Stelmet Enea BC: Dragicević 29, Savović 14, Zamojski 14 (4), Koszarek 9 (2), Matczak 2 oraz Florence 15 (3), Mokros 9 (2), Gecevicius 8 (2), Hrycaniuk 4, Murić 0.
Rosa: English 27 (5), Harrow 20 (1), Fraser 7, Sokołowski 5, Szymański 2 oraz Auda 22 (2), Zajcew 12, Piechowicz 1, Szymkiewicz 1, Bojanowski 0, Zegzuła 0.
Czy w ostatniej kolejce rundy zasadniczej koszykarze Stelmetu Enei próbowali wybierać sobie rywala na ćwierćfinał? Czy Rosa będzie łatwiejszym przeciwnikiem niż MKS Dąbrowa Górnicza? Czy problemem mistrzów Polski jest brak lidera, a właściwie to, że liderami są tu niemal wszyscy, czyli tak naprawdę nikt? Wczoraj wieczorem takie dyskusje ucichły, przynajmniej na chwilę, bo zespół z Zielonej Góry rozpoczął serię spotkań z ekipą z Radomia. Jeszcze tylko podczas prezentacji Vladimir Dragicević odebrał gratulacje za to, że znalazł się w pierwszej piątce sezonu zasadniczego ekstraklasy i rywalizacja mogła ruszyć.
Początek meczu należał do Stelmetu Enei. I to zdecydowanie! Przewaga była efektem dobrej obrony, w której na spore brawa zasłużył Filip Matczak, skutecznie ograniczając poczynania AJ Englisha. Za to Rosa nie radziła sobie kompletnie i już w 4 min miała pięć przewinień. Chwilę później Dragicević trafił oba rzuty wolne i zrobiło się 11:2. Sytuacja zmieniła się, gdy na parkiet wszedł Patrik Auda. Czech raz za razem dziurawił kosz mistrzów Polski, w pierwszej kwarcie uzyskał aż 15 punktów (przy 100-procentowej skuteczności) i dzięki niemu goście objęli prowadzenie najpierw 20:18, następnie 25:21. Trener Andrej Urlep musiał szybko coś wymyślić, bo taka gra nie wróżyła nic dobrego.
ZOBACZ TEŻ ZDJĘCIA KIBICÓW
W drugiej kwarcie Boris Savović zajął się Audą i zbiórkami, Łukasz Koszarek - podaniami, Dragicević - zdobywaniem punktów (13 w tej części) i jakoś szło. Łatwo jednak nie było. Wprawdzie w 15 min, po odważnym wejściu Matczaka, gospodarze prowadzili 37:31, ale przed przerwą English przymierzył za trzy i wyrównał na 46:46.
Na półmetku Stelmet Enea miał 48,5 proc. skuteczności rzutów z gry i 35,7 proc. za trzy. Rosa - odpowiednio - 60 proc. i 41,7 proc. Obiecująco wyglądały statystyki pod względem strat: mistrzowie Polski mieli tylko jedną, rywale - sześć. Zielonogórzanie dość wyraźnie przegrywali za to w dwóch kolejnych elementach: punktach z pola trzech sekund (18:26) i z szybkiego ataku (2:11).
Trzecia kwarta przez dłuższy czas nie przebiegała po myśli Stelmetu Enei. Dopiero trzy kolejne akcje 2+1 w wykonaniu Dragicevicia i Jamesa Florence’a wlały nieco optymizmu w serca miejscowych kibiców. W 27 min mistrzowie Polski wygrywali 64:62. A gdy po trójce dołożyli Martynas Gecevicius i Jarosław Mokros, zrobiło się 70:65. Czteropunktowa przewaga zielonogórzan przed decydującą odsłoną nie pozostawiała jednak wątpliwości, że w tym pojedynku jeszcze wszystko może się zdarzyć.
W czwartą kwartę Stelmet Enea wszedł bardzo dobrze. Florence lubi łamać schematy i wczoraj okazało się, że w tym szaleństwie jest metoda. Gospodarze szybko odskoczyli na dwucyfrowe prowadzenie, które już pozwalało myśleć o zwycięstwie. Ale przecież mistrzowie Polski nie takie zaliczki potrafią roztrwonić. Chwila rozprężenia, trzy straty z rzędu i w 39 min Ryan Harrow trafił na 93:92. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby nie trójki Koszarka, Florence’a i Przemysława Zamojskiego w tej gorącej końcówce...
Drugi mecz ćwierćfinału już w sobotę, 28 kwietnia, o godz. 17.45 w hali CRS.
Zobacz też: Widzowie nie ukrywali zaskoczenia. Policjant trafił do kosza, rzucając tyłem przez całą długość boiska
wideo: STORYFUL/x-news
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?