MKTG SR - pasek na kartach artykułów

A miało być tak pięknie

AGNIESZKA MOSKALUK [email protected]
- Będziemy dochodzić sprawiedliwości w sądzie i sami poprowadzimy przedszkole - zapowiada Marzena Tatarzyńska
- Będziemy dochodzić sprawiedliwości w sądzie i sami poprowadzimy przedszkole - zapowiada Marzena Tatarzyńska KAZIEMIERZ LIGOCKI
Narażenie dzieci na niebezpieczeństwo i działanie bez uprawnień zarzucają ich rodzice właścicielowi przedszkola Eurochatka Jackowi Kurowskiemu. Chcą wytoczyć mu sprawę cywilną. Z kolei J. Kurowski oskarża ich o nękanie i groźby karalne.

Gdyby nie pozwy i wzajemne oskarżenia, sprawa przedszkola byłaby zamknięta. Tak, jak i samo przedszkole. 5 stycznia, po wielu awanturach, J. Kurowski zawiesił działalność Eurochatki. Nie rozumie, dlaczego rodzice stracili do niego zaufanie. Przyczyn doszukuje się w... atrakcyjności budynku przy ul. Moniuszki, w którym mieściło się przedszkole. - Grupie rodziców chodzi o to, by zdyskredytować moją działalność i przejąć przedszkole - uważa.
- Chodzi nam tylko o dobro naszych dzieci. Inaczej nie robilibyśmy żadnych afer - tłumaczy Marzena Tatarzyńska, matka czteroletniej Gabrysi.

A miało być tak pięknie

Jacek Kurowski od lat prowadzi pierwsze w Gorzowie społeczne przedszkole Chatka Kubusia Puchatka przy ul. Saskiej. Zyskał sobie wielu zwolenników. W lutym ub.r. postanowił rozszerzyć działalność w byłym przedszkolu nr 8 przy ul. Moniuszki, tworząc Eurochatkę. - Marzyła mi się taka idea, że w tworzeniu jej uczestniczyć będą rodzice. Przeliczyłem się. Teraz rodzice są nastawieni bardziej roszczeniowo niż kiedyś - mówi.
- Początkowo byłam zachwycona Eurochatką. Moja córka została tak serdecznie przyjęta, że od pierwszej chwili chętnie została na zajęciach - wspomina Danuta Iwaszko, mama Natalki. W podobnym tonie wypowiadają się wszyscy rodzice. Zwracają tylko uwagę na to, że przedszkole od początku było skąpo wyposażone. Brakowało zabawek, firanek, a nawet zasłonek w ubikacjach. - Pan Jacek tłumaczył, że przedszkole dopiero rusza, potrzeba czasu, pieniędzy i cierpliwości, by było jak trzeba. Że liczy na naszą pomoc. No to znosiliśmy do Eurochatki, co się dało i czekaliśmy, aż zacznie wywiązywać się ze zobowiązań - wspomina jedna z mam.

Atmosfera się popsuła

Tymczasem w Eurochatce nadal było zimno, nie było zabawek, lodówki, a nawet sztućców. Nie odbywały się też niektóre obiecane przez dyrektora zajęcia. - Być może czegoś brakowało, ale było najważniejsze - prawidłowa praca wychowawcza z dzieckiem. - tłumaczy się J. Kurowski. Przysłowiowa czara goryczy przelała się, kiedy okazało się, że dzieci myją ręce płynem do naczyń i jedzą zimne posiłki przywożone z jadłodajni ,,Pod łabędziem''. - Myślałam, że dając tu córkę, zapewniam jej najlepsze warunki, opiekę i wszystko, czego potrzebuje. Przez myśl mi nie przeszło, że będzie niedojadać. Kiedyś pan Kurowski przywiózł na obiad cztery kotlety z jajek i cztery z piersi kurczaka. Trzeba się było zastanawiać, które dziecko zasłużyło na mięso, a które tylko na jajko - wspomina D. Iwaszko.
- Kiedyś na zebraniu wyrzuciliśmy mu to wszystko. Jak zwykle zaprzeczał. Wtedy jeden z ojców wyciągnął z kąta garnek z zapleśniałą zupą. Nie wiem, czy on chciał dać to dzieciom? Horror! - dodaje Joanna Rosowska. O nieprawidłowościach został powiadomiony sanepid. Kontrole przeprowadzone 28 października, a potem 3, 5 i 17 listopada potwierdziły doniesienia rodziców. Okazało się też, że placówka nie może funkcjonować bez gruntownego remontu. - Było tam wiele nieprawidłowości. Aż dziw, że rodzice tak późno zareagowali - mówi dyr. powiatowego sanepidu Dorota Konaszczuk.

Nie istnieje

Po pierwszej kontroli sanepidu siedmioro rodziców zabrało swoje dzieci z Eurochatki. Reszta jeszcze raz zaufała dyrektorowi. - W ,,nagrodę'' dostaliśmy propozycję podwyższenia czesnego - mówią.
W tym samym czasie rodzice odkryli, że Kurowski zalega miastu kilkanaście tysięcy czynszu, wydziałowi edukacji musiał zwrócić ponad 10 tys. zł niesłusznie pobranych dotacji za zawyżoną liczbę dzieci, a na dodatek Eurochatka formalnie... w ogóle nie istnieje, bo J. Kurowski nie uzyskał na to zgody wydziału edukacji ani nie dokonał odbioru sanitarnego, technicznego i przeciwpożarowego budynku. - Oszukał nas na całej linii - oburza się najbardziej aktywna w walce z Kurowskim M. Tatarzyńska.
J. Kurowski patrzy na to zupełnie inaczej. Przyznaje: - Miałem kłopoty finansowe. 300 zł to za mało na utrzymanie obiektu i zapewnienie wszystkiego, co potrzeba. Nie płaciłem czynszu, bo musiałem inwestować w remont budynku. A pozwolenia na prowadzenie działalności załatwiałem sukcesywnie, bo wydawało mi się, że skoro przejmuję budynek po byłym przedszkolu, to wszystko jest w porządku.
- Pan Kurowski wystąpił o zarejestrowanie placówki dopiero w sierpniu, a koniecznych do tego dokumentów do tej pory nie dostarczył - mówi Miron Dunajski z wydziału edukacji UM.
Na zebraniu 7 stycznia rodzice postanowili przejąć budynek przy ul. Moniuszki i stworzyć tam przedszkole integracyjne. Poprowadzi je M. Tatarzyńska. Zapowiadają też sądowne zakończenie sprawy narażenia dzieci na niebezpieczeństwo. - Im chodzi tylko o ten budynek, a nie o dzieci. Jestem obrażany i zastraszany. Dzwonią do mnie i zapowiadają, że mnie zniszczą. Powiadomiłem już o tym policję - mówi Kurowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska