Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W czwartek pożegnamy Henryka Rączkowskiego

Beata Bielecka
Pogrzeb Henryka Rączkowskiego będzie w czwartek o 14.00 na cmentarzu komunalnym w Słubicach.
Pogrzeb Henryka Rączkowskiego będzie w czwartek o 14.00 na cmentarzu komunalnym w Słubicach. Beata Bielecka
Jak mało kto umiał burzyć mury w głowach. Zaczął od siebie. Stworzył Polsko-Niemiecką Akademię Seniorów, mimo, że w czasie wojny hitlerowcy zabili mu najbliższych.

Gdy dowiedziałam się o Jego śmierci, przypomniał mi się wiersz Tadeusza Śliwiaka... Nie ma takich drzwi, których nie warto otworzyć. A kto nie pyta codziennie co jest za tymi drzwiami, ten dawno już umarł, tylko nie wie o tym.

Pan Henryk stale otwierał jakieś drzwi. Studiował filozofię u Leszka Kołakowskiego, a potem religioznawstwo, był felczerem, oficerem marynarki wojennej, pływał łodziami podwodnymi... Ciekawości świata i ludzi nie zabiły w nim nawet traumatyczne przeżycia z dzieciństwa.

Miał 13 lat gdy po łapance w 1944 roku Niemcy zabili mu ojca, brata i siostrę. Matka zaginęła, przez co trafił do sierocińca. To dlatego, delegacji z NRD, która przyjechała w latach'50. oglądać budowę Nowej Huty, wykrzyczał, że jak świat światem Niemiec nie będzie Polakowi bratem, za co zgarnęło go UB. Potem nauczył się nawet niemieckiego, żeby jak opowiadał, poznać język wroga. Ale nie byłby sobą, gdyby nie zaczął jednocześnie zgłębiać literatury niemieckiej, nie obudził w sobie ciekawości zwykłych ludzi mieszkających po drugiej stronie granicy.

Mówił, że wtedy dopiero zrozumiał, że wojna miała swoje ofiary po obu stronach. Sam zresztą nie raz pytał siebie, jak by się zachował w sytuacji, w której znalazło się wielu Niemców? To zaprowadziło go wiele lat później do Polsko-Niemieckiej Akademii Seniorów, jedynej tego typu uczelni w Europie, którą współtworzył w 2000 roku. Posadzić koło siebie ludzi poróżnionych wojną to było wyzwanie. Ale on lubił wyzwania i jak mało kto miał odwagę publicznie oceniać historię.

Kiedyś był przewodnikiem na wycieczce w Sądowie. Usłyszał jak starszy Niemiec oglądając zniszczony zamek mruczał pod nosem " verfluchte Polacken (cholerni Polacy)". Natychmiast odpalił całej grupie, że gdyby Niemcy nie wywołali pierwszej i drugiej wojny światowej, to on mieszkałby w Warszawie, a oni mogliby nadal mieszkać w tym pałacu.

Sąsiedzi zza Odry czasami zgrzytali zębami gdy komentował historię, albo teraźniejszość na pograniczu pytając: - Skoro uważacie Polaków za leniuchów, to czemu chętnie przyjmujecie ich do pracy? Mimo, że nieraz wsadzał kij w mrowisko, cieszył się za Odrą szacunkiem, co potwierdzają przyznane mu liczne nagrody za działalność na rzecz zbliżenia Polaków i Niemców. Doceniano go też u nas (jest m.in. honorowym obywatelem Słubic).

Pamiętam, że gdy w ub. roku zadzwoniłam do pana Henryka z wiadomością, że został nominowany w naszym plebiscycie na Lubuszanina 2012 roku, bardzo się ucieszył. Choroba już wtedy zabrała go z życia publicznego i czuł się trochę zapomniany. Nie krył wzruszenia, jak usłyszał werdykt - drugie miejsce w powiecie słubickim.

Miał cudowne poczucie humoru. Opowiadał mi kiedyś, że stary góral przed śmiercią postanowił wstąpić do partii. - Dlaczego gazdo? - zapytał go przewodniczący. - Odezwała się we mnie tęsknota do tradycji. Dziad mój należał do Harnasiów, ojciec do Janosików, no to i ja chciałbym należeć do jakiejś bandy...

On przed śmiercią podyktował list. Jest tam zdanie: - Nie wszystko umiera. Pozostają wspomnienia, które wpuszczają trochę światła w szarą codzienność...

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska