Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Zielonej Górze starszy mężczyzna z krwawiącą raną głowy przez trzy godziny szukał pomocy lekarzy!

Danuta Kuleszyńska 068 324 88 43 [email protected]
- Bałem się, że jak w porę lekarz nie opatrzy mi rany, to wda się zakażenie. Teraz czuję się  lepiej - przyznał nam Stanisław Sadlej, którego wczoraj poskarżył się na lekarzy w naszej redakcji.
- Bałem się, że jak w porę lekarz nie opatrzy mi rany, to wda się zakażenie. Teraz czuję się lepiej - przyznał nam Stanisław Sadlej, którego wczoraj poskarżył się na lekarzy w naszej redakcji. Fot. Mariusz Kapała
- Być w szpitalu i nie mieć opatrzonej rany?! To jakaś paranoja! - Władysława Sadleja kiwa z niedowierzaniem głową. Jej chory na serce mąż odkleja plaster z głowy i pokazuje cztery szwy. - Pomógł mi dopiero doktor Maniak - wzdycha.

Stanisław Sadleja ma 72 lata i jest bardzo chory. Przeszedł zabieg koronoskopii, potem w wypadku o mało nie stracił nogi. - O, tu mam same śruby - podwija spodnie i pokazuje łydkę. - I jakby tego było mało, teraz rozbiłem sobie głowę.

To było w piątek, około południa. Pan Stanisław pracował na działce. Podnosząc głowę, uderzył się o kant muru. Tak mocno, że aż gwiazdy zobaczył. Z rany trysnęła krew. - Wsiadłem w samochód i popędziłem do szpitala - opowiada. - Zgłosiłem się na oddział ratunkowy, a tam mi powiedzieli, że mnie nie zszyją, żebym poszedł do polikliniki.

Dlaczego szpital odesłał krwawiącego pacjenta? Bo - jak wyjaśnia naczelna pielęgniarka Weronika Rozenberger - "zadaniem Szpitalnego Oddziału Ratunkowego jest udzielanie świadczeń w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia". - SOR nie zaopatruje skaleczeń i ran - dodaje. - Robi to nasze ambulatorium chirurgiczne od 15.00 do 7.00 rano. Pacjentów, którzy zjawią się u nas przed tą godziną, kierujemy do poradni chirurgicznych . Raz jeszcze pouczymy nasz personel, by w takich przypadkach założyć na ranę jałowy opatrunek i dopiero potem kierować pacjenta do poradni.
Ale w poradni chirurgicznej w poliklinice chirurg też odmówił pomocy. Nie zszył rany, bo - jak twierdził - nie miał sterylnych narzędzi. Kazał pielęgniarce założyć opatrunek i... odesłał pana Stanisława do poradni przy ul. Wyszyńskiego.
Chirurg z Polikliniki: - W piątek nie miałem dyżuru, tylko doktor K.
- A narzędzia sterylne macie w poradni? - dopytuję.
- Mamy możliwości... Ale nie chcę rozmawiać, bo przy tym nie byłem.

Do specjalistycznej poradni chirurgicznej Sanatio przy Wyszyńskiego pan Stanisław dotarł samochodem około 13.00. - Chirurg powiedział, że mnie nie przyjmie, bo ma za dużo pacjentów - opowiada nasz Czytelnik. - Odesłał mnie do poradni przy Anieli Krzywoń.
Władysława Pawiasek, pielęgniarka z Sanatio: - Pan doktor N. był bardzo zmęczony, miał mnóstwo pacjentów, nacinał ropień w tym momencie. Uważam, że tego pana powinni opatrzyć w szpitalu, a nie odsyłać od Annasza do Kajfasza.

W poradni przy Krzywoń rejestratorki bez problemów zapisały S. Sadleja na wizytę. - O 15.30 przyjął mnie doktor Maniak. Wyczyścił ranę, założył cztery szwy, był bardzo miły i mi współczuł. Na zastrzyk surowicy musiałem jeszcze pojechać do lekarza rodzinnego.

Maciej Maniak, chirurg: - Mnie na studiach uczono, że rana cięta głowy jest wypadkiem nagłym i może być opatrzona w każdym miejscu, nawet przez lekarza rodzinnego. Takie rany zszywają moi koledzy, którzy nie są chirurgami. Ja tej całej sytuacji komentować nie będę. Niech inni biorą odpowiedzialność za swoje decyzje. Ja postąpiłem tak, jak mnie uczono.

Wczoraj mimo prób nie udało nam się uzyskać stanowiska funduszu zdrowia w tej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska