Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W parówkach cielęcych nie było cielęciny? Szefowa i kierowniczka zakładu mięsnego oskarżone

(pij)
fot. archiwum
Dyrektorka oraz kierowniczka jednego z zakładów mięsnych w Sławie odpowiedzą przed sądem oskarżone o oszustwa. Kobiety - jak twierdzi prokurator - fałszowały skład parówek i produktów cielęcych.

Zielonogórska prokuratura okręgowa oskarżyła dwie kobiety. To 55-letnia członek zarządu i jednocześnie dyrektorka jednego z zakładów mięsnych w Sławie oraz 34-letnia kierownik produkcji. Zarzucono im fałszowanie składu produktów cielęcych. Proceder trwał od 2006 r. do maja 2008 r. Produkty sprzedawane przez firmę w rzeczywistości nie zawierały cielęciny.

Prokuratura ustaliła, że oskarżone kobiety kazały naklejać etykiety ze składem na cielęcinie pieczonej. Etykiety informowały, że w produktach było 91 proc. cielęciny. W rzeczywistości wyrób ten nie zawierał w ogóle tego rodzaju mięsa. Była tam wołowina, i to w ilościach znacznie mniejszych niż 91 proc. Produkty zawierały ewentualnie również inne rodzaje mięsa, np. wieprzowinę, ale nie cielęcinę, jak ustalili prokuratorzy.

Podobny proceder dotyczył parówek cielęcych. Z etykiet wynikało, że zawierają 30, 36 lub 5 proc. cielęciny. W rzeczywistości cielęciny w nich nie było.

- Tak fałszowane produkty oskarżone oferowały do sprzedaży swoim kontrahentom - informuje prokurator Jacek Buśko z zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Ci sprzedawali je klientom detalicznym w sklepach. - Przesłuchano wielu świadków - mówi prokurator Buśko.

- W trakcie śledztwa ustalono, że cielęcina pieczona była sprzedawana w "promocji". Tym sposobem dodatkowo to zachęcało klientów do jego zakupu i odwracało uwagę od bardzo niskiej jak na cielęcinę ceny - wyjaśnia prokurator Buśko. Odbiorcy hurtowi kupujący ten wyrób sądzili, że ma tak atrakcyjną cenę, gdyż jest sprzedawany w promocji, ponieważ producent chce zachęcić ich do późniejszego nabywania tego towaru.

Czytaj więcej Prokurator w zakładach mięsnych. Parówki miały być cielęce, a zawierały wołowinę i wieprzowinę

Wyliczono, że klienci na cielęcinę pieczoną "bez cielęciny" wydali ponad milion złotych. Na parówki niemal 400 tys. zł.

- Prokuratorzy dokonali analizy olbrzymiej liczby faktur. Powołano biegłego, który sprawdził również zawartość komputerów w firmie - mówi prokurator Buśko. Analiza wykazała ona, że w okresie od 2003 do 2008 r. zakłady mięsne kupiły ponad 500 ton mięsa wołowego. Nie stwierdzono w fakturach zakupu cielęciny. W tym samym czasie zakłady mięsne sprzedały jednak aż 1215 ton produktów w postaci cielęciny pieczonej i parówek cielęcych.

Dyrektorce przedsiębiorstwa prokurator oprócz powyższych zarzutów, dodatkowo zarzucił kierowanie akcją przestępczą, wykorzystując dwie pracownice. Jak ustaliła prokuratura, oskarżona miała nakazać im podrobienie kilku faktur, a potem polecić współoskarżonej pokazanie ich w 2008 r. kontrolerowi z Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno - Spożywczych. Miało to zapobiec ukryciu przestępstwa.
Materiały dotyczące dwóch pracownic prokurator wyłączył do odrębnego postępowania. Skierowano wobec nich wnioski o warunkowe umorzenie postępowania.

Oskarżone naruszyły ustawę o bezpieczeństwie żywności i żywienia oraz kodeksu karnego. Ze względu na dużą wartość mienia zarzucono im oszustwo. Dyrektorka początkowo przyznała się do zarzutów. - Potem jednak to odwołała i odmówiła składania wyjaśnień - mówi prokurator Buśko. Kierowniczka od początku nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów.

Oskarżonym grozi kara od roku do nawet 10 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska