MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W sulęcińskim szpitalu nie chcieli nam pomóc! - napisała do nas Czytelniczka

Wojciech Obremski tel. 0 95 758 07 61 [email protected]
- Opiszcie moją historię, żeby inni rodzice mogli zobaczyć, na jaką opiekę mogą liczyć na izbie przyjęć - poskarżyła się nam mieszkanka Lubniewic. Według niej lekarze ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego odmówili pomocy jej 7-letniej córce.

- Moja córka była od tygodnia chora, a w ubiegły piątek dostała okropnego ataku kaszlu - napisała do nas mieszkanka Lubniewic (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Baliśmy się z mężem, że może się udusić, tym bardziej, że cierpi na astmę - tłumaczyła kobieta. Według niej, kiedy dotarli na izbę przyjęć sulęcińskiej lecznicy, przyjął ich nie pediatra, ale chirurg.

Wrócili do domu

- Zaczął marudzić, że niepotrzebnie przyjeżdżamy do szpitala z byle kaszlem. Twierdził też, że żadnego leku nie może wypisać, bo w nocy wszystkie apteki są zamknięte - relacjonowała mieszkanka Lubniewic. W końcu lekarz zaproponował antybiotyk. - Ale co z tego, skoro nie wiedział nawet, jaką przypisać dawkę - dodała matka siedmiolatki.

Kobieta poinformowała lekarza, że dziecko ma astmę. - Ale on się tym nie przejął. Nie umiał nawet odróżnić rodzaju kaszlu, więc skonsultował się pielęgniarką - denerwowała się kobieta. Według niej konsultacje także nie pomogły, toteż wróciła z córką i mężem do domu.

- Stamtąd zadzwoniliśmy jeszcze raz do szpitala, bo chcieliśmy wiedzieć, czemu naszym dzieckiem nie zajął się pediatra. Usłyszeliśmy, że pediatra jest, ale dla... mniejszych dzieci - pisała wzburzona kobieta. - Poradzono mi, abym znowu przyjechała do szpitala, ale uprzedzono, że i tym razem córkę przyjmie chirurg - dodała. Według mieszkanki Lubniewic to jeden wielki skandal.

Nie było zastrzeżeń

Skontaktowaliśmy się z sulęcińskim szpitalem, prosząc o wyjaśnienie. Odpowiedział nam pisemnie dr Czesław Jacek Kisiała, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. - Ta pani sugerowała lekarzowi, który przyjmował jej dziecko, że dziewczynka cierpi na kaszel krtaniowy - pisał dr Cz. J. Kisiała.

Podkreślił, że dziecko było zbadane, dzięki czemu stwierdzono u niego zapalenie gardła i migdałków. Przyznał też, że lekarz konsultował się z pielęgniarką. - Zrobił to po to, żeby upewnić się, czy nie słyszała ona u dziecka innego rodzaju kaszlu, jeszcze przed przyjściem lekarza - tłumaczył kierownik SOR-u. - Poza tym w szpitalu w Sulęcinie, podobnie jak w większości lecznic w Polsce, dyżurują głównie anestezjolodzy oraz chirurdzy. A warunki funkcjonowania SOR-u nie przewidują dodatkowego dyżuru specjalisty chorób dzieci - wyjaśnił lekarz.

Dr Cz. J. Kisiała twierdził też, że przyjęcie dziecka odbywało się rutynowo, spokojnie, a rodzice nie wnosili do jego przebiegu żadnych zastrzeżeń.
- Płacimy tyle pieniędzy za ubezpieczenie, a jak przychodzi co do czego, na fachową pomoc nie ma co liczyć - podsumowała mieszkanka Lubniewic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska