Przypominanie nie ma sensu, bo większość mamy świeżo w pamięci. Wszystkie nasze polskie pozamiatał finał w Szwecji. W we wtorkowy wieczór w Eskilstunie wszystko w Elitserien wydawało się być jasne. Ośmiopunktowa zaliczka Vetlandy w połączeniu z perspektywą rewanżu na własnym torze wydawała się rozstrzygać sprawę finału. Były nawet obawy, że środowy mecz będzie jednym z tych, które muszą się odbyć by formalności stało się za dość. Tymczasem Elit z Bartoszem Zmarzlikiem, Jarosławem Hampelem i Szymonem Woźniakiem w składzie poległo. Wiało nudą, bo goście robili co chcieli od pierwszego do ostatniego wyścigu. Odrobili straty i dołożyli jeszcze dziesięć punktów. Takiej historii nie pamiętają nawet najstarsi Szwedzi.
Takie nieoczekiwane zwroty w tym sezonie stały się powszechnym zjawiskiem. Nie wszystkie można wytłumaczyć zbytnią pewnością siebie, zlekceważeniem rywala, złym dniem albo zaskakującym splotem zdarzeń. Paleta wyświechtanych okrągłych zdań jest szeroka. W te opowieści nie wierzę, bo tegoroczny żużel jest inny. Zostawmy Szwecję, bo i u nas też w tej materii jest ciekawie. Toruń już świętował pozostanie w Speedway Ekstralidze, bo baraż miał być tylko potwierdzeniem przynależności torunian do żużlowej elity.
Pierwszy mecz na Motoarenie miał rozstrzygnąć sprawę, bo przecież pomiędzy tymi najlepszymi, a pierwszą ligą jest przepaść. Przepaść to dziś cztery punkty. W Gdańsku zacierają ręce, bo są blisko sprawienia sensacji. Komplet na trybunach murowany, a wynik barażu jest sprawą otwartą. Wybrzeże już wygrało. Ewentualnym „Grabarzem” Aniołów miałby się stać torunianin z krwi i kości Mirosław Kowalik. Tak mi pachniało już kilka tygodni temu. Ten scenariusz jest ciągle bardzo prawdopodobny, ale ten sezon uczy wszystkich pokory. I tylko „szkoda, że Państwo tego nie widzą”.
Tylko najwierniejsi widzieli lubuskie derby w kolorze brązu. Medal zgarnęli gorzowianie. Stal na podium i z ciekawą perspektywą na kolejny sezon. Młodzież zrobiła postęp, więc zespół stał się mocniejszy. Pomógł czas, ale przede wszystkim cierpliwość. Inaczej w Zielonej Górze. Bez tytułu, bez medalu i bez perspektyw. Hampel odchodzi, a jego śladem chcą podążyć inni. Nie wygląda to dobrze.
Potrzebny jest reset. Przy W69 musi nastać chwila szczerości. Bez tego jakakolwiek przymiarka do budowy czegoś nowego mija się z celem. Plan długoletni mile widziany. Scenariusz toruński jest lekcją, za którą nikt w Zielonej Górze płacić nie musi. Wystarczy tylko wyciągnąć właściwe wnioski.
Zobacz rownież: Dlaczego Ekantor.pl Falubaz Zielona Góra zawiódł w końcówce sezonu?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?