Zaczynała od Czerwieńska. Była tam przez pół roku, a potem przeniosła się do Zielonej Góry, tu bowiem potrzebowali pracowników. - Na początku ciężko było się przyzwyczaić, bo po Czerwieńsku poruszałam się autem, a tu nagle kazali mi jeździć rowerem. Okazało się, że zmiana na jednoślad była świetna. Mogę dojechać szybciej, łatwiej, no i oczywiście przy okazji zadbam o figurę. Ale od niedawna znów każą nam jeździć autami - mówi.
Jak przyznaje pani Ewa, torbę ma cały czas tą samą. - Pozwalają zmieniać, ale na szczęście się nie zużywa - twierdzi. I zauważa, że złapała już fajny kontakt z osobami, do których jeżdżę. Często dostaję zaproszenia na kawę, ale zazwyczaj czas mnie goni. Zostaje tylko chwila na rozmowy przy płocie. Dużo ludzi opowiada o sobie, o swoich małych radościach i troskach.
Mój Listonosz 2015 - GŁOSOWANIE I RANKING
Kandydatka do tytułu „Mój listonosz 2015” chwali swoją pracę. Przyznaje, że daje jej dużo radości. Te najbardziej zaskakujące chwile w ciągu siedmiu lat? - Pracę w Zielonej Górze zaczynałam zimą. Doręczałam list do jednego pana, który przywitał mnie słowami „Wchodź, dziewczyno, bo zimno”, po czym z łomotem zamkną drzwi na klucz. Muszę przyznać, że było dość przerażające i nogi mi się ugięły leciutko . Ale już później wiedziałam, że temu panu po prostu nie domykają się drzwi. Innym razem w progu przywitał mnie pan bez spodni. Oczywiście jak profesjonalistka z kamienną twarzą doręczyłam przesyłkę i poszłam dalej. Dziwne sytuacje się zdarzają, ale nie żałuję, że zostałam listonoszem - stwierdza kolejny raz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?