Łukasz Zamojski w mediach społecznościowych ogłosił, że w swoje 40-ste urodziny wybierze się w 40-kilometrowy marszobieg po Karkonoszach. „Po prezenty urodzinowe pobiegnę na Śnieżkę, ale prezenty kieruję dla potrzebującego Tymka” – zaznaczył.
„40 km vs. 40 urodziny Zamoja”
„Drodzy, Tymek ma 4 lata i choruje. Na co? Najlepsi lekarze w Polsce nie wiedzą. Rodzice dwoją się i troją, walczą od ponad 3 lat, jeżdżą po Polsce i Europie, by znaleźć konkretną diagnozę. Tymek 8 stycznia skończył 4 lata, nie chodzi, nie mówi, ma problemy pokarmowe. Jest podopiecznym Stowarzyszenia „Warto jest pomagać”, tam można kierować wpłaty na jego leczenie” – napisał na Facebooku Łukasz Zamojski, na stronie wydarzenia „40 km vs. 40 urodziny Zamoja - Samotny Bieg Charytatywny po górach”.
„Ja na cierpienie dzieci patrzeć nie mogę”
- Zamiast prezentów potrzebne są wpłaty dla Tymka – zaznaczył Łukasz Zamojski, który sport ma we krwi, bo trenował kiedyś m.in. koszykówkę. Dodał jednak: - Jestem fatalnym biegaczem, chyba nawet beznadziejnym. Nigdy nie lubiłem biegać na długie dystanse. Wkurzały mnie. Jako były koszykarz, interesowały mnie sprinty, wyskok i rzuty dystansowe. Dalekie rzuty, ale nie biegi. Teraz po latach przeradza się to na dobre. Czemu? Bo 40-kilometrowy marszobieg może potrwać długo, więc czas na wpłaty będzie równie długi. Akcja rozpocznie się o szóstej rano i potrwa tak długo aż na liczniku stuknie 40 kilometrów. Pamiętajcie, zebrane pieniądze kierowane są na specjalistyczne badania genetyczne, leki, rehabilitację i na to, by postawić Tymusia na nogi. Ja na cierpienie dzieci patrzeć nie mogę.
Czułem się jak „Czapkins” pod Nanga Parbat
Zielonogórzanin podjął się niełatwego zadania, bo wyprawie towarzyszyła solidna śnieżyca. Jego wyczyn można było śledzić na Facebooku.
- Rano dwa szlaki na Śnieżkę były zamknięte. Według GOPR wiało 120 m/s, według obsługi schroniska, dużo więcej – mówił Łukasz Zamojski. - Nie można było trafić w drzwi. Telefon do GOPR otworzył furtkę. Usłyszałem, że jeśli widać łańcuchy na czarnym szlaku, to można iść. Było widać, albo raczej chciałem, by było je widać. Gdyby nie dwóch innych śmiałków, raków, podwójnej kawy w schronie i telefonie od żony, żeby nie iść, to na tą cholerną górę bym nie wlazł. Wiało konkret, czułem się jak „Czapkins” pod Nanga Parbat, a to wciąż był tylko „Zamoj” pod Śnieżką.
Tymoteusz, mam nadzieję, że kiedyś uda nam się wdrapać na Śnieżkę
Po kilkunastu godzinach śmiałek szczęśliwie i z sukcesem zakończył swoją wyprawę. - Wielkie dzięki za to, że byliście na tej imprezie. Nigdy tylu gości nie miałem – mówił „Zamoj”. – Przebiegłem może 60 procent dystansu, resztę szedłem, albo odwrotnie. Zresztą nieważne. Najważniejsze, że daliśmy rodzinie Tymka mocnego kopa. Dziękuję wszystkim, za fajny fluid, słowo, kopa i prezenty dla Tymka. Dużo było tego. Tymon, mam nadzieję, że wkrótce się bliżej poznamy, a kiedyś uda nam się wdrapać na Śnieżkę na własnych nogach. Za to kciuki trzymam.
Akcja zielonogórskiego „tarernika” dała spodziewany efekt. Na zorganizowanej przez Stowarzyszenie „Warto jest pomagać” zbiórce dla chorego chłopca, w dniu akcji Łukasza Zamojskiego pojawiło się około 50 nowych wpłat.
Polub nas na fb
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?