Podobno w naszym kraju pacjenci korzystają z darmowej służby zdrowia. Tymczasem jednym z pomysłów ministra zdrowia na podźwignięcie się podupadającej służby zdrowia, są dopłaty do usług medycznych. Wnoszone przez pacjentów! Niby chodzi o 10 zł za dzień w szpitalu i 5 zł za wizytę u lekarza specjalisty. Ale jednak!
Pomysł ma zagorzałych przeciwników i zwolenników. Profesor Zbigniew Religa, podobno "mentalnie" jest temu przeciwny, bo ludzie u nas biedni. Ale dopłaty są powszechnie stosowane w krajach UE i być może zgodzi się na nie Sejm. Wtedy i mentalność Religi nie pomoże.
Dopłaty są tylko jednym z elementów programu naprawczego przygotowanego przez resort zdrowia. Kolejnym jest nowa składka - 1,2 proc. naszej pensji brutto na leczenie osób starszych i niepełnosprawnych. No i wyższą o pół procenta składkę zdrowotną, która zresztą rośnie od kilku lat.
Czy to wystarczy, by lekarze przestali strajkować i żądać podwyżek, a pacjenci nie czekali miesiącami na wizytę do specjalisty? Mało prawdopodobne. Zdaniem pracowników służby zdrowia, trzeba jeszcze podnieść udział budżetu państwa w utrzymaniu służby zdrowia - z 3,75 proc. PKB do co najmniej 6 proc. - To najmniej z wszystkich krajów Unii! - grzmią lekarze.
Tymczasem zdaniem Adama Sandauera, prezesa stowarzyszenia Primum Non Nocere, prawda jest nieco inna. I powołuje się tu na dane Światowej Organizacji Zdrowia z 2002 r. Wynika z nich, że w Polsce nakłady na zdrowie sięgają nawet 6 proc. PKB i tylko część z nich pochodzi bezpośrednio z kasy państwa. Reszta to legalne dopłaty pacjentów do leczenia, które tak naprawdę istnieją oraz szara strefa, czyli łapówki.
Już teraz istnieje tzw. negatywny koszyk, czyli lista świadczeń medycznych, za które NFZ nie płaci. Są to np.:
szczepionki, które nie są w kalendarzu obowiązkowych szczepień operacje zmiany płci zabiegi chirurgii plastycznej nie związane z wadą wrodzoną, urazem, chorobą poradnictwo seksuologiczne ozonoterapię diagnostyka i terapia z zakresu medycyny niekonwencjonalnej, ludowej i orientalnej leczenie padaczki za pomocą implantu stymulatora nerwu błędnego poradnictwo psychoanalityczne akupresura diagnostykę i leczenie zaburzeń smaku pobieranie nasienia z najądrza wszczepienie protez prącia.
ZA PIENIĄDZE, MIMO ŻE ZA DARMO?
Za to już teraz zdarza się płacić lubuskim pacjentom:
lewatywę przed porodem poród w wodzie indywidualną salę porodową salę komercyjną dla mamy i dziecka po porodzie prywatną opiekę położnej lub ginekologa podczas porodu pojemniczki na mocz oddawany do badania oglądanie telewizora w szpitalu foliowe buty i płaszcze z aparatów wiszących na szpitalnych korytarzach dojazdy do klinik na drugim końcu kraju, na zabiegi, których u nas się nie wykonuje lepsze plomby, bo do gorszych refundowanych przez NFZ od dwóch lat nie można dopłacać lepszej jakości protezy ortopedyczne, aparaty słuchowe łóżko dla rodzica, który chce być cały czas przy chorym dziecku leżącym w szpitalu pokój w hotelu przy klinice w której jest leczone nasze dziecko zapłodnienie in vitro, choć teoretycznie, zgodnie z ustawą zdrowotną z 2004 r., należy się ono za darmo szczepienie przeciwko żółtaczce tuż przed operacją (żeby nas nie zarazili) szczepienia dzieci, których nie ma w obowiązkowym kalendarzu lekki, praktyczny wózek dla nie pracującego niepełnosprawnego (gdy nie jest zatrudniony, należy mu się za darmo wyłącznie ciężki, tzw. ortopedyczny) jedzenie w szpitalu, bo to co serwują nie każdemu wystarcza plastykowy gips (jest lżejszy i wygodniejszy od tradycyjnego) wizyty w prywatnych gabinetach i badania, bo w ramach ubezpieczenia dostaniemy się do specjalisty za kilka miesięcy prezenty i dowody wdzięczności dla pracowników służby zdrowia.
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl