MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Polsce trudno być mamą. Jeszcze trudniej samotną

Katarzyna Borek 0 68 324 88 37 [email protected]
Tak wyglądają ich śniadania. Mariusz ledwo dziobie, bo nie za bardzo jeść, choć ma już dziewięć lat. Mama musi go karmić, a i tak połowa parówek zawsze zostaje na talerzu.
Tak wyglądają ich śniadania. Mariusz ledwo dziobie, bo nie za bardzo jeść, choć ma już dziewięć lat. Mama musi go karmić, a i tak połowa parówek zawsze zostaje na talerzu. fot. Mariusz Kapała
- Ojciec Mariusza mnie zostawił z powodu, że ja tylko dziecko i dziecko. Że po urodzeniu synka zapomniałam, gdzie słońce a gdzie ziemia… - mówi Marzena Nowacka.
Tak wyglądają ich śniadania. Mariusz ledwo dziobie, bo nie za bardzo jeść, choć ma już dziewięć lat. Mama musi go karmić, a i tak połowa parówek zawsze
Tak wyglądają ich śniadania. Mariusz ledwo dziobie, bo nie za bardzo jeść, choć ma już dziewięć lat. Mama musi go karmić, a i tak połowa parówek zawsze zostaje na talerzu. fot. Mariusz Kapała

Tak wyglądają ich śniadania. Mariusz ledwo dziobie, bo nie za bardzo jeść, choć ma już dziewięć lat. Mama musi go karmić, a i tak połowa parówek zawsze zostaje na talerzu.
(fot. fot. Mariusz Kapała)

Życzeń z okazji dni matki dla pani Marzeny dziś nie będzie - dziewięcioletni Mariusz wypowiada jedynie pojedyncze sylaby…

Dlatego dziś Marzena Nowacka z Drzeniowa koło Cybinki będzie miała dzień jak co dzień. Zbudzi synka o 6.30. Zrobi mu śniadanie. Nakarmi parówkami. Potem przyjdzie nauczycielka Mariusza, który uczy się w domu. W dużym pokoju bloku, który pamięta PGR. Potem pójdą na pekaes. Mariusz - jak zwykle we wtorek - musi być u lekarzy w Zielonej Górze. Do Drzeniowa wrócą na 16.30. Droga do domu pół godziny zajmie, bo Mariusz wszystkie śmieci po drodze zbiera. Każdy kamień kopie.

Kolacja, kąpiel, bajka. I już będzie koniec dnia.
- Ojciec Mariusza zarzucał mi, że w odstawkę po porodzie poszedł. Że mi się pomieszało, gdzie słońce a gdzie ziemia. Że z bycia matką sobie sposób na życie zrobiłam - mówi pani Marzena. - Jak się czasami wkurzę, to żartuję, że zawiozę Mariusza ojcu. Niech zobaczy, jaki mam fajny sposób na życie. Ciągle w podróży.

Bo dziś pani Marzena jest z Mariuszem w Zielonej Górze. Wczoraj byli w Słubicach. W piątek znów jadą pekaesem do Zielonej Góry. Wszystkie wyjazdy są do lekarzy, bo Mariusz ma: nadpobudliwość, opóźnienie (ruchowe, emocjonalne i społeczne), padaczką oraz autyzm.

Życie zna takie przypadki

- Najczęściej bawimy się razem na balkonie, bo zdrowe dzieci uciekają z piaskownicy od Mariusza. Jakby był trędowaty, gorszy… Same tego sobie nie wymyśliły,
- Najczęściej bawimy się razem na balkonie, bo zdrowe dzieci uciekają z piaskownicy od Mariusza. Jakby był trędowaty, gorszy… Same tego sobie nie wymyśliły, musiały od swoich mam usłyszeć. Nie kłócę się z nimi o to, nie walczę, bo co mogę? - mówi pani Marzena. - Jest jedna pani Dorota, której dzieci są wobec Mariusza cudowne. Zawsze chcą się z nim bawić tłumacząc, że przecież on tak samo czuje, jak i one. fot. Mariusz Kapała

- Najczęściej bawimy się razem na balkonie, bo zdrowe dzieci uciekają z piaskownicy od Mariusza. Jakby był trędowaty, gorszy… Same tego sobie nie wymyśliły, musiały od swoich mam usłyszeć. Nie kłócę się z nimi o to, nie walczę, bo co mogę? - mówi pani Marzena. - Jest jedna pani Dorota, której dzieci są wobec Mariusza cudowne. Zawsze chcą się z nim bawić tłumacząc, że przecież on tak samo czuje, jak i one.
(fot. fot. Mariusz Kapała)

- Najważniejsze, że już ciepło jest. Najgorzej jesienią czy zimą na pekaes czekać. Tułać się po Zielonej Górze między wizytami u lekarzy czy śnieg, czy deszcz - wzdryga się na wspomnienie zimy pani Marzena.

- Mariusz ma w Zielonej Górze babcię i tatę. Pisałam z prośbą, czy nie moglibyśmy u nich czasami poczekać na autobus. Nawet słowem nie odpisali… A tak płakał, jak kazałam mu się wyprowadzić! A przecież wiedział, że może wrócić jak przestanie pić. On jednak o nas zapomniał. Papiery dotyczące Mariusza kazał sobie pocztą wysyłać, nawet zgody na konieczne operacje! To złożyłam wniosek o pozbawienie go praw rodzicielskich. Bolało, bo nie walczył. O, tu mam jego list do sądu.

W liście tata Mariusza z "całą mocą podkreśla", że nie będzie ingerował w wychowanie syna, bo ten niech wzrasta w spokoju. Jak dorośnie, pewnie sam ojca odnajdzie. Życie zna w końcu takie przypadki.

Z grubej teczki medycznych papierków wynika, że Mariusz nigdy nie dorośnie. Gdy miał pięć lat, był na poziomie rozwoju 2,5-latka.
- Sama wcześniej to lekarzom mówiłam, ale słyszałam, że przesadzam. Że syn owszem, nie siedzi, ale przecież żywy jest i się rusza - pani Marzena ciska obranym ziemniakiem do garnka.

Ja go nie pochowam

- Mariusz jest niesamodzielny, wszystko muszę przy nim robić - opowiada mama. - Muszę się mocno nagimnastykować, by rano wyszykować nas na czas. Cały
- Mariusz jest niesamodzielny, wszystko muszę przy nim robić - opowiada mama. - Muszę się mocno nagimnastykować, by rano wyszykować nas na czas. Cały tydzień wstajemy po 6.00, żeby zdążyć do lekarzy. Tylko środa, sobota i niedziela są wolne. Od rozjeżdżania, bo przecież gotować, prać i pilnować Mariusza trzeba. fot. Mariusz Kapała

- Mariusz jest niesamodzielny, wszystko muszę przy nim robić - opowiada mama. - Muszę się mocno nagimnastykować, by rano wyszykować nas na czas. Cały tydzień wstajemy po 6.00, żeby zdążyć do lekarzy. Tylko środa, sobota i niedziela są wolne. Od rozjeżdżania, bo przecież gotować, prać i pilnować Mariusza trzeba.
(fot. fot. Mariusz Kapała)

- Doktor tylko powtarzał, że wad nie widzi - wspomina mama. - A potem, jak Mariusz miał już pięć lat, usłyszałam, że mam dać sobie spokój. Bo z tego mojego dzieciaka nic nie będzie. To ja powiedziałam, że albo da mi skierowanie do specjalisty, albo nie wyjdę z gabinetu. I zaczęłam syna leczyć. Lepiej późno niż wcale. Teraz marzy mi się, żeby z Mariuszem na dwutygodniową terapię pojechać. Muszę na to uzbierać.

Tyle że wszystkiego na życie pani Marzena ma 1.000 złotych miesięcznie - z gminy i funduszu alimentacyjnego, bo tata Mariusza (jak 80 proc. polskich ojców) nie płacił.
- W kwietniu wszystko wydałam na wyjazdy do centrum zdrowia dziecka w Warszawie. Do teraz mam kryzys i dół straszny - mówi pani Marzena.

- A ojciec Mariusza, bo to chyba on ostatnio nas mijał w drodze na pekaes, ma supersamochód, żel na włosach i słoneczne okularki. Na mnie każdy ciuch wisi, bo zjeść nie mam kiedy. Ale w jednym miał rację. Moje dziecko to całe moje życie. Raz mnie lekarze "pocieszyli", że Mariusz szybko umrze. Aż się zagotowałam. Tak, mój syn? Nigdy w życiu! To dziecko ma matkę pochować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska