Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gorzowie miał być większy sklep rowerowy, wyszedł dom weselny

Stefan Cieśla 0 95 722 57 72 [email protected]
fot. sxc.hu
- Inspektor nadzoru budowlanego dopiero po roku przekonał się, że to nie rozbudowany sklep rowerowy, tylko dom weselny. I co z tego, że kazał go zamknąć, skoro inwestor nadal kpi sobie z urzędników i organizuje tam imprezy, a teraz zaprasza na Sylwestra - mówi gorzowianin Jerzy S.

Niedługo miną dwa lata jego walki z samowolą budowlaną, do jakiej doszło pod oknami jego domu. Wypunktował w tym czasie w dziesiątkach pism, protestów i odwołań indolencję miejskich urzędników i instytucji oraz bezsens prawa, które inwestorom umożliwia taką samowolę. Doprowadził to tego, że inwestor domu weselnego z inspektorem nadzoru budowlanego zasiądą na ławie oskarżonych.

Inspektor niczego nie widzi

W grudniu 2007 r. Jan M., właściciel sklepu rowerowego w Gorzowie dostaje z magistratu decyzję o warunkach zabudowy, a w marcu następnego roku pozwolenie na rozbudowę sklepu. Ma się powiększyć salon sprzedaży, zaplecze i pomieszczenia serwisowe. Rusza budowa, ale już w czerwcu 2008 r. Jerzy S. zauważa, że pod oknami rośnie mu zupełnie inny obiekt. Słyszy od znajomych, że Jan M. chwali się, że będzie to dom weselny jakiego jeszcze w mieście nie było. Jerzy S. pyta więc powiatowego inspektora nadzoru budowlanego Adama M., czy to, co się buduje, jest zgodne z decyzją o warunkach zabudowy. Inspektor odpisuje, że ,,jest zawalony robotą'' i dopiero w lipcu odpowiada, że skontrolował budowę i wszystko jest w porządku.

Jerzy S. pyta więc miejski wydział urbanistyki, czy coś wie o tym, że zamiast większego sklepu powstaje dom weselny. 21 października naczelniczka Małgorzata Stróżewska odpisuje, że ,,nie ma dokumentów ani podstaw do domniemania, że pan Jan. M zamierza po rozbudowaniu lokalu przekształcić go w lokal gastronomiczno-rozrywkowy''. Zapewnia pana S. i jego żonę, że ,,jako strona zostaną o wszystkim poinformowani i będą mieli prawo czynnego udziału w prowadzonym postępowaniu''.

Imprezy w sklepie

Ale już za kilka dni państwo S. na własne oczy i uszy przekonują się, co im urosło pod oknami. 24 października przed południem inspektor Adam M. wydał inwestorowi pozwolenie na użytkowanie rozbudowanego pawilonu handlowego. Wieczorem tego dnia inwestor zaprasza przyjaciół i honorowych gości na uroczyste otwarcie lokalu. Przyszli m. in. inspektor Adam M., sekretarz miasta, szef straży miejskiej i naczelnik wydziału Komendy Wojewódzkiej Policji. Ten ostatni, przesłuchiwany później przez śledczych, zeznał do protokołu, że ,,nic w tym lokalu nie kojarzyło mu się ze sklepem, a tym bardziej ze sklepem rowerowym''.

Były zimne przekąski na szwedzkim stole, alkohole, dania na ciepło, grała orkiestra. Alkohol serwowano zgodnie z pozwoleniem udzielonym przez miasto, ale sklepowi rowerowemu, jak wyjaśnił później miejski wydział, który się tym zajmuje. Jedzenie też podawano, na podstawie zezwolenia sanepidu. Potem były andrzejki, wesela, sylwester. Zaczęła się gehenna państwa S., bo niemal w każdy weekend mieli całonocne balangi, łomot głośnej muzyki, trzaskanie drzwi samochodów. A w niedziele poprawiny. Dzwonili po policję, przyjeżdżały patrole, sypały mandaty.

Krążą pisma i odwołania

W listopadzie ub. r. pan S. zawiadamia prokuratora o podejrzeniu samowoli budowlanej i przyjęciu przez inspektora korzyści majątkowej. Prokurator uruchamia wydział ds. przestępczości gospodarczej Komendy Miejskiej Policji. Zaczynają się przesłuchania, śledczy żądają od magistratu i inspektora nadzoru budowlanego szczegółowych wyjaśnień. W grudniu inspektor odpisuje śledczym, że inwestycja zrealizowana była z godnie z warunkami zabudowy z 2007 r. i nie wie, od kiedy jest tam dom weselny. Trzy tygodnie po otwarciu domu weselnego Jan M. występuje z kolei do magistratu o zgodę na zmianę sposobu użytkowania lokalu. Pisze, że mają tam być szkolenia i konferencje, catering, a na poddaszu hotel.

20 listopada ub. r. inspektor miejskiego wydziału urbanistyki usiłuje naocznie przekonać się, co faktycznie zostało rozbudowane. Ale, jak pisze w notatce służbowej, nie został tam wpuszczony. Pan. S. informuje magistrat, że wcale nie trzeba wchodzić do obiektu, bo co w nim jest naprawdę, zobaczyć można na jego stronie internetowej. Wydział urbanistyki prosi inspektora Adama M., aby skontrolował inwestycję, bo podejrzewa, że powstał tam lokal gastronomiczny. A Jana M. informuje, że umarza postępowanie w sprawie zmiany sposobu użytkowania lokalu. - To było oczywiste, skoro już działał lokal - wyjaśnia dziś naczelniczka Stróżewska. Jan M. odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które w marcu tego roku uchyliło decyzję i nakazało ponowne rozpatrzenie sprawy. Powołując się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, SKO podpowiada miastu, że nie może nie wydać decyzji.

W maju wydział urbanistyki wydaje więc decyzję, z której wynika, że w lokalu mogą być organizowane konferencje i szkolenia oraz serwowane posiłki. - Nie mogliśmy inaczej zrobić, skoro SKO uznało, że to prawnicy są od stanowienia prawa, a nie urbaniści. I teraz bez względu na to, czy inwestor popełnił samowolę, czy nie, czy inwestycja jest szkodliwa, musimy wydawać decyzję. Takie mamy prawo - wzdycha Stróżewska. Sprawa znowu jest w SKO, bo od decyzji wydziału urbanistyki odwołał się Jerzy S. 19 października inspektor Adam M. zakazał użytkowania lokalu gastronomicznego. - I co z tego, dalej są imprezy. Były andrzejki, a teraz zapraszają na sylwestra - mówi Jerzy S.

Proces w styczniu

W czerwcu prokurator kieruje do sądu akt oskarżenia przeciwko Adamowi M. i Janowi M. Inspektora oskarża o niedopełnienie obowiązków i odbiór lokalu, który powstał niezgodnie z pozwoleniem na budowę. Przedsiębiorcy zarzucił, że bez pozwolenia wybudował i zmienił sposób użytkowania obiektu. Inspektor nie przyznał się w śledztwie do winy, odmówił składania wyjaśnień. - Ja mam wszystko zgodnie z przepisami i są na to papiery - mówi Jan M. Jak wyjaśnia, wystąpił o zmianę sposobu użytkowania obiektu, ale długo czekał na decyzję, bo sąsiedzi ciągle się odwoływali.

Impreza 24 października była z okazji 10-lecia firmy i nie musiał mieć na nią pozwolenia. Zapewnia, że inspektor M. nie wydal mu zakazu działalności, tylko poprosił o przedstawienie kompletnej dokumentacji. - I ja to zrobiłem. A co do aktu oskarżenia, to prokurator zdecydował, aby to sąd rozstrzygnął. Więc będziemy się sądzili i będzie to trwało - mówi.
Proces miał się rozpocząć 3 grudnia, ale z powodu choroby jednego z oskarżonych został odroczony do 7 stycznia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska