Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Zmiana płci to dla mnie przepustka do wolności - mówi Arnold, który chce być Marleną

Inga Domurat [email protected] Głos Koszaliński
Z ojcem nie utrzymuje kontaktów. Wie, że spłodził cztery córki i jego. Ale dziś Arnold się z tego faktu śmieje, bo też zamierza być kobietą, choć z odzysku. Jest jedynym dzieckiem swojej matki.

Ta długo nie akceptowała odmienności syna, ale w końcu to ona mu pomaga. Dzięki pieniądzom od niej Arnold zmieni płeć.

Arnold Boraś ma 36 lat, jest zodiakalną Wagą, mieszka w Świdwinie. Spotkał się z nami w swoim mieszkaniu. Trudno było nie zauważyć rzucających się w oczy plakatów Marilyn Monroe, które wiszą na każdej ścianie. Wielu książek, głównie albumów i bibliografii traktujących o Marilyn i Marlenie Dietrich. Zresztą to głos tej ostatniej wydobywał się z odtwarzacza płyt kompaktowych, gdy weszliśmy do mieszkania.

- Uwielbiam obie diwy. Były niesamowite, piękne i inteligentne. Marilyn wcale nie była głupia, to tylko pozory. Ogromnie dużo przeczytałem na ich temat. Moja osobowość przypomina tę Marilyn, ale ja wolę tę silniejszą - Dietrich. Jej imię też do mnie bardziej pasuje. Bo już postanowiłem będę się nazywać Marlena Boraś. Marlena na pewno. Nad Borasiem jeszcze się zastanawiam - mówił nam siedzący przed nami mężczyzna.

Bawił się lalkami

Ale trudno też było nie zauważyć, że mężczyznę Arnold przestaje przypominać. Usta same robiły tzw. "dziubek", brwi precyzyjnie wydepilowane, zarost zupełnie niewidoczny, za to włosów na głowie zdecydowanie więcej niż kiedyś, dłonie zadbane. Paznokcie musiały być niedawno poddane obróbce pilnika i gdyby gruby sweter zastąpiła obcisła koszulka, to odznaczyłyby się na niej drobne piersi i zupełnie płaski brzuch. Z mężczyzny został Arnoldowi słuszny wzrost, jakieś 180 centymetrów, niski głos i niechciane męskie narządy płciowe.

- Nie ma dokładnego wyjaśnienia skąd się bierze syndrom transseksualizmu. Są różne hipotezy. Na przykład mówiące o wpływie kuracji hormonalnej, której poddają się kobiety w ciąży. Według innej - to pozostałość z poprzedniego życia. Dowodów brak. Ja odką pamiętam byłem inny - zaczął rozmowę Arnold. - Zamiast gry w piłkę nożną wybierałem zabawę lalkami. Czyli banał, na który długo nikt z dorosłych nie zwracał uwagi.

Takie tam fanaberie dziecięce. Ale ja naprawdę cierpiałem, bo koledzy z przedszkola nie chcieli się ze mną bawić, koleżanki też do swojego grona mnie nie chciały przyjąć. Bo to w tym wieku głupio się z chłopakami zadawać. I byłem sam. Swoją inność odbierałem jak skazę.

Zakochał się w koledze

Arnold po raz pierwszy zakochał się w podstawówce. Imienia swojej miłości już dziś nie pamięta, ale pamięta, że był to... kolega ze szkoły. - Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Nie było już lekcji, a ja z tęsknoty, by choć na chwilę zobaczyć swoją miłość, biegłem z trzy kilometry przez pola. W ukryciu patrzyłem w okna jego domu i czekałem aż się w którymś z nich pokaże. Wiedziałem, że to dziwne, może złe, ale nic nie mogłem na to poradzić. Zakochałem się w chłopaku. Nigdy dziewczyny mnie fizycznie nie pociągały.

Szkołę podstawową Arnold jakoś przetrwał. Poznał jednak smak docinek, braku akceptacji. Po podstawówce chciał się dalej kształcić. Idealnym miejscem dla Arnolda wydawał się koszaliński plastyk. Dziadek ze strony matki - artysta malarz, pradziadek - kompozytor. Sam Arnold zdradzał zdolności plastyczne. I dostał się bez większych problemów. Jednak w tym zdawałoby się wydawać najbardziej tolerancyjnym liceum w regionie nie zagrzał długo miejsca. Po dwóch latach znoszenia agresji rówieśników, zrezygnował.

Jedna przyjaciółka, której mógł się wypłakać w rękaw, to za mało, by na co dzień stawiać czoło co najmniej klasie. W zawodówce było jeszcze gorzej. W efekcie nie skończył żadnej szkoły średniej. A posiadaną wiedzą z zakresu filozofii, malarstwa, zwłaszcza holenderskiego i egiptologii mógłby zaskoczyć wielu. Nie był głupi, odporny na wiedzę, ale inny. Od 10 lat wie, że transseksualny.

- Nikt mnie nie akceptował, więc chyba nic dziwnego, że i ja siebie nie akceptowałem. Próbowałem sobie kilkakrotnie odebrać życie. I po tych próbach trafiłem do lekarz psychiatry w Koszalinie - przypomina sobie Arnold. - To ona uznała, że najlepiej będzie, jeśli pojadę do Warszawy, do doktora Stanisława Dulki, seksuologa w Zakładzie Psychosomatyki, Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich. Pojechałem.

Tam dowiedziałem się, że jestem klasycznym przypadkiem transseksualnym. I że mam szanse, aby stać się kobietą. Zanim jednak usłyszałem tę optymistyczną diagnozę, przeszedłem badania, testy psychologiczne. Byłem pytany o najintymniejsze szczegóły dotyczące mojego życia. Moje ciało było oglądane, centymetr po centymetrze.

Na podstawie tego wszystkiego wstępnie określono, że we mnie więcej jest cech kobiety niż mężczyzny. Z tą wiedzą wróciłem do domu. Ale tu czekała na mnie niespodzianka. Matka niespecjalnie przejęła się wiadomością o moim transseksualizmie. Na prośbę sfinansowania operacji zmiany płci, nie zareagowała.

Dla Arnolda świat się załamał. Jak mówi, nie widział miejsca dla siebie, życie wydawało mu się bezsensowne. Gdy mijał zakochane pary, trzymające się za ręce, ogarniała go zawiść. Bo on też chciał kochać i być kochanym. Ale wiedział już, że może to się stać tylko wtedy, gdy będzie kobietą. To jedyne wyjście, by mógł zakochać się w mężczyźnie i próbować tworzyć związek.

- Nie wyobrażałem sobie i nadal nie wyobrażam obnażyć się przed partnerem jako mężczyzna. A co dopiero dotykać się czy współżyć. To niemożliwe - wzdryga się na samą myśl nasz rozmówca.

Uciekał w sztukę

- Dlatego uciekłem w sztukę, w fascynację Marilyn i Marleną. Ale gasłem. Byłem niesamowicie nieszczęśliwy. By móc malować na promenadzie gwiazd w Międzyzdrojach, musiałem nafaszerować się antydepresantami. Ale raz przedobrzyłem i zapadłem w śpiączkę farmakologiczną. Ledwo z tego wyszedłem - opowiada Arnold.

- Matka najzwyczajniej zauważyła, że jeśli mi nie pomoże, to moje życie skończy się tragicznie. Zebrała pieniądze. Miała trochę swoich oszczędności, resztę wyprosiła od rodziny. I od kilku miesięcy wiem, że mogę zmieniać płeć. To mój życiowy cel. Przepustka do wolności. Arnold od prawie pięciu miesięcy poddawany jest kuracji hormonalnej zgodnie z zaleceniami lekarza prowadzącego z warszawskiego ośrodka.

Ta potrwa kolejne cztery miesiące. Wtedy ciało Arnolda powinno nabrać jeszcze bardziej kobiecych kształtów. - Mogę mieć nawet średniej wielkości piersi. Za to męskie narządy płciowe na szczęście zanikają. I tak nigdy nie były używane - zwierza się Arnold.

Jeszcze przed operacją zmiany płci, której podejmują się jako jedyni w Polsce specjaliści z gdańskiej Akademii Medycznej, Arnold płeć musi zmienić sądownie. W jego sprawie orzekać będzie Sąd Okręgowy w Koszalinie. Dopiero po uprawomocnieniu się wyroku, najprawdopodobniej w lipcu, Arnold pozbędzie się męskich cech. Arnold już jako Marlena będzie mógł uprawiać seks z mężczyzną i podobno nawet odczuwać przyjemność. Kuracja i operacja to koszt prawie 14 tys. złotych. Koszty sądowe i adwokackie - ok. 3 tys. złotych.

Być kobietą, być kobietą

- Kiedy już będzie po wszystkim, zamierzam się wyprowadzić ze Świdwina. Zacząć życie od nowa jako Marlena. Zdobyć maturę i dalej się kształcić. Interesuje mnie egiptologia, malarstwo renesansu. Chcę po sobie zostawić jakiś ślad. To mój życiowy cel.

- Może uda mi się stworzyć też związek z mężczyzną, a jak uda mi się wyjść z dołka finansowego, to zacznę zbierać na operację plastyczną twarzy. Bo skronie bym na przykład poprawił, powieki podniósł, nos wziął od Monroe - kwituje Arnold.

Arnold ze Świdwina jest transseksualistą. Chce być kobietą. I nią zostanie - www.gk24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska