W maju miną cztery lata odkąd Maciej Orłoś okrzyknął Mariana Łysakowskiego człowiekiem pozytywnie zakręconym. I wpisał go do specjalnej galerii "zakręconych".
Prezenter Teleexpresu nie mógł nadziwić się ilości dzwonków, jakie od lat kolekcjonuje zielonogórzanin. - Będę kiedyś przymierzał się do bicia księgi Guinessa - śmieje się dzisiaj Marian Łysakowski. I zaprasza do swojego mieszkania, w którym królują... dzwony, dzwonki i dzwoneczki.
Leżał w kącie i czekał
Jest ich ponad 500! Z 55 krajów świata: Bangladeszu, Afganistanu, Chin, Egiptu, Francji, Abchazji, Indii, obu Ameryk... Są różnej wielkości i z różnych materiałów. Najwięcej jest z brązu, mosiądzu i porcelany. A nawet z drewna. Te ostatnie specjalnie dla Mariana wytoczył Jan Onyśków z Wichowa. Jest jeszcze fajansowy dzwon świąteczny zrobiony przez Wojciecha Pożarowskiego, garncarza ze Świebodzina. I wiele innych z różnych części Polski.
Najstarsze mają ze 150 lat. - O, choćby ten z Przemyśla - Marian sięga po średniej wielkości dzwon z brązu. Dostał go w prezencie 32 lata temu od znanego ludwisarza Jana Felczyńskiego. Dzwon leżał w kącie i czekał na przetopienie.
- Jak chcesz, to go bierz - rzucił wtedy Felczyński. I Marian wziął, choć nie wiedział po co, bo dzwonków wtedy jeszcze nie zbierał. Zaczął to robić rok później, gdy jako student udał się w pierwszą podróż do Indii. I gdy spotkany na targu indyjski mędrzec opowiedział jak dużą moc te wszystkie dzwony mają: przynoszą szczęście, do życia wprowadzają harmonię, chronią przed złymi duchami... A nawet spełniają marzenia!
- Od tamtej pory gdziekolwiek jeżdżę zawsze wracam z dzwonkami w plecaku. A jako przewodnik turystyczny przemierzyłem ponad 30 krajów od Azji poprzez Europę do Ameryki Północnej - przyznaje. - Około 50 dzwonków w mojej kolekcji to prezenty od bliskich i znajomych.
Już się nie mieszczą
Małe i duże cudeńka wypełniają całe mieszkanie państwa Łysakowskich. I już nie mieszczą się na ścianach, stołach i półkach. - Chciałbym to wszystko pokazać ludziom. Dlatego marzy mi się utworzenie w mieście muzeum dzwonków. Może władze Zielonej Góry przekazałyby na ten cel jakieś pomieszczenie? Na pewno byłaby to dobra promocja dla naszego miasta - ta myśl od dawna chodzi Marianowi po głowie.
O dzwonkach rozprawiać może godzinami. Podobnie o turystyce, która jest jego drugą pasją. Dlatego chętnie otwiera swoje wystawy i organizuje spotkania autorskie na których opowiada o podróżach po świecie. Bo, jak mówi, wędrowanie ma we krwi. Już jako trzylatek wyrywał się z domu i samotnie buszował po Mławie, odkrywając uroki rodzinnego miasta. Miał 14 lat, gdy autostopem objechał pół Polski. Był studentem, gdy jako przewodnik pojechał do Indii. Dziś razem z żoną Jadwigą wskakują na rowery i przemierzają dziesiątki kilometrów.
- Co tak naprawdę jest dla ciebie w życiu ważne? - dopytuję
- Przyjaźń i harmonia - odpowiada. A potem bierze do ręki dzwonek z indyjskiej Agry. I dzwoni. Na szczęście.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?