MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Znany głogowianin Krzysztof Bączyński nie żyje

Anna Białęcka
Krzysztof Bączyński nie żyje, miał 43 lata
Krzysztof Bączyński nie żyje, miał 43 lata fot. Anna Białęcka
Już nic nie będzie takie jak kiedyś. Krzysiek Bączyński nie żyje. Zmarł w czwartek w swoim mieszkaniu. Miał 43 lata. Pub Tequila umarł razem z nim, bo to on był jego duszą i przyciągał tu tłumy głogowian. Dzisiaj przed lokalem płoną znicze.

Któż w Głogowie nie znał Krzyśka? Ekstrawagancki, z mnóstwem tatuaży, często kpiący, przeklinający dosadnie, wyjątkowy, gaduła, szczery w tym co mówił, czasami aż do bólu.

Jedni go uwielbiali, lubili, szanowali za odmienną filozofię życia, cenili jego inność. Inni woleli schodzić mu z drogi, by nie usłyszeć jakiejś prawdy, która mogłaby dotknąć swoją trafnością.- Nie wszyscy muszą mnie kochać, mam to gdzieś - zapewniał. Nikt nie mógł jednak pozostać wobec niego obojętnym.

Szybko musiał dorosnąć, gdyż jako nastolatek stał się ojcem i matką dla swojego kilkuletniego brata. Zaczął więc pracę w Famabie, zarabiając na utrzymanie. Przed laty prowadził kawiarnię "M" w Miejskim Ośrodku Kultury, działał w klubie Mayday. Już wtedy miał wiele oryginalnych pomysłów na ściągnięcie ludzi. Udawało mu się to znakomicie. Później był raczej krótki epizod w jego życiu - pracował w Powiatowym Urzędzie Pracy. Aż w końcu znalazł swoje prawdziwe miejsce na ziemi - to była Tequila, od wielu lat najbardziej znane miejsce spotkań, młodych i tych bardziej dojrzałych, na Starym Mieście.

Tu głogowianie umawiali się na randki, tu spotykali znajomych, gdy na weekend wracali do rodzinnego miasta ze studiów lub ciężkiej pracy za granicą. Tu zapraszał młodych muzyków, artystów. Tu można było wygadać się lub wypłakać Krzyśkowi w rękaw. Tu można było pomilczeć przy barze. Tu można było podzielić się radościami.

Dbał o Tequilę jak o własny dom, zawsze było tam czysto, wszystko lśniło i pachniało. - Przecież spędzam tu większość życia, więc musi być jak w domu - twierdził. Często zmieniał dekorację w lokalu, wieszał zasłony, obrazy, rozsypywał mąkę na barze i parapetach, ustawiał w oknie terrarium z wielkim wężem. Czasami po to by zachwycić, a czasami by zszokować. A szokować uwielbiał, często mawiał, że napisze scenariusz filmu o swoim życiu, którym powali wszystkich na kolana i zdobędzie Oscara. Żartował?

Lubił marzyć. A to o wyjeździe do Grecji, a to o podróży do Hiszpanii. Ostatnio planował podróż do Kambodży, opowiadał jak to wydzierżawi sobie kawałek piaszczystej plaży, postawi bar i będzie słodko spędzał czas. Taki był z niego marzyciel, który jednak każdy wieczór spędzał w swojej Tequili. Miał także zaplanowane swoje 43. urodziny, 15 sierpnia miał pojechać na koncert Madonny. Już nie pojedzie.

Romantyk, pasjonujący się filmami, szczególnie baśniami, obrazami z gatunku fantasy, na których często uraniał łzę lub płakał jak bóbr. Ale nie wstydził się tego. - Jak wzruszenie ściska gardło, to i łzy lecą - mawiał. Jego filmoteka liczyła kilkaset tytułów.

Ta śmierć zaskoczyła wszystkich, pozostawiła wielu ludzi w szoku. Kiedy Krzysiek uda się w ostatnią drogę? Tego jeszcze nie wiadomo. Pewne jest to, że, tak jak sobie tego zawsze życzył, jego ciało zostanie skremowane i żadnych wielkich uroczystości pogrzebowych nie będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska