Koźla to malutka wieś w gm. Świdnica. Malutka jest także tutejsza podstawówka. Ale właśnie teraz dzieci i nauczyciele przeżywają dni chwały. W środę odwiedzili ich dyrektorzy największego banku w Polsce - PKO BP. Przyjechali z samej Warszawy. Powód? To brzmi niewiarygodnie, ale to właśnie maluchy z Koźli najlepiej w kraju... oszczędzają.
Nawet nam się nie śniło
- Zgłosiliśmy się do konkursu "Dziś oszczędzam w SKO, a jutro w PKO". Nawet nam się nie śniło, że wygramy. A tu taka niespodzianka. Jesteśmy najlepsi! - nauczycielka Mariola Zapotoczna nie posiada się z radości.
Jak to się stało, że bankowcy dostrzegli przedsiębiorczość naszych maluchów? Okazuje się, że systematyczne gromadzenie pieniędzy to w tej szkole dobra tradycja. W Koźli po prostu nie ma dziecka bez... książeczki oszczędnościowej. A co miesiąc grono pedagogiczne wybiera spośród uczniów "bankiera" i "liczygrosza". - Pierwszy tytuł otrzymuje dziecko, które w miesiąc uzbiera największą kwotę. Drugi należy się temu, kto najczęściej zasilał konto szkolnej książeczki oszczędnościowej, czyli dla takiego... ciułacza - z uśmiechem tłumaczy Zapotoczna.
Pewnie gdyby zaszła potrzeba, pojawiłoby się i stanowisko... szkolnego skąpca. Problem tylko w tym, że na pewno brakowałoby kandydatów.
Najlepsi zbierają 500 zł w miesiąc
- U nas nikt z wpłatami się nie ociąga. Są dzieci, które do książeczki wpisują się codziennie - wtrącają nauczycielki.
Ile wpłacają? Wszystko zależy od zasobności portfeli rodziców. Ci jednak, widząc zaangażowanie ekonomiczne dzieci, robią, co mogą, żeby szkolne konta systematycznie puchły. Wpłacają po 10, 20, a czasem 50 zł. Najlepsi zbierają nawet do 500 zł miesięcznie.
- Zdarza się właśnie, że w ten sposób mama z tatą odkładają na remont pokoju dziecinnego czy kupno telewizora. Wiadomo, do banku z 30 złotymi człowiek nie poleci. Ale do SKO? Dlaczego nie? - inna z nauczycielek Zuzanna Piwiec tłumaczy mechanizm, dzięki któremu oszczędność w małej wsi kwitnie niczym bez w maju.
Są jednak i inne powody, dla których dzieci i rodzice chętnie lokują pieniądze w SKO. Dzięki uzbieranym kwotom, szkoła organizuje wycieczki. - Bez uskładanych złotówek pewnie byśmy stąd nigdy i nigdzie nie pojechali. A tak co jakiś czas organizujemy sobie ciekawe wyprawy w rozmaite miejsca - dodaje Arleta Szyngiel.
Grusza przy szkole daje pieniądze
Przedsiębiorczość maluchów z Koźli nie ogranicza się jednak tylko do gromadzenia pieniędzy. Dowodem tego są liczne akcje, dzięki którym szkolna kasa robi się coraz zasobniejsza.
- Sprzedajemy gruszki z gruszy, która rośnie przy szkole. Handlujemy aroniami. Zbieramy pokarm dla danieli i później dobijamy targu z nadleśnictwem. No i co najważniejsze, robimy ozdoby świąteczne. To nasze główne źródło dochodu - chwalą się dzieci.
Być może maluchy z Koźli dar do oszczędzania odziedziczyli w genach. Do szkolnej kasy oszczędnościowej pieniądze składali bowiem ich dziadkowie, babcie, ojcowie i mamy. A to wszystko od ponad 30 lat dokumentują okraszone fotografiami szkolne księgi.
Tę właśnie zaradność, systematyczność i budzenie w dzieciach chęci do oszczędzania docenili bankowcy w Warszawie. Obdarowali uczniów nagrodami, o których jeszcze do niedawna pociechy w Koźli mogły tylko pomarzyć. - Ale jak widać, cuda się zdarzają - zgodnym chórem powtarzają dzieci i opiekunki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?