Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znalazł się dawca dla Eliasza. Jest z Izraela [WIDEO]

E. Gniewek, J.Piasecki
Eliasz Dutkiewicz do momentu diagnozy grał w piłkę nożną z rówieśnikami i jeździł na rowerze
Eliasz Dutkiewicz do momentu diagnozy grał w piłkę nożną z rówieśnikami i jeździł na rowerze Archiuwum rodzinne
Prawie 800 potencjalnych dawców szpiku kostnego zgłosiło się w ramach akcji pomocy dla Eliasza. To był rekord! Znalazł się dawca. Jest z Izraela, skąd przecież pochodzi imię dziesięciolatka...

Eliasz uśmiecha się, kiedy patrzy na swoich rodziców. Cieszą się, więc on też chce być, jak oni, radosny. Chwilę wcześniej, jego mama Katarzyna Dutkiewicz u lekarki dowiedziała się, że jest dawca. Będzie przeszczep. – Pierwsza myśl? Takie uczucie, że ciężar spada z ramion, a nogi, nie ukrywam, zrobiły mi się wtedy jak z waty. Wpadłam w radosny płacz. Razem z panią doktor Agnieszką Pomykałą emocjonalnie przeżyłyśmy tę sytuację - przyznaje pani Katarzyna. Nadzieja na znalezienie genetycznego bliźniaka była bardzo silna od początku akcji pomocy, którą zorganizowali wolontariusze fundacji DKMS w Kożuchowie, Mirocinie Średnim i Nowej Soli. - Podczas tej akcji było tyle dobra, że to dobro do nas wróciło - mówi pani Katarzyna.

Sami wolontariusze przyznają, że byli zaskoczeni tak ogromnym zainteresowaniem mieszkańców powiatu nowosolskiego. Zgłosiło się prawie 800 osób. Przychodziły całe grupy z zakładów pracy. Ludzie młodzi i starsi. Widzieli artykuły w mediach, ale też, wchodząc do nowosolskich sklepów czy restauracji, widzieli na drzwiach i ladach plakaty i ulotki, o tym, że trzeba pomóc, że to tylko dziesięć minut własnego czasu, a może się okazać, że będzie można uratować dziecku życie. „Jest happy end. Ale ty co zrobiłeś w tej sprawie?” - takie pytanie postawił Sebastian Gadomski, optyk z Zielonej Góry, który również zaangażował się w akcję.

Pytanie ma poruszyć serca tych, którzy się boją, lub nie interesują taką formą pomocy drugiemu człowiekowi. - Eliasz ciężko chory chłopiec z Nowej Soli, znalazł swojego genetycznego bliźniaka. To jest dowód, że wysiłek wielu osób się opłaca. Ktoś, kiedyś, postanowił się zarejestrować i uratował życie Eliasza. Daj innym taką samą szansę i nadzieję, może i Ty uratujesz czyjeś życie - przekonuje pan Sebastian.

Grażyna Prządka z Kożuchowa, na co dzień urzędniczka, jako pierwsza poinformowała Gazetę Lubuską o akcji. Sama zarejestrowała się już wcześniej. - Jak się rejestrowałam, zrobiłam to bez strachu - przyznaje pani Grażyna. - Zadecydowała sama chęć pomocy innym i dania szansy na drugie życie. Patrząc, ile osób, a zwłaszcza dzieci, szuka swojego genetycznego bliźniaka to poświęcenie swojego czasu i danie cząstki siebie, aby ktoś mógł cieszyć się życiem jest bardzo ważne i bardzo potrzebne.

Mama Eliasza: - Odzyskuje się wiarę w ludzi, jak patrzy się, jak chętnie ludzie wspierają w takich sytuacjach. Mieszkamy w niewielkiej społeczności. Jest bardzo duży odzew, ludzie dają sygnały, że nas wspierają, o tyle nam raźniej, i o tyle jesteśmy silniejsi w tym wszystkim - powiedziała.

Ta siła i wielka energią, jaką obcy dla Eliasza, ludzie ofiarowali, żeby mu pomóc, nie zmarnuje się. Baza chętnych do udzielania pomocy jest wciąż sprawdzana, bo wciąż ktoś nowy szuka swojego genetycznego bliźniaka.

– Zamieszkaliśmy w szpitalu. Musiałam zrezygnować z pracy zawodowej, a Eliasz ze szkoły – opowiada o początkach choroby swojego dziecka Katarzyna Dutkiewicz. - Te początki były dla nas wszystkich bardzo trudne. Nie chciałam tego wszystko do siebie przyjąć, z tego powodu synowi też było trudno.

Do momentu diagnozy Eliasz z rówieśnikami grał w piłkę nożną i jeździł na rowerze. Jego marzeniem jest zostać weterynarzem lub hodowcą psów, bo kocha te zwierzęta. W roku szkolnym miał indywidualne nauczanie w szpitalu i domu. Leczenie było wyniszczające, ale przynosiło skutki. W maju okazało się, że z chorobą znów trzeba walczyć.

- Trudnym momentem było dla nas, kiedy tracił włosy po pierwszej chemii. Trudne były też te wszystkie sytuacje związane z założeniem wenflonu, badania. Eliasz tracił jakby prawo do własnego ciała, z tym było mu ciężko się pogodzić. I jeszcze ten natłok informacji. Bo mało tego, że dowiedzieliśmy o chorobie nowotworowej, zaraz też o przerzutach do płuc, węzłów chłonnych. Teraz jest lepiej. Eliasz pogodził się z tym jak wygląda jego rzeczywistość i z pokorą ją przyjmuje, tak jak my wszyscy, nie mamy innego wyjścia – opowiadała pani Katarzyna, zanim zaczęła się akcja pomocy. - Nauczyliśmy się cieszyć drobiazgami. Staramy się zrobić wszystko, by ta choroba nie zapanowała nad całym naszym życiem. W każdej sytuacji, w jakiej tylko możemy, próbujemy, żeby ten element szczęścia występował. Na przykład jak jadę z Eliaszem na wózku inwalidzkim, czasem wyścigi sobie urządzamy. Tam, gdzie możemy staramy się wprowadzać elementy radości, żeby nie było tak smutno.

Od tygodnia wiadomo, że dawca znalazł się w Izraelu. W tym przypadku odległość nie ma znaczenia. Mieszkaniec lub mieszkanka tego państwa nie musi przyjeżdżać do Polski. Szpik zostanie pobrany na miejscu, a przywiezie go kurier.

- Zdajemy sobie sprawę, że trudne momenty są przed nami. Eliasz przed przeszczepem będzie musiał przejść naświetlania i mocną chemię. Cała procedura służy temu, żeby zabić jego szpik, dopiero wtedy będzie gotowy na to, aby przyjąć szpik w formie przeszczepu - wyjaśnia mama chłopca.

Wstępne terminy przeszczepu rodzina ma traktować z poprawką. Pierwsze naświetlania mają się odbyć po połowie września.

Imię Eliasz - jako niosący słowo Boga Jahwe - pochodzi z języka hebrajskiego. Znalazło się w Starym Testamencie. W rozdziale 19. Księgi Królewskiej jest fragment, kiedy anioł budzi śpiącego Eliasza i mówi: „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aż do Bożej góry Toreb”.

Co godzinę w Polsce ktoś dowiaduje się, że zachorował na białaczkę. To może być każdy z nas! Ale wielu z nas może pomóc chorym na raka krwi. Dla nich jedyną szansą na życie bywa przeszczep – a my możemy być dawcami. Zarejstrowanie się do grona potencjalnych dawców szpiku kostnego zajmuje – razem z wypełnieniem dokumentów i pobraniem wymazu – nie więcej niż 10 minut. Właśnie tyle zajęło to naszej dziennikarce Katarzynie Borek, która zarejstrowała się w czwartek. – Myślałam o tym od dawna, ale historia Eliasza spowodowała, że powiedziałam sobie: dość myślenia, trzeba działać - powiedziała dziennikarka „Gazety Lubuskiej”. – Nie miałam pojęcia, że cała procedura jest tak krótka i prosta.
A jak konkretnie to przebiegało?

Czytaj też: Każdy może sprawdzić, czy ma bliźniaka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska