Córka pani Anieli poszła w ślad za rodzicami. - Z zięciem poznali się właśnie w zespole - mówi A. Sidło. - Ale tych "zespołowych" małżeństw było i jest naprawdę sporo. Zresztą nasz patron - śp. Ludwik Figas - też miał żonę z zespołu.
Co mieszczuchów ciągnie do ludowego tańca? - Chęć przeżycia przygody. To jest bardzo istotne - podkreśla pani Aniela.
Ale nie chodzi tylko o wyjazdy na zagraniczne festiwale. Choć faktycznie, Lubuski Zespół Pieśni i Tańca występował w prawie wszystkich krajach Europy. Był w Korei Północnej, na Tajwanie, w Kanadzie, Brazylii, Meksyku, Panamie... - I kiedyś, gdy paszporty leżały w komendzie wojewódzkiej i ktoś mógł wyjechać za granicę tylko z zespołem, to rzeczywiście było coś.
Dziś? Często na wyjazdy tancerze, muzycy i śpiewacy muszą wykładać z własnej kieszeni. Albo sami wyszukiwać sponsorów.
I tak dobrze, że LZPiT ma mecenasa na co dzień - jest umocowany w strukturach Regionalnego Centrum Animacji Kultury przy ul. Sienkiewicza. Nie wszystkim podobnym ludowym formacjom w kraju tak się poszczęściło.
- Kiedy zespół powstał w 1953 r., to była taka polityka - zwłaszcza na naszych ziemiach - mocnego pompowania w kulturę, żeby społeczeństwo jakoś pozbierać i zintegrować po zawierusze wojennej - opowiada A. Sidło, autorka jednej z pierwszych prac magisterskich o lubuskim zespole. - Tu u nas szczególnie naciskano na integrację, jako że ludzie napływali z różnych regionów, przywozili ze sobą różne kultury i trzeba było z tego stworzyć jakąś całość.
Działalność zespołu popierały władze, tancerze w swoich zakładach pracy bez problemu dostawali urlopy na czas występów. Ale przyszedł rok 1989, zaczęła się transformacja ustrojowa. Nagle zabrakło mecenasa, opieki i większość takich spółdzielczych zespołów w kraju padła.
- Nam się udało i tu zasługa naszego byłego kierownika Ludwika Figasa, że zwrócił się z tym problemem do Zbyszko Piwońskiego, ówczesnego wojewody, który umieścił nas tutaj, w dawnym Wojewódzkim Domu Kultury przy ul. Sienkiewicza. Szyldy instytucji się zmieniały. My trwamy tu do dziś.
Jak to się dzieje, że Lubuski Zespół Pieśni i Tańca cały czas ma mocną grupę dorosłą, a od 1986 r. przyciąga też dzieci? Najmłodszy tancerz ma pięć lat…
- To nie jest tak, że w tej chwili są na topie tylko hip-hop, break dance czy wypromowany przez telewizję taniec towarzyski - mówi A. Sidło. - Cały czas są i trafiają do nas ludzie, którzy lubią i kochają folklor. Dbamy o to, żeby kolejne pokolenia wiedziały, co to jest muzyka ludowa, skąd się to bierze i jak to można przetworzyć na współczesne czasy. Ale przetworzyć tak, żeby to było zgodne ze źródłami, żeby nie poszło w złą stronę, nie wyszła z tego jakaś cepeliada. Tylko żeby to miało wartości artystyczne. W sobotę w Lubuskim Teatrze - drugi (po piątkowym) koncert jubileuszowy LZPiT. Zdobycie wejściówki graniczy z cudem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?