwy! Po czym drugiego, wzywającego telefonu nie było - wspomina żona.

A z sercem działo się coraz gorzej. Karetka z Gorzowa przyjeżdżała do ich domu niekiedy dwa razy w tygodniu. - Zdarzało się, że ze szpitala przywozili mnie wieczorem, a nad ranem znów mnie zabierali - opowiada. Co wtedy myślał? Mówi, że było mu już wszystko jedno. Działanie kardiowertera go wykańczało, ale bez niego, by nie żył. Wylicza, że z kardiowertera odebrał 71 strzałów ratujących życie, 27 razy uratowali go gorzowscy kardiolodzy.

Serce od 29-latka

We wrześniu usłyszał wreszcie, że znalazło się serce. - Pamiętam, jak w przeddzień przeszczepu mężem rzucało na łóżku. Patrzyliśmy z synem i nic nie mogliśmy pomóc... - wspomina żona. Wrócili do Gorzowa, a już następnego dnia mąż powiedział jej, że będzie miał przeszczep. - Ucieszyłem się, bo to nie było już życie. Istniało ryzyko, ale nie bałem się zabiegu. Chciałem żyć, ale tyle już przeszedłem, że było mi wszystko jedno, czy operacja się uda, czy nie - przyznaje.

Zabieg przeprowadził prof. Wojciech Rowiński, obecny był też szef zabrzańskiej kliniki prof. Marian Zembala. - Jak się obudziłem, myślałem, że jestem na księżycu. Tyle miałem podłączonych rurek, wszędzie, także do głowy. Czułem się dobrze, oddychałem spokojnie, tylko chciało mi się pić - opowiada. Po zabiegu uwierzył, że będzie żył.

Wie, czyje ma serce: - Nazwiska nie znam, ale to był chłopak z Warszawy, 29-letni. Zginął przed własnym domem. Wyszedł, żeby uspokoić pijaków i któryś przejechał mu stłuczoną butelką po szyi.

Gdzie liczy się pacjent

Matuszewski zapewnia, że z sercem jest wszystko w porządku. Gorzej z wątrobą i nerkami. Od zawału ciągle jest na lekach i będzie - jak mówi - do końca żywota. Bez leków organizm odrzuci przeszczep.

Do Zabrza najpierw jeździł co kilka miesięcy, teraz raz na pół roku. Chętnie mówi o atmosferze w klinice. - Prof. Zembala, uczeń Religi, do przeszczepowców przychodził kilka razy w tygodniu. Cześć chłopaki, jak się czujecie, dopytywał. Jakby wpadał do kolegów w odwiedziny - opowiada. Prof. Religę widział raz, na korytarzu z prof. Zembalą. - Zawsze go podziwiałem: za talent, za to, że wyuczył innych. I jego uczniowie mnie uratowali - stwierdza.

Kilka dni temu słyszał w telewizji, jak o profesorze opowiadał pacjent, któremu on przeszczepił serce: - Mówił, że dla profesora zawsze najważniejszy był pacjent. I ten duch ciągle jest w klinice w Zabrzu. Nikt nie liczy się tak jak chory.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska