Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Zrobię wszystko, żeby obronić tytuł mistrza Polski - mówi Tomasz Gollob

Paweł Tracz 95 722 69 37 [email protected]
Kapitan Caelum Stali Gorzów Tomasz Gollob już osiem razy został indywidualnym mistrzem Polski. Pierwszy raz w 1992 r. w Zielonej Górze, gdzie w sobotę odbędzie się tegoroczny finał.
Kapitan Caelum Stali Gorzów Tomasz Gollob już osiem razy został indywidualnym mistrzem Polski. Pierwszy raz w 1992 r. w Zielonej Górze, gdzie w sobotę odbędzie się tegoroczny finał. fot. Bogusław Sacharczuk
- Jeśli tor będzie do walki, nie powiem na niego złego słowa. Będę robił wszystko, żeby obronić tytuł mistrza Polski, i to w dobrym stylu - mówi przed sobotnim finałem IMP Tomasz Gollob, kapitan Caelum Stali Gorzów.

- W sobotę w Zielonej Górze finał indywidualnych mistrzostw Polski. Pamięta pan, że to właśnie przy Wrocławskiej po raz pierwszy zdobył pan złoto i założył czapkę Kadyrowa?
- Oczywiście. Pierwszy rok jeździłem jako senior, a ten tytuł był początkiem serii czterech zwycięstw z rzędu.

- Potem była długa przerwa i dopiero w tej dekadzie dorzucił pan kolejne cztery mistrzostwa, stając się w ten sposób najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii tych rozgrywek...
- To był czas, gdy byłem jedynym Polakiem, który skutecznie rywalizował ze światową czołówką. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych nie tylko zagranicą, ale również w Polsce zawodnicy jechali przeciwko mnie. Nie dlatego, że mnie nie lubili, ale żeby sprawdzić się w rywalizacji ze mną. Każdy w kraju, kto wygrał z Gollobem, był niemal bohaterem. Nie mam o to do nikogo żalu. Raczej powinienem być dumny, że doceniali moją klasę i mierzyli formę w biegach ze mną.

- Nie sposób uciec więc od finału z 1995 roku, gdy w ostatnim regulaminowym biegu prowadzący Jacek Rempała przepuścił Piotra Śwista, byleby tylko doszło do dodatkowego wyścigu o złoto między wami...
- To już historia i nie wracajmy do tego. Tak jak wspomniałem, zawodnicy rywalizowali ze mną, bo każdy chciał być ode mnie lepszy. Patrząc choćby na ostatnie wyniki Polaków na międzynarodowej arenie, wyszło to naszej dyscyplinie na dobre.

- Po tych czterech tytułach z rzędu pałeczkę w kraju przejęli inni. Panu ciągle coś stawało na przeszkodzie, aby w końcu wyrównać poprzedni rekord, należący do pięciokrotnego mistrza Zenona Plecha...
- Nikt nie jest maszyną do wygrywania. Byłem i jestem jak pozostali zawodnicy. Jak każdy mam gorsze dni, słabsze momenty. Czasami brakowało po prostu szczęścia, więc rywale byli lepsi.

- Wyniki w Grand Prix czy ekstralidze potwierdzają, że w tym sezonie jest pan w życiowej formie. Dziewiąte złoto już w ten weekend?
- Od początku roku bardzo dobrze się mi jeździ. Nie narzekam na sprzęt, a to połowa sukcesu. Faktycznie, jestem w dobrej formie, ale to nie oznacza, że zawody zakończę zwycięsko. Jest kilku zawodników, którzy jeszcze nigdy nie byli mistrzami Polski i też mogą mieć dużą motywację. Będę robił jednak wszystko, żeby obronić tytuł, i to w dobrym stylu.

- Najwięksi rywale? Jarosław Hampel, Janusz Kołodziej czy reprezentant gospodarzy Piotr Protasiewicz?
- W finale każdy jest groźny. Obsada jest mocna i wielu marzy o medalu. Oczywiście są tacy, którzy raczej nie mają na to szans, ale nikogo nie wolno lekceważyć. O wszystkim zadecyduje dyspozycja dnia, mogą trafić się defekty, upadki. Wtedy łatwo o niespodzianki.

- Lubi pan tor w Zielonej Górze?
- Dobre pytanie. Jeżdżę na różnych torach, więc teoretycznie nigdzie nie powinienem mieć problemu z dopasowaniem motocykli. Nie ukrywam, że wolę takie, na których można się ścigać. Zawsze powtarzam, że nie jest ważne, jak się wyjdzie spod taśmy, ważne, żeby na mecie zameldować się jako pierwszy. Jeśli podczas finału tor będzie do walki, wtedy nie powiem na niego złego słowa (śmiech).

- Ostatnie pana występy były na nim raczej średnio udane...
- Dwa lata i rok temu w lidze bywało tam różnie, w tym już znacznie lepiej. Teraz czuję, że jestem mocny, ale nie ma presji. Już dawno sobie z tym poradziłem, więc liczę na udany występ.

- Ostatnio głośno zrobiło się o odchudzaniu przez żużlowców. Co pan sądzi na ten temat?
- Uważam, że zbytnie zbijanie wagi jest szkodliwe. Jeśli ktoś gubi kilogramy ponad miarę, to traci też siłę. To bardzo niebezpieczne dla zdrowia.

- A pan? Ksywka "Chudy" nie pojawiła się ot tak...
- Obecnie ważę sześćdziesiąt kilka kilogramów i dla mnie to optymalna waga. Jestem szczupły i nie zamierzam się odchudzać.

- Łatwo utrzymać dietę?
- Prze całe życie uprawiałem wiele sportów. Motocross, hokej, piłka nożna, więc doskonale wiem, że trening i odpowiednie przygotowanie do sezonu wymaga wiele wyrzeczeń. Żużlowcy potrzebują treningu wytrzymałościowego. Żeby być gibkim, trzeba mocno pracować nad kondycją.

- A słynna kaczka, specjalnie przygotowywana przez żonę przed Grand Prix w Bydgoszczy?
- Ona dodaje mi energii, a nie kalorii. Specjalnej diety też nie mam. Jem lekkie potrawy, unikam fast foodów. Ostatni posiłek zjadam kilka godzin przed zawodami, a nie tyję nawet po sezonie.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska