Do sobotniego pojedynku w Komprachcicach ekipa z Zielonej Góry podeszła zmobilizowana. Po akcji Wojciecha Gumińskiego i rzucie karnym Alana Raczkowiaka prowadziliśmy 2:0. Kiedy dwie bramki dołożył Łukasz Jarowicz i jedną "Guma", odskoczyliśmy na 5:2. Była 15 min. Potem na listę strzelców dwukrotnie wpisał się Jan Ratajczak i zrobiło się 7:3.
Przewaga czterech goli utrzymywała się przez następne pół godziny. W 49 min wygrywaliśmy 21:17 i... straciliśmy trzy bramki pod rząd. - Wtedy zaczął się dramat - relacjonuje kierownik Stelmetu Józef Grzegorczyn. - Galareta, brak odpowiedzialności za rzut. Rywale wyłączyli z gry Gumińskiego i Raczkowiaka. A w sytuacji czterech na czterech nie potrafiliśmy poradzić sobie w ataku.
Akademicy trzymali się do 54 min, wtedy prowadzili 24:23. Po chwili był już remis. W 57 min OSiR wygrywał 26:24, a minutę przed końcem podwyższył na 28:25. - Pierwsza połowa mogła już ustawić mecz. Na półmetku powinniśmy mieć przewagę przynajmniej ośmiu goli - przekonuje Grzegorczyn. - Ale z dogodnych pozycji trafialiśmy w bramkarza! Od początku zrobiliśmy z niego bohatera. Powiem krótko: przegraliśmy na własne życzenie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?