Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starcie z sądem

(mich)
Prokurator może niebawem oskarżyć Stanisławę Derczyk, która od dwóch lat tylko przepisuje skargi na sędziego. Wysyła je, gdzie tylko może. – Ale tracę nadzieję, że prawda wyjdzie na jaw – ubolewa kobieta.
Prokurator może niebawem oskarżyć Stanisławę Derczyk, która od dwóch lat tylko przepisuje skargi na sędziego. Wysyła je, gdzie tylko może. – Ale tracę nadzieję, że prawda wyjdzie na jaw – ubolewa kobieta. fot. Ryszard Poprawski
Stanisława Derczyk chciała sądownie załatwić spadek po ojcu. Sprawy się tak potoczyły, że może trafić na dwa lata do więzienia.

Pani Stanisława z sądami nigdy nie miała do czynienia. Mieszka w Lasocinie pod Kożuchowem, z zawodu jest klasyfikatorem mleka, żyje z renty (410 zł). Opowiadając o sądowych perypetiach co chwilę wybucha płaczem: - Jestem dziś kłębkiem nerwów.

Rzucił we mnie aktami!

Zaczęło się w 2004 r., kiedy postanowiła załatwić sprawę testamentu po ojcu. Tata zostawił niewielki majątek: stary domek na wsi i kilka arów obok. Pani Stanisława nie chciała, by były mąż położył rękę na jakimkolwiek składniku jej ojcowizny. Dlatego złożyła w nowosolskim sądzie wniosek o nabycie spadku. Nie miała jednak testamentu. Kiedy uzyskała u notariusza jego odpis, poszła zanieść go do sądu.

- Sekretarka zaniosła go do gabinetu sędziego prowadzącego moją sprawę - relacjonuje pani Stanisława. - Po chwili wróciła i powiedziała, że sędzia kazał mi się z tej sprawy wycofać, bo to nie ja, ale mój szwagier powinien złożyć wniosek o nabycie spadku. Byłam oburzona. Przecież miałam wszystkie potrzebne dokumenty. Sekretarka otworzyła drzwi gabinetu sędziego i powiedziała, żeby on mi to wytłumaczył. Weszłam do gabinetu i zostaliśmy w nim sami.

Pani Stanisława twierdzi, że sędzia był zdenerwowany i w arogancki sposób kazał jej się wycofać z tej sprawy. Kiedy ona odmawiała, tłumacząc, że nie rozumie dlaczego, sędzia miał rzucić w nią aktami, krzycząc, że ma natychmiast wyjść.

- Wyszłam więc, a wcześniej pozbierałam z podłogi porozrzucane akta - relacjonuje kobieta. - Płacząc, wróciłam z tym aktami do domu.

Gdzie te akta? - pyta sąd

Minął ponad rok i dostała wezwanie do sądu w toczącej się sprawie o... odtworzenie akt jej sprawy. Na rozprawie sędzia spytał, czy coś wie na ich temat. Opowiedziała, jak to sędzia nimi rzucił.

Wkrótce potem dowiedziała się, że toczy się przeciw niej postępowanie w prokuraturze. Jest podejrzaną o ukrywanie dokumentu, którym nie miała prawa dysponować (to czyn z art. 276 Kodeksu karnego, za który grozi kara do dwu lat więzienia). Przerażona kobieta zaczęła szukać pomocy. Napisała nawet do ministra sprawiedliwości.

- Jak to było z aktami pani Stanisławy? - pytamy sędziego, który prowadził jej sprawę o nabycie spadku. - Składałem wyjaśnienia ministrowi sprawiedliwości i panu też chętnie wszystko wyjaśnię - odpowiada sędzia. - Ale dopóki toczy się postępowanie w prokuraturze, nie mogę tego robić.

- A co ustaliła prokuratura? - pytamy Patryka Wilka, prokuratora prowadzącego śledztwo przeciwko pani Stanisławie. - Doniesienie wpłynęło z sądu okręgowego, dotyczyło tego, że ta pani przez dwa lata bezprawnie przechowywała akta - mówi prokurator. - Ona zresztą sama to przyznaje. Sprawa wyszła na jaw, kiedy sąd prowadził postępowanie o odtworzenie akt. Śledztwo ma wyjaśnić, jak ta pani weszła w ich posiadanie. Nic więcej nie powiem. Śledztwo skończy się w grudniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska