Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętoszów: żołnierze ćwiczą ratowanie ludzkiego życia

Tomasz Hucał
Żołnierze musieli szybko rozpoznać obrażenia i opatrzyć rannych. A potem przenieść ich do śmigłowca.
Żołnierze musieli szybko rozpoznać obrażenia i opatrzyć rannych. A potem przenieść ich do śmigłowca. fot. Artur Pinkowski
W październiku do Afganistanu wyjedzie ponad 2 tysiące żołnierzy 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Cały czas ćwiczą oni na poligonie. Ostatnio w Świętoszowie przerabiali walkę ze snajperami i ewakuację rannych.

Odwiedziliśmy na poligonie żołnierzy 1 kompanii zmotoryzowanej zgrupowania bojowego "Bravo" z 10. Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Jedni ćwiczyli tzw. procedury MEDEVAC i CASAVAC, czyli komendy wzrokowe służące do sprowadzania śmigłowca na wybrane lądowisko, by mógł z niego zabrać rannych. Następnie transport i załadunek rannych.

- Żołnierze, którzy na co dzień nie mają do czynienia ze śmigłowcem, podczas tego typu zajęć muszą oswoić się z maszyną. Oddaloną dwa metry od człowieka, będącą tuż nad ziemią. Kiedy na żołnierzy podczas lądowania poza dużym hałasem i zapyleniem działa także duży podmuch - wyjaśnia kapitan Marcin Sieradzki, instruktor pilot na lądowisku.

Sygnał o ataku

Druga grupa ćwiczyła działania antysnajperskie. Żołnierze uczyli się szybko znajdować miejsca, z których strzela snajper. Chodzi o wyszukiwanie sektor po sektorze, miejsc bezpiecznych i zawężanie w ten sposób pola obserwacji. - Najtrudniejszą rzeczą jest zlokalizowanie snajpera. Wymaga to od żołnierz wielkiej cierpliwości. Każdy snajper poza tym, że jest sam dobrze zamaskowany to jeszcze prowadzi ogień z miejsc, które utrudniają jego odnalezienie. Dlatego żołnierze muszą zwracać uwagę na szczegóły, każdy nawet najmniejszy ruch, czy jakiekolwiek odchylenie od normy - mówi kpt. Jacek Wróblewski, dowódca kompanii.

Jednak najważniejszym punktem zajęć były elementy ewakuacji medycznej. - Podczas zajęć otrzymałem sygnał, że jedna z naszych baz została zaatakowana i że na jej terenie są ranni - relacjonuje podporucznik Waldemar Smętek, dowódca plutonu.
Trzeba było rozpoznać teren i bezpiecznie podejść do bazy. - Najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo, dlatego rozpoznanie i dokładne sprawdzenie bazy było dla nas priorytetem - podkreśla ppor. Smętek.

Rany wyglądały realnie

Żołnierze bezszelestnie podchodzą do bazy. Ustalonymi wcześniej sygnałami informując dowódcę o każdym nowym napotkanym elemencie. "Dwóch rannych na dziewiątej" słychać a za chwilę "strzały na dwunastej". Wszyscy zalegają. Głośne komendy przekazywane tak, aby każdy je słyszał. Wojskowi szybko obezwładniają i zatrzymują dwóch rebeliantów. Sprawdzają każdy zakamarek bazy. W końcu mogą przystąpić do pomocy rannym.

W bazie jest czterech doskonale ucharakteryzowanych rannych, każdy ma inne obrażenia. - Chcieliśmy, aby rany wyglądały realnie. Tak by żołnierze przystępując do pomocy mieli namiastkę tego, co może ich spotkać podczas wykonywania zadań na misji. Stąd krew i inne elementy, które miały przypominać prawdziwe rany. - komentuje kpt. Wróblewski.

Najpierw ratownicy musieli ocenić obrażenia i wskazać najciężej rannych. Teraz można przystąpić do pomocy. Każdy krok wykonany przez żołnierzy z plutonu ppor. Smętka jest obserwowany i zapisywany. Te notatki przydadzą się później podczas omawiania ćwiczenia. - Chodzi o to by eliminować błędy, przecież te działania mogą uratować bądź nie życie każdego z nas - tłumaczy J. Wróblewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska