Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu są moje korzenie

Tatiana Mikułko
DARIUSZ MACIEJEWSKI, rodowity gorzowianin. Ma 44 lata. Żonaty, troje dzieci. Jest trenerem ekstraklasowego zespołu koszykarek KSSSE AZS-PWSZ i wykładowcą w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej. W sezonie brakuje mu wolnych chwil, bo drużyna gra mecze co trzy dni. W tym roku po raz pierwszy od czterech lat nie był trenerem reprezentacji, więc nie musiał pracować przez 12 miesięcy. Czas poza sezonem najchętniej poświęca rodzinie. Lubi obejrzeć dobry film w sympatycznym gronie.
DARIUSZ MACIEJEWSKI, rodowity gorzowianin. Ma 44 lata. Żonaty, troje dzieci. Jest trenerem ekstraklasowego zespołu koszykarek KSSSE AZS-PWSZ i wykładowcą w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej. W sezonie brakuje mu wolnych chwil, bo drużyna gra mecze co trzy dni. W tym roku po raz pierwszy od czterech lat nie był trenerem reprezentacji, więc nie musiał pracować przez 12 miesięcy. Czas poza sezonem najchętniej poświęca rodzinie. Lubi obejrzeć dobry film w sympatycznym gronie. Aleksander Majdański
Rozmowa z Dariuszem Maciejewskim, trenerem drużyny koszykarek

- Jest pan gotowy umrzeć za Gorzów?
- (uśmiech) W dosłownym tego słowa znaczeniu ciężko byłoby kłaść się pod topór. Ale jest wiele prawdy w tym pytaniu. Po zdobyciu brązowego medalu dedykowałem go mieszkańcom Gorzowa, bo uważam, że jest tu wielka grupa ludzi, która kocha sport, w tym koszykówkę i to jest wspaniałe. Mam to szczęście, że otaczają mnie osoby, którym chce się pracować, z którymi tworzymy zgrany zespół. Ja sam jestem w stanie dać z siebie wiele i wiele poświęcić dla tego miasta, bo jestem z nim mocno związany.

- Co jest pan w stanie poświęcić?
- Mnóstwo czasu i zaangażowania w swoją pracę, która pochłania mnie od rana do wieczora, w codzienny trening, pracę w klubie i zajęcia na uczelni. Niestety, dzieję się to kosztem rodziny, więc w jakimś sensie poświęcam też bliskich dla tego, co robię. Mam tego świadomość.

- Warto tak się angażować. Na meczach koszykówki sala pęka w szwach.
- Rzeczywiście. Widzę, że zainteresowanie koszykówką jest ogromne. Na meczach spotykam nowe twarze, całe rodziny, bo u nas jest bezpiecznie, dużo dzieci, niektóre osoby na wózkach inwalidzkich. Widać, że oglądanie tego sportu przynosi im wiele radości. Również prywatnie odczuwam popularność płynącą z koszykówki. Szczególnie po zdobyciu przez nas brązowego medalu wiele osób, obcych mi, gratulowało, starało się w jakiś sposób odwdzięczyć. Pamiętam pewną sytuację na stacji benzynowej, kiedy po zatankowaniu auta podszedłem do kasy, a sprzedawca powiedział, że rachunek już został zapłacony. Mężczyzna, który to zrobił powiedział, że to za medal. Tak samo miłe chwile spotykają mnie, gdy na przykład jem z żoną kolację w restauracji. Zawsze czeka na mnie osobny stolik i specjalność od szefa kuchni.

- Wiele osób, z którymi rozmawialiśmy o mieście mówiło, że marką Gorzowa powinien stać się sport. Pan też tak uważa?
- Sport już jest dźwignią tego miasta. Mamy za sobą lata tradycji w żużlu, piłce ręcznej, siatkówce. Z powodu ostatnich fantastycznych zwycięstwo najwyżej stoi teraz koszykówka i to jest fakt. Wspiera nas miasto i wspiera nas lokalny biznes. Największe i najlepsze reklamy nie zrobią jednak tyle, co wyniki. Wszystko, co ma znamiona dobrej jakości, będzie więc dobrą marką dla tego miasta. Nie można być jednak zachłannym i krótkowzrocznym. Ci, co kochają sport, też chcą czasem pójść do teatru, kina, na koncert, by nie zwariować. Dlatego miasto powinno się rozwijać we wszystkich kierunkach. Jako wykładowca uważam też, że powinniśmy mieć silny ośrodek akademicki. Jeśli nie będzie w naszym mieście młodych ludzi, pełnych zapału, ambicji i wiary w to, co robią, będziemy się staczać po równi pochyłej, a możemy się piąć do góry.

- A czego w sporcie nam jeszcze brakuje?
- Przydałaby się nowa, większa hala, w końcu mamy bardzo silne gry zespołowe w mieście i wielu kibiców. Te hale, które mamy, były do tego momentu wystarczające, ale nie możemy zostać w tyle za innymi miastami. Chcielibyśmy, by kibice mogli w bardziej komfortowych warunkach oglądać mecze. Tylko musi to być przemyślana inwestycja, która spełni oczekiwania gier zespołowych.

- Jeśli chce pan wyjść z żoną na kolację, jest gdzie?
- Jeżdżę dużo po świecie i widzę, że są kraje, gdzie życie zaczyna się po 21.00, gdzie ludzie uwielbiają spotykać się w restauracjach, celebrować posiłek. My, na taki styl życia, jesteśmy jeszcze za bardzo zapracowani i za biedni. Dlatego uważam, że te restauracje, które mamy w Gorzowie, zupełnie nam wystarczają i nie musimy się ich wstydzić. Na pewno każdy znajdzie tu coś dla siebie. Trzeba tylko poszukać, a nie narzekać.

- A oferta kulturalna, jest wystarczająca?
- Widzę po moich dzieciach, że dużo dobrego w tej kwestii zrobiło multikino. Jeszcze nie tak dawno, żeby pójść do dobrego kina, trzeba było pojechać do Szczecina czy Poznania. Teraz mamy je na miejscu. Nasz teatr jest wspaniałym miejscem, w którym można się wyciszyć i odpocząć, ale to trzeba lubić. Poza tym to przepiękny budynek, położony w cudownym miejscu. Uważam, że też nam wystarcza. Dla mnie Gorzów jest idealnym miejscem do życia. Mieszkałem pięć lat w Moskwie i dwa lata we Wrocławiu. Tam żyje się dużo ciężej.

- Dlaczego Gorzów jest idealny?
- Wszędzie jest blisko, wystarczy 15 minut, by przedostać się z jednego krańca miasta na drugi. Nie ma korków. Oczywiście, w fatalnym stanie są drogi. Pod tym względem jesteśmy chyba na ostatnim miejscu w Polsce. Nasze dziewczyny, które przyjeżdżają do nas z różnych miast i krajów, poruszają się po mieście samochodami i wszystkie mówią, że drogi to największy skandal tego miasta. Są okropne.

- Nigdy nie miał pan pokusy, by stąd wyjechać?
- Od kilku lat dostaję mnóstwo propozycji, także tych z gatunku nie do odrzucenia. Jeśli gdzieś realnie jest ci dobrze, nie szukasz nowych miejsc. Próbowałem być gdzie indziej, ale za bardzo tęskniłem. Tu są moje korzenie. Gorzów mam w sercu i tu chcę pracować. Wszystkie moje wyjazdy z miasta na dłużej związane były tylko z koszykówką. Do Moskwy pojechałem się kształcić, a do Wrocławia, gdy rozwiązano u nas koszykówkę. A dla mnie koszykówka i Gorzów to dwie nierozerwalne rzeczy.

- Czy Gorzów to jest też dobre miasto dla młodych ludzi?
- Na pewno już daje im wybór. Mamy tu kilka uczelni, więc możemy wybrać, gdzie chcemy się uczyć. Wybitne jednostki powinny wyjechać do silnych ośrodków uniwersyteckich, ale tym nie powinniśmy się martwić. Niech oni jadą, kształcą się w innych miastach, ale niech do nas wracają. Trzeba coś zatem zrobić, by młodzi, wykształceni ludzie chcieli do nas wracać.

- Ma pan na to pomysł?
- Myślę, że trzeba stworzyć odpowiedni rynek pracy, na którym liczyć się będzie dyplom, a nie znajomości. Firmy powinny szukać dla siebie pracowników już spośród najlepszych studentów ostatniego roku, szczególnie tych mających gorzowski rodowód. I powinny zaproponować im konkurencyjne zarobki.

- Dziękuję

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska