[galeria_glowna]
Prowadzący azyl lekarz weterynarii Leszek Gruntkowski natychmiast prowadzi do woliery. Bo bez zobaczenia tak pięknego ptaka rozmawiać o nim się nie da. - To bielik z rodziny szponiastych, a nie orzeł, co kilka lat temu stwierdzili naukowcy - zaznacza od razu. Ma najwyżej dwa, trzy lata.
- Dorosły miałby białe głowę i ogon oraz żółty dziób. Ten jest brązowy, ma ciemny dziób i białą tylko końcówkę ogona - tłumaczy weterynarz. I opowiada, jak ptak trafił do azylu. - To był przypadek. W Drzecinie dzieci bawiły się na podwórku. I nagle usłyszały potężny huk. Bielik spadł na podwórku. Dzieci w krzyk. Ptak głowę miał na boku, myślały, że zdechł. Ale żył. Najstarszy chłopak przykrył go siatką. I zadzwonił do leśników. A oni przywieźli go do mnie - mówi. Jego zdaniem ptak musiał w coś uderzyć.
Bielik jest w azylu już piąty dzień. - Nie miał żadnych złamań. Po prostu w coś walnął. Już czuje się lepiej. Pierwszego dnia pod wieczór zjadł gołębia. Później dostałem od kolegów 20 bażantów, pisklaków. Zniknęły w jeden dzień - dopowiada Gruntkowski. Po niedzieli wypuści bielika.
To będzie już szósty bielik w historii jego azylu. Pięć cieszy się wolnością. - Jeden, za nim odleciał, spadł do wody i przepłynął ze 200 m, a przecież one nie pływają - opowiada z ognikiem w oczach. I tak może mówić o każdym zwierzęciu ze swojego azylu, który prowadzi od 23 lat. Teraz do zdrowia wracają w nim: cztery myszołowy, pustułka (śliczna), trzy bociany, dwie sarenki... i wiele innych. Do wszystkich klatek i klateczek zajrzeć nie sposób.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?