Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W drugiej lidze siatkówki na minusie tylko Orion

(ppp, flig, pat)
Atakującego Piotra Haładusa z Oriona Sulechów blokuje Tomasz Walendziak. Akcji przygląda się Marcin Karbowiak.
Atakującego Piotra Haładusa z Oriona Sulechów blokuje Tomasz Walendziak. Akcji przygląda się Marcin Karbowiak. fot. Tomasz Gawałkiewicz
W drugiej lidze nasze zespoły grały ze zmiennym szczęściem. Komplety punktów zgarnęły Stelmet AZS UZ i Olimpia.

ORION SULECHÓW - AZS UAM POZNAŃ 2:3 (21:25, 22:25, 25:21, 25:17, 10:15)

ORION SULECHÓW - AZS UAM POZNAŃ 2:3 (21:25, 22:25, 25:21, 25:17, 10:15)

ORION: Borkowski, Myślicki, Pudzianowski, Hachuła, Haładus, Karbowiak, Odwarzny (libero) oraz Krawczuk, Kaźmierczak, Lickindorf.

Mniej szczęścia miał Orion Sulechów, który znów był słabszy od rywali.

Nie dali rady

Wiceliderzy z Sulechowa chyba dostali zadyszki. Po słabiutkim Krispolu Września, w sobotę punkty zabrali im akademicy z Poznania.

Pierwsze dwie odsłony były po prostu fatalne w wykonaniu gospodarzy. W obu Orion potrafił dotrzymać kroku rywalom jedynie do połowy seta, a później "zapominał" jak się walczy. Wymowną akcją, podsumowującą przebieg tej części spotkania, popisał się przy stanie 24:22 dla gości Karol Hachuła. Będąc dwa metry od siatki nie zdołał dwoma rękami przebić prostej piłki na druga stronę.
Odrodzenie nastąpiło w trzecim secie. I to jakie!

Orion wręcz zmiażdżył rywali już na samym początku, gdy wyszedł na prowadzenie 6:0. W pewnym momencie było już nawet 19:10, ale w tym momencie, Orion znów stanął. Na szczęście wypracowana przewaga starczyła, aby dowieźć korzystny rezultat. W czwartej odsłonie sulechowianie wręcz zdemolowali gości. Gdy wydawało się, że nasi są na fali, przyszedł nieszczęsny tie break.

Choć na początku nic nie zapowiadało porażki, bo Orion wyszedł na prowadzenie 3:1, poznaniacy zdołali doprowadzić do remisu. I wtedy Orion znów się zaciął. Goście zdobyli cztery punkty z rzędu i sulechowianie już nie byli w stanie się podnieść.

- Przespaliśmy dwa pierwsze sety - mówił po meczu trener Oriona Paweł Raczyński. - Szkoda, ale nie ma co załamywać rąk. Gramy dalej.

Burza z piorunami

STELMET AZS UZ ZIELONA GÓRA - MKS MDK TRZCIANKA 3:0 (25:19, 25:22, 25:10)

STELMET AZS: Kuciński, Gańko, Gwadera, Przyborowski, Lis, Paluch, Baumgartner (libero) oraz: Piątek, Przyborowski, Janusz i Zasowski.

Pewna wygrana, trzy punkty i ciekawe akcje. Zielonogórscy akademicy zasłużyli na pochwałę.

Wydawało się że czeka nas długie, może nawet pięciosetowe spotkanie, bo oba zespoły mają podobny bilans. W pierwszej i drugiej partii rzeczywiście trwała zacięta walka.

Najpierw goście ,,trzymali" wynik, prowadzili nawet 6:4, ale potem nieznacznie wygrywał Stelemt AZS UZ. Ostatecznie nasi docisnęli rywala i od stanu 19:18 praktycznie tylko oni zdobywali punkty. W drugim secie goście od początku prowadzili. Nasi nie mogli się skupić. Kiedy jednak się wreszcie zmobilizowali to zatańczyli z rywalem i ten nie miał szans.

Bardzo dobrze atakował i blokował doświadczony Paweł Kuciński, ostro uderzał Łukasz Gwadera. Doszliśmy zespół z Trzcianki i było 16:16. Końcówka to wspomniany taniec. Szybkie akcje, skuteczny blok i atak tam, gdzie rywal był najsłabszy. To dało prowadzanie 2:0.

Przed trzecim setem wydawało się, że przyjezdni są bardzo zmotywowani, by wreszcie coś pokazać w Zielonej Górze. Szybkie akcje dały jednak prowadzenie akademikom 3:0, rywal wyrównał. Wydawało się, że teraz czeka nas twardy bój. Nadeszła jednak burza z piorunami. Akademicy grali jak w transie, seryjnie zdobywali punkty, świetnie blokowali akcje ekipy z Trzcianki.

Rywal był bezradny. Pokazują to kolejne wyniki: 6:3, 12:6, 16:6, 20:8. Już od połowy seta było jasne, że goście nie wywiną się przed klęską, a nasi zdobędą trzy bardzo ważne punkty. I tak się stało.

Ale dali koncert!

OLIMPIA SULĘCIN - MORZE BAŁTYK SZCZECIN 3:0 (25:17, 25:21, 25:17)

OLIMPIA: Boguta, Pić, Bartuzi, Miarka, Gaca, Chajec, Nakonieczny (libero) oraz Rzeszotek, Urbaniak, Idzikowski, Misterski.

Olimpia wygrała przed tygodniem i w sobotę znów była górą. A styl w jakim nasi pokonali gości ze Szczecina, zasługuje na wielkie brawa.

Ostatni sukces sprawił, że na trybunach znów było dużo fanów, a przy tym głośno i radośnie. Śpiewająco zagrali również sami zawodnicy. Zabójcza dla przyjezdnych była już pierwsza partia. Kapitalna gra w ataku i jeszcze lepsza blokiem dała miejscowym wysokie prowadzenie 7:0.

Po takim ciosie nie było szans, by rywal się podniósł. Do końca tej odsłony spustoszenie wśród gości siały nasze zagrywki, a Jerzy Boguta tak precyzyjnie posyłał piłki partnerom, że wstydem byłoby, gdyby ci nie kończyli ataków w polu rywali.

W kolejnej trochę emocji było na początku. Długo trwała ostra walka punkt za punkt, ale przy stanie 12:11, trzy razy z rzędu skutecznie huknął Michał Gaca (w sobotę bombardier numer jeden. W całym meczu pomylił się tylko cztery razy). To była wystarczająca zaliczka na wygranie seta.

Ostatnia odsłona była tylko potwierdzeniem walorów, które nasi pokazali w poprzednich partiach. Gospodarze masakrowali rywali z uśmiechem na ustach, a po ich akcjach ręce same składały się do oklasków. Gdy miejscowi prowadzili 7:3, po raz pierwszy po hali rozeszło się gromkie: - Na kolana! Potem okrzyk zabrzmiał jeszcze parokrotnie. Ale reakcja fanów nie dziwiła, bo Olimpia lała szczecinian na całego: 16:7, 21:11 i 24:16. Panowie, oby tak dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska