Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żary: Wyrzucili mnie z mieszkania i zatrzymali dokumenty, bo zalegałem 50 zł

Lucyna Makowska
Kilkanaście razy byłem po moje rzeczy i zawsze drzwi były zamknięte - mówi Andrzej Geisheimer. A gdy przypadkiem spotkałem zarządcę, kazał mi zapłacić 500 zł za ich odzyskanie.
Kilkanaście razy byłem po moje rzeczy i zawsze drzwi były zamknięte - mówi Andrzej Geisheimer. A gdy przypadkiem spotkałem zarządcę, kazał mi zapłacić 500 zł za ich odzyskanie. Lucyna Makowska
Wyrzucili mnie z wynajmowanego mieszkania i zatrzymali dokumenty - skarży się Andrzej Geisheimer, z Żar. Twierdzi, że zarządcy chcą pieniędzy za ich odzyskanie. Interweniowała policja.

Mężczyzna wynajmował pokój w jednym z prywatnych budynków przy ul. Piastowskiej w Żarach. Miesięcznie płacił za niewielkie lokum 450 zł. Przebywał tam od marca. Przyznaje, że zalegał 50 zł z opłatą. - Prosiłem by poczekali, ale nie dali się przekonać - mówi mężczyzna.- "Gospodarz" kazał wynosić mi się pokoju w środku nocy. Wyszedłem tylko z dowodem osobistym, zostawiając resztę osobistych rzeczy. W tym dokumenty potwierdzające kwalifikacje, skończone kursy i certyfiakty. Z zawodu jest elektrykiem.

W maju pan Andrzej znalazł lokum w hostelu dla bezdomnych w Mirostowicach Górnych. W Rancho Nadzieja w zamian za mieszkanie pracuje, tak jak wszyscy mieszkańcy ośrodka. Trafiają tam nie tylko bezdomni, ale osoby z bagażem ciężkich doświadczeń, czasem przeszłością kryminalną, które jak pan Andrzej nie mają stałego utrzymania. Pogodził się z tym.

- Nie jestem z tych, co mają dwie lewe ręce do roboty - ale bez udokumentowania kwalifikacji nie mogę się nawet zarejestrować w pośredniaku - tłumaczy mężczyzna.- Wcześniej pracował w żarskim Hydrobielu, teraz firma zwalnia prawie wszystkich.

Zarządca: zatrzymaliśmy papiery, bo nie płacił.

A. Geisheimer próbował odzyskać dokumenty. W dawnym lokum przy ul. Piastowskiej był kilkanaście razy. Bez skutku. Telefonu kontaktowego nikt nie odbierał, a biuro było zamknięte na cztery spusty. Próbował też pukać do drzwi małżeństwa, zarządzającego budynkiem w imieniu właściciela, ale nikt mu nie otwierał. Jakiś miesiąc temu spotkał "gospodarza" w jednym z marketów. - Gdy zapytałem o dokumenty usłyszałem, że jak zapłacę 500 zł - odzyskam je - relacjonuje bezdomny.
Po kilkukrotnych próbach kontaktu z zarządzającymi wreszcie udało się nam ich zastać i wyjaśnić sprawę.

-Ten pan zalegał nam 50 zł z tytułu najmu za kwiecień, i za połowę maja - tłumaczy Sebastian M. - pracownik administracji zwany przez mieszkańców gospodarzem. - Nie zrobił tego, więc nakazałem mu opuszczenie pokoju. Zgodnie z regulaminem wszystkie pozostawione rzeczy wyrzucamy. Dokumenty tego najemcy przetrzymujemy, ale nigdy nie chciałem w zamian za ich oddanie pieniędzy. Chodziło o dług. To zawsze jakieś zabezpieczenie. Możemy mu oddać tylko najpotrzebniejsze jak dowód czy książeczkę zdrowia, pozostałe dostanie, gdy odda dług.

Sprawa dla policji

Zarządca przyznaje, że lokator pomieszkiwał już w ośrodku i wcześniej nie miał problemów z regulowaniem, opłat. Jak każdy najemca powinien wnieść opłatę z góry na miesiąc. Wówczas podpisywana jest umowa. - Zaufaliśmy mu, nie żądając pieniędzy, cierpliwie czekaliśmy - dodaje gospodarz. Zaprzecza, by lokator zgłaszał się po odbiór swoich dokumentów.

Zasadnością przetrzymywania dokumentów zainteresowaliśmy policję. Sławomir Konieczny, rzecznik lubuskiej policji podkreśla, że nikt nie ma prawa, przetrzymywać dokumentów innej osoby, nawet, jeśli tak jak w tym przypadku lokator nie uregulował długu. Robiąc to naraża się na odpowiedzialność karną. To nie sposób na odzyskanie wierzytelności. Sprawą odyskania dokumentów zajęli się żarscy policjanci.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska