Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sulechów: Syrena w bazie wyje kilka razy dziennie

Redakcja
Strażacy Marek Giąsiorowski, Marcin Semkło i Piotr Matysiak właśnie wrócili z akcji gaszenia wielkiego pola pod miastem. Było ciężko, ogień roznosił się w błyskawicznym tempie.
Strażacy Marek Giąsiorowski, Marcin Semkło i Piotr Matysiak właśnie wrócili z akcji gaszenia wielkiego pola pod miastem. Było ciężko, ogień roznosił się w błyskawicznym tempie. fot. Marek Marcinkowski
- Kilka razy dziennie palą się pola i nieużytki, ogień trawi też lasy! - nie ukrywają strażacy.

Sytuacja robi się dramatyczna, bo w okolicy brakuje wody, a ochotnikom wysiada sprzęt.

- To jest coś okropnego, istna plaga pożarów - kwituje codzienne akcje gaśnicze szef sulechowskich strażaków bryg. Mariusz Bieława. Alarm w bazie włącza się regularnie przynajmniej kilka razy dziennie. Najczęściej płoną łąki i nieużytki, palą się też lasy.

Trąby powietrzne roznoszą płomienie
Najwięcej pożarów dotyka nieużytki. - Wszystkie są niemal oczywistymi podpaleniami - mówi bryg. Bieława. Na drugim miejscu znajdują się pożary łąk. Trzecie miejsce w niechlubnej czarnej statystyce zajmują pożary niszczące lasy. - To też w większości podpalenia - martwi się strażak.

Walka z żywiołem w czasie suszy jest bardzo trudna. Ogień na wyschniętej łące błyskawicznie zajmuje wielkie obszary. - Podczas pożarów tworzą się trąby powietrzne, które roznoszą płomienie w różne miejsca, po chwili mamy kilka ognisk zapalnych - tłumaczy M. Bieława.

Podobnie dzieje się w lesie. Tam wilgotność ściółki obecnie wynosi ok. 12 proc. Dla przykładu wilgotność pieprzu ma ok. 10. proc. W takich warunkach płomienie niszczą las w ekspresowym tempie. - Szyszka rozgrzana do temperatury kilkuset stopni potrafi wystrzelić na odległość ponad 200 metrów i tak wywołać nowe ognisko pożaru - tłumaczy bryg. Bieława.

Strażacy proszą grzybiarzy i spacerujących po lasach o ostrożność. - Jeżeli nie mamy potrzeby, to lepiej nie wchodźmy między drzewa - mówi ogniowiec.

Nie ma skąd czerpać wody

Sytuacja jest dramatyczna. Większość z pożarów to wynik podpaleń. Strażacy dwoją się i troją. Są dni, że niemal nieprzerwanie uczestniczą w akcjach gaśniczych. A te robią się coraz trudniejsze i droższe. - Brakuje wody, cieki wodne w okolicy powysychały, nie mamy już skąd czerpać do gaszenia płomieni - przyznaje M. Bieława. Ogniowcy posiłkują się wielką cysterną wypożyczaną od kolegów z Zielonej Góry. To niestety bardzo podnosi koszty akcji gaśniczych. Cysterna, gdy zostanie opróżniona jedzie do odległego źródła po wodę i wraca na miejsce akcji. I tak w kółko.

Wysiada też zużyty już sprzęt ochotniczych straży pożarnych. Mimo coraz większych pieniędzy wydawanych na OSP, wozy bojowe ochotników to niemal w 100 procentach auta zużyte i wyjeżdżone. Wystarczy wspomnieć choćby przykład OSP Pomorsko. Tam w ciężarowym wozie bojowym wysiadł silnik. Na zakup używanego wymiennika potrzeba kilku tysięcy złotych. W rezultacie ostatnio ochotnicy pojechali do pożaru prywatnym autem.

Piotr Jędzura
0 68 324 88 13
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska