Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stworzyliśmy międzynarodową markę

Agnieszka Stawiarska 68 324 88 51 [email protected]
Ryszard Wtorkowski ponad 20 lat temu założył z rodziną firmę LUG Light Factory. Żonaty, ma dwóch synów. Odpoczywa żeglując (fot. Mariusz Kapała)
Ryszard Wtorkowski ponad 20 lat temu założył z rodziną firmę LUG Light Factory. Żonaty, ma dwóch synów. Odpoczywa żeglując (fot. Mariusz Kapała)
Ryszard Wtorkowski, prezes zarządu i współwłaściciel LUG Light Factory w Zielonej Górze. Jego rodzinna firma zaczęła działalność w piwnicy.

- Ma pan za sobą ponad 20 lat działania w biznesie, który zaczął się z rodziną i od produkcji lamp w piwnicy domu. Siedzimy dziś w pięknym gabinecie, w firmie pracuje ponad 400 osób. Wasze oprawy świetlne są sprzedawane niemal na wszystkich kontynentach. Które decyzje były najważniejsze na tej drodze do sukcesu?

- W życiu każdego człowieka jest takie pięć minut, które zmienia bieg zdarzeń. W moim było wiele takich pięciominutówek. Raz podejmowałem decyzje pod wpływem doświadczenia, raz z powodu intuicji, a raz to był łut szczęścia. Mogę oczywiście wskazać kroki milowe w rozwoju firmy, jak np. zmiana profilu produkcji, ale tak naprawdę wierzę w to, że liczą się codzienne drobiazgi, codzienne małe decyzje w życiu przedsiębiorstwa, które składają się na całość. Jeżeli są właściwe, wtedy przychodzi pora na te spektakularne. Jak budowa nowego zakładu, wejście na giełdę.

- Za codziennymi decyzjami stoją ludzie. Na początku biznesu, sam pan ich przyjmował do pracy.

- Tak, najpierw pracowaliśmy tylko rodzinnie, potem zatrudniałem ludzi. Po prostu rozmawiałem z nimi, bo przecież nie miałem wtedy pojęcia o tych wszystkich narzędziach i metodach, które są dziś używane do rekrutacji. Zatrudniałem więc na czuja.

- Co pana przekonywało i przekonuje w ludziach do tego, że powinni się znaleźć w firmie?

- Samo przyjęcie to tylko początek. Mały krok. Ważne jest, co dzieje się potem, na kluczowych stanowiskach jest dla mnie ważna pomysłowość, kreatywność. Cenię też wzajemne zaufanie. W zasadzie bez niego nie ma mowy o przetrwaniu firmy. Teraz jest ona już rozbudowaną organizacją. Gdybym nie ufał pracownikom, którzy nią zarządzają, nie mógłbym działać. Teraz oczywiście rekrutacja odbywa się w przemyślany, planowy sposób, zajmują się tym odpowiedni ludzie. Tymi działaniami kieruje od lat moja żona i ma ogromną intuicję do ludzi. Poza tym działa u nas system ocen, dzięki któremu pracownicy wiedzą, czego się od nich oczekuje. Czasami okazuje się, że ktoś musi zmienić miejsce w obrębie firmy, dostaje nowe zadania, w których lepiej się czuje. Ważne jest dla mnie, aby pracownicy identyfikowali się z firmą. Nie przychodzili tu tylko po wypłaty. Nigdy nie ma tak, że wszyscy są zadowoleni, ale to wiem. W tak dużej organizacji to jest po prostu niemożliwe.

Czytaj też: Ryszard Wtorkowski szefem BCC w regionie

- Eksportujecie państwo swoje produkty do wielu krajów europejskich, państw arabskich, do Australii, Ameryki Południowej. Kto zajmuje się tymi kontaktami?

- Na początku rozwijaliśmy sprzedaż do pobliskich krajów: w Niemczech, w Rosji, na Ukrainie, nad Bałtykiem. Zatrudnialiśmy Polaków znających języki i branżę. Potem sięgaliśmy coraz dalej. Szybko okazało się, że potrzebni są nam obcokrajowcy, którzy znają lokalne warunki gospodarcze, mentalność, zwyczaje handlowe. Dlatego przyjęliśmy ich do pracy. Działają u siebie, do nas przyjeżdżają na spotkania, szkolenia. Zatrudniamy Rosjan, Niemców, Syryjczyka, Libijczyka. Szukaliśmy ich przez ogłoszenia.

- U konkurencji też?

- Nie, nigdy nie odbieraliśmy celowo pracowników konkurencji. Działamy fair. Jeśli do nas przychodzili, to z własnej woli.

- Uczył się pan zarządzania na szkoleniach, studiach?

- Jeśli menadżer jest przekonany, że wie wszystko, to jego firma staje w miejscu. Ja też nie wiem wszystkiego. Nie kończyłem studiów w tym kierunku, ale uczy mnie doświadczenie, rozmowy z fachowcami, książki.

- Gdyby dziś miał pan zacząć z tym samym kapitałem i tą samą wiedzę co 20 lat temu, założyłby pan firmę?

- Tak, jakoś nie umiem sobie wyobrazić innej sytuacji. Ale gdy wspominam przeszłość, było kilka sytuacji, w których mając obecną wiedzę, postąpiłbym inaczej. Lepiej. Tego już nie mogę zmienić. Mogę mieć wizję i plan przyszłość.

- Do kogo należą ostateczne decyzje w firmie?

- Do mnie. Ja wyznaczam kierunek, a zespół najważniejszych ludzi wokół mnie rozpracowuje go na szczegóły.

- Nie marzy się panu życie rentiera?

- Nie. Bo co ja bym robił z czasem. Może trochę popływałbym po morzach, bo lubię żeglować, ale zawsze po kilku dniach urlopu chce mi się wracać do firmy. Jej rozwój daje mi ogromną satysfakcję, której chyba nic innego by nie dało.

Czytaj też: Zielonogórski LUG zdobywa światowe rynki

- Jaką firmę widzi pan za pięć, dziesięć lat...

- Chciałbym, aby trwała nawet kilkadziesiąt lat. I wierzę w to. Nasze biura handlowe powstaną pewnie w Chinach, Indiach, bo dlaczego nie miałoby ich tam być. Skoro już w tylu miejscach na świecie jesteśmy. Nasza marka ma już międzynarodową siłę. Mój starszy syn pracuje u nas dwa lata, właśnie otwiera przedstawicielstwo w Brazylii. Młodszy zdaje maturę i idzie na ekonomię. Wie już czego chce i dużo wie o przedsiębiorstwie, więc pewnie też będzie chciał tu pracować.

- Czy przeczuwał pan te sukcesy w pierwszych latach działania?

- Wiadomo, że nie miałem dokładnie tego obrazu w oczach, ale w głowie kiełkowały marzenia o silnej marce, czymś trwałym, a nie tylko szybkim zysku. W moim domu zawsze mówiło się o prywatnej własności, przedsiębiorczości, bo mamy tradycje rzemieślnicze i produkcyjne. Miałem kilka lat, gdy słuchałem ciotek, które wspominały fabryki prowadzone przez naszą rodzinę przed wojną. I tak kiełkowała jedna myśl, druga, aż realne stało się założenie i rozbudowa własnego biznesu.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska