- Szkoda, że samorządy tak bezmyślnie sprzedają szpitale spółkom, a te robią co im się rzewnie podoba - krytykował internauta. Wytknął szefostwu kostrzyńskiej lecznicy, która od ponad roku jest w prywatnych rękach (należy do spółki Know How ze Szczecina), że zarabia na starszych ludziach łamiąc przy tym ustawę o Zakładach Opieki Zdrowotnej.
Przepisy mówią, że osoba przebywająca w zakładzie opiekuńczo-leczniczym ponosi koszty wyżywienia i zakwaterowania. Miesięczna opłata to 70 proc. miesięcznego dochodu.
W Kostrzynie wprowadzono własne zasady, w oparciu o które wszyscy płacą równo po 900 zł. - Na podstawie zarządzenia prezesa spółki, zawieramy z pacjentami umowy cywilno - prawne i na tej zasadzie pobieramy dodatkowe dopłaty - wyjaśniła nam dyrektor M. Kosiewicz. Dotyczy to osób, które mają niskie emerytury i ustawowe 70 proc. nie pokrywa wyliczonych przez szpital kosztów pobytu na ZOL-u.
- Mamy tam 50 łóżek, a zatrudniamy 30 osób personelu, żeby zapewnić pacjentom jak najlepszą opiekę i bezpieczeństwo - mówiła dyrektorka. - W 95 proc. są to osoby, które wymagają pomocy przy karmieniu, myciu. Stąd konieczność tak licznego personelu, a to sporo kosztuje - tłumaczyła
Większość zadowolona
- Różnie jest - mówiła nam Aleksandra Korolewicz ze Słońska, która od trzech miesięcy jest pacjentką ZOL-u. - Niektóre siostry są miłe, inne zajdą za skórę. Ale jak trzeba pomagają - przyznała. Leży w czteroosobowej sali. Takich jest tu więcej. W innych mieszka od dwóch do sześciu osób. - Nie są to pokoje hotelowe, ale ZOL jest w miejscu byłej pediatrii, którą wcześniej wyremontowano więc warunki są tu dobre - podkreślała dyrektor Kosiewicz.
- Dobre, dobre - przyznaje Anna Zajączkowska z Rzepina, która w kostrzyńskim szpitalu jest od roku. Zamieszkała tu po tym jak spaliło jej się mieszkanie. Chwaliła nie tylko warunki, ale też jakość opieki. - Bardzo uczciwe mamy tu panie. Wyśmienicie się nami zajmują - opowiadała. - O tak!- przytakiwała jej znajoma Teresa Jastrzębska ze Słubic. - Poza tym siostry starają się, żebyśmy się tu nie nudziły. Dzisiaj robimy łańcuchy na choinkę, którą ubierzemy na naszym oddziale - cieszyła się.
- Prowadzimy zajęcia, bo to jest dobry sposób na to, żeby nasi podopieczni nie wpadali w depresje - opowiadała terapeutka Monika Matusiewicz. - Robimy przy okazji kawkę, siadamy, rozmawiamy - dodała.
- Dom to oczywiście nie jest, ale na opiekę narzekać nie możemy - powtarzali pacjenci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?