Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sympatyczna nie jestem

RENATA OCHWAT 722 57 72 [email protected]
Irena Dowgielewiczowa urodziła się 31 grudnia 1921 r. w Kijowie. Wojnę przeżyła w Warszawie. W 1946 r. przyjechała do Gorzowa, była dyrektorem Fabryki Mebli w Witnicy, potem naczelnikiem w zjednoczeniu meblarskim. W 1951 r. wyszła za Michała Dowgielewicza i od tego czasu zajmowała się tylko pisarstwem. Lubiła dom i niechętnie bywała na różnych spotkaniach. Zmarła w 1987 r.
Irena Dowgielewiczowa urodziła się 31 grudnia 1921 r. w Kijowie. Wojnę przeżyła w Warszawie. W 1946 r. przyjechała do Gorzowa, była dyrektorem Fabryki Mebli w Witnicy, potem naczelnikiem w zjednoczeniu meblarskim. W 1951 r. wyszła za Michała Dowgielewicza i od tego czasu zajmowała się tylko pisarstwem. Lubiła dom i niechętnie bywała na różnych spotkaniach. Zmarła w 1987 r. Zbiory WiMBP
Choć do nakręcenie filmu według opowiadania "Przyjdę do ciebie na pięknym koniu" nie doszło, wiadomo, że toczyły się rozmowy z telewizją. Kilka lat wcześniej gorzowska pisarka mocno zbulwersowała środowisko inteligencji katolickiej jednym ze swoich opowiadań. Irena Dowgielewiczowa jak mało kto potrafiła postawić na swoim - i w życiu osobistym, i artystycznym.

Dokładnie 21 lutego mija 18. rocznica śmierci Ireny Dowgielewiczowiej, pisarki dziś niesłusznie zapomnianej, której nazwisko figuruje w katalogach jednej z najlepszych uczelni świata - amerykańskiego University of Princeton. Mało kto dziś pamięta lub wręcz wie, że niewiele brakowało, a na ekranach kin cała Polska oglądałaby film według jej opowiadania "Przyjadę do ciebie na pięknym koniu".

Sympatyczna nie jestem

Trudno dziś ustalić, w jakich okolicznościach reżyser Andrzej Konic, twórca "Stawki większej niż życia", "Czarnych chmur", "Pogranicza w ogniu" i "Życia na gorąco", zetknął się z tekstami gorzowskiej pisarki. Opowiadanie "Przyjadę do ciebie na pięknym koniu" musiał prawdopodobnie gdzieś przeczytać, bo pisarka nie zabiegała o filmowe koneksje. Być może sięgnął do tomu opowiadań opatrzonych tym samym tytułem. Wydało je w 1965 r. Wydawnictwo Poznańskie. Może uwiodła go prosta opowieść o wojennej miłości 17-letniej Marii do pięknego Wojciecha-Adalberta. Znalazł w każdym razie adres do pisarki i napisał list. Niestety, w zbiorach gorzowskiej biblioteki, która przechowuje archiwum pisarki, zachowała się tylko napisana na maszynie i datowana na 14 listopada 1969 r. odpowiedź do reżysera.
I. Dowgielewiczowa na wstępie zaznacza, że "nie jest sympatyczną osobą". Potem pada kilka uwag, że nad tekstem należy jeszcze bardzo mocno popracować, bo postaci wymagają ukonkretnienia i pogłębienia. W końcówce I. Dowgielewiczowa pisze: "Dla mnie Pańskie zainteresowanie opowiadaniem jest nieoczekiwaną i dość dużą szansą przebycia "bariery dźwięku", czyli zamkniętego kręgu autorów ekranizowanych. Jestem Panu za to ogromnie wdzięczna i nie będę wtykała nosa w sprawy, na których się nie znam".
Rozmowy na temat filmu musiały być już nieco zaawansowane, jako że w post scriptum pisarka dodaje: "Red. Film T.V. nie zwróciła się dotąd do mnie formalnie. Czy u nich takie sprawy nabierają długo mocy'' (urzędowej jest wykreślone)?

Tylko plany

O tym, że propozycja A. Konica musiała zrobić na I. Dow-gielewiczowej pewne wrażenie można się przekonać przeglądając jej korespondencję do innych, dziś już niemożliwych do ustalenia osób. W kilku prywatnych listach, pisanych szybkim, nerwowym i bardziej pasującym do lekarza lub farmaceuty pismem, padają luźne uwagi o prowadzonych rozmowach. Nie ma natomiast żadnych informacji, dlaczego plan nie wypalił. Nie wiadomo, dlaczego "Koń" - używając sformułowania samej autorki - ostatecznie "nie zadziwił Jewropy i reszty świata".
Być może A. Konicowi nie udało się przekonać ówczesnych władz zarządzających polską kinematografią, że warto wyłożyć pieniądze, bo historia interesująca. Sama pisarka nigdy więcej do tematu niedoszłej ekranizacji nie wróciła.

Przekłamanie i już

Epizod z A. Konicem nie był pierwszym w życiu pisarki, o którym dziś się nie pamięta, a który daje świadectwo na jej pewną sławę. Otóż w 1966 r. na łamach katolickiego miesięcznika "Więź" pisarka wydrukowała swoje opowiadanie "Święta Imogena", o popadającej w dewocję kilkunastoletniej Imogenie. Dziewczyna pod wpływem impulsu odkrywa, że życie według zasad wiary, różnych przykazań nie ma sensu. Opowiadanie kończy się mocnym wyznaniem "Przemko mój kochanek". Wybitna publicystka z katolickich kręgów Halina Bortnowska zarzuciła pisarce kreowanie fałszywego obrazu katolickiego modelu wychowania. I. Dowgielewiczowa w polemice napisała, że pisarz ma prawo tworzyć własną rzeczywistość. Efekt był taki, że współpraca z "Więzią" się skończyła. Potem pisarka swoje teksty drukowała już tylko w pismach literackich i współpracowała z radiem. Kolejny raz potwierdził się schemat, że autorowi spoza Warszawy trudno odnieść sukces większy niż lokalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska