Pomysł z klatką, która za sprawą scenografa Piotra Tetlaka, wyrosła na scenie Lubuskiego Teatru, jest genialny. Raz - miejsce uwięzienia Jaśka (Ernest Nita w pełni aktorskiej formy), który został przy umierającym teraz ojcu. Na skarb gdzieś zakopany liczy. Podobnie jak na miłość...
Dwa - wyłożony garnkami, rondlami i patelniami sufit klatki ogranicza, grozi i przytłacza. Ciężarem żelaza czy aluminium. Ale też grzechem i winą rodzinną, która ciągnie się za Jaśkiem jak jakieś genetycznie wdrukowane fatum.
Trzy - metalowa klatka to gotowe instrumentarium. Wystarczy, że Jasiek na dach wyjdzie, wstrząśnie żelastwem - hałas potworny. A jak jeszcze wiejska chuliganerka młotkami pomoże - mamy porażającą suitę. To ten rodzaj „zabawy” z dźwiękiem i rytmem, za którą mogliśmy autorsko-reżyserski duet autorów Paweł Wolak - Katarzyna Dworak pokochać już przy ubiegłorocznej zielonogórskiej realizacji - „Gdy przyjdzie sen – tragedia miłosna”. Tu dochodzi jednak jeszcze Artur „Gaja” Krawczyk (z zespołu Kormorany), obecny na scenie nie tylko (jak się okaże), by na żywo dźwiękami ze swej perkusji „ingerować” w akcję.
Swoim najnowszym spektaklem Paweł Wolak i Katarzyna Dworak zamykają trylogię „opowieści wiejskich”, które „sielskiej krainie” się wymykają. Choć „Czasami księżyc świeci od spodu” ma dużo świetnie podpatrzonych akurat na wsi obrazków rodzajowych.
A choćby ten z proboszczem-myśliwym, który ustami poucza, a rękę na banknot nadstawia (do zapamiętania rola Jerzego Kaczmarowskiego). To znów sklep, w który klatka „cudownie” się przemienia, gdy tylko w progu stanie jego królowa (kapitalna Elżbieta Donimirska) i flaszkami w skrzynce wstrząśnie. To znów niespełniona, acz pełna napięcia miłosna relacja Jaśka z Baśką (ujmująca Anna Haba), którą naznacza czasem chlast w twarz, a temperaturę ma wysoką.
Najbardziej iskrzy na linii Jasiek - Paweł, gdzie wyciszona postać w kreacji Lecha Mackiewicza, kontrastuje z szamoczącym się z klatką i losem młodszym bratem. Gdzie miastowa żona Pawła (Tatiana Kołodziejska w żywiole humoru), potrafi „zgasić” miejscowych. To wizyta brata z rodziną działa na Jaśka niczym zapalnik. Bohater eksploduje buntem, a potem...
Jest w „Czasami księżyc świeci od spodu” przywołana historia (hitlerowska okupacja, rzeź wołyńska), ale nad motywem dziedziczenia ciężaru krwawej traumy, dozgonnej roli zakładnika przeszłości, górę bierze kwestia wiary. Oczywiście w Boga, ale też w mit rodzinny, którego Jasiek staje się wyznawcą i ofiarą.
„Czasami księżyc świeci od spodu” to spektakl Ernesta Nity, który nie schodzi ze sceny. Wraz ze swym bohaterem ewoluuje. Z hałasującego na dachu swego domu strażnika mitu staje się człowiekiem, który uświadamia sobie bezsens samoograniczenia. Zamknięcia się w klatce obezwładniających urojeń. Próbuje więc coś zmienić... Czyżby za późno?
Paweł Wolak i Katarzyna Dworak kolejny raz pokazują, jak zręcznie potrafią wpleść w tragedię humor (choćby motyw elektrycznego czajnika). Że dramat i komedia są współlokatorami (przecież nie tylko na scenie). I jak wciągnąć widza do teatralnej klatki, by został w niej do końca spektaklu.
„Czasami księżyc świeci od spodu” tego weekendu w Lubuskim Teatrze: 17 i 18 września, 19.00, bilety: 40/45 zł.
W „Czasami księżyc świeci od spodu” Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak gra 12 aktorów Lubuskiego Teatru. Cały czas obecny jest na scenie ze swoimi dźwiękami Artur „Gaja” Krawczyk z wrocławskiego zespołu Kormorany. Autorem muzyki jest Jacek Hałas, scenografii - Piotr Tetlak, a kostiumów - Katarzyna Tomczyk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?