Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Lis: córka odpowiedziała, że będzie ze mną jeździła na wszystkie mecze Falubazu

Marcin Łada
fot. Tomasz Gawałkieiwcz
- Pomyślałem sobie, że warto pojechać z kamerą do Zielonej Góry i Torunia, zarejestrować to wszystko - Tomasz Lis opowiada o filmie, który podarował w prezencie Falubazowi.

- Dał pan zielonogórskiemu klubowi oryginalny prezent.

- To nie ja zrobiłem prezent Falubazowi, ale on mnie.

- Skąd pomysł na nakręcenie filmu dokumentalnego?

- Chyba cztery tygodnie wcześniej, po półfinale z Bydgoszczą, pomyślałem sobie, że... Po pierwsze, jest wyczekiwany od 18 lat finał. Po drugie, statystycznie szansa przynajmniej 50-procentowa, a nos mi mówił, że tych procencików może być więcej. Więc pomyślałem sobie, że warto pojechać z kamerą do Zielonej Góry i Torunia, zarejestrować to wszystko. A jak Bóg da i byłoby jeszcze mistrzostwo, jakoś to uwiecznić. Ten dwumecz miał zupełnie niezwykłą historię i nie tylko z powodu tego, co działo się na torze. Los dopisał mu klimatyczno-atmosferyczną piosenkę. Wszystko zaczęło się od koszmarnego deszczu i desperacji. Powiedziałem sobie nawet: cholera, tego finału pewnie nie będzie. Skończyło się absolutną euforią i też w ulewnym deszczu. Taka miła pointa

- Dramaturgia jak na zamówienie.

- To wydarzenie było szalenie energetyczne. Mecz w Toruniu oglądałem cały czas stojąc w parkingu. Przeżywanie go było czymś nadzwyczajnym, choć kibicem jestem już prawie 40 lat. Ten finał plasuje się na najwyższym stopniu podium moich wspomnień. Dlatego fajnie w zimowy wieczór wziąć płytkę i obejrzeć to jeszcze raz. A gdyby za kilka miesięcy, oby nie, naszym zawodnikom szło trochę gorzej, to można się w 30 minut przekonać, że dobre chwile są tuż za progiem

- Taka nagroda pocieszenia?

- Nie, nie. Wczoraj, bez potrzeby pocieszania się, tak po prostu, chciałem to jeszcze raz zobaczyć. Myślę, że ludzie, którzy z entuzjazmem w amfiteatrze bądź w telewizji oglądali drugi mecz i później przyszli na stadion Falubazu, z radością raz czy drugi - tak sobie wyobrażam - mogą do tego wrócić w trakcie zimowych miesięcy dzielących nas od następnego sezonu.

- Dziękuję.

- Ja również i chciałbym jeszcze dorzucić anegdotę. Przed spotkaniem w Toruniu pojechałem z młodszą córką do Zakopanego. Goniliśmy z powrotem z duszą na ramieniu. Koniecznie chciałem, żeby zobaczyła ten mecz. Dwa lata temu, przy okazji wizyty u rodziców, zabrałem dziewczyny na pojedynek, zresztą też z Unibaksem, w Zielonej Górze. Dostaliśmy wtedy straszne lanie. Nic nie wychodziło i przegrywaliśmy bieg za biegiem. Córki powiedziały wtedy, że nie chcą więcej oglądać żużla. Pomyślałem sobie, że jeśli tym razem będzie podobnie, to koniec. Przecież ciągle powtarzałem, że Falubaz to dobra drużyna, że potrafi wygrywać... Po finale zapytałem z dumą: i co? Córka odpowiedziała, że będzie ze mną jeździła na wszystkie mecze. Już nie wołam na nią Iga, tylko Falubaziara.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska