Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartłomiej Czekański: Kibice Falubazu, Stali wstydźcie się!

Bartłomiej Czekański
Tomasz Gawałkiewicz
Angielski żużlowiec 33-letni Lee Richardson, jeżdżący dla Marmy Rzeszów (a kiedyś także dla Zielonej Góry), według oficjalnych statystyk był 331. ofiarą sportu żużlowego i pierwszą we Wrocławiu (w meczu ligowym z tamtejszym Betardem Spartą).

Myślę, że te statystyki są niedoszacowane. Z tego, co wiem, to już drugi taki żużlowy śmiertelny wypadek na wrocławskim torze. Wieki temu opowiadał mi ojciec byłego zawodnika Sparty Krzyśka Zabawy - nieżyjący już pan Ryszard i mechanik tego klubu, że w latach historycznych, kiedy brylował jeszcze Edward Kupczyński, na treningu podpuszczono pewnego szkółkowicza, który się wywrócił i po kilku dniach zmarł w szpitalu. Papa Krzyśka pokazywał mi zdjęcia z pogrzebu owego szkółkowicza. Na trumnie położono mu starodawny kask. Teraz Lee Richardson. Cholerny czarny sport!

Ludzie pytają mnie, dlaczego zginął Richardson? Odpowiadam: zabił go żużel, bo to taki morderczy sport. Lee, krytykowany za swoją kiepską jazdę w tym roku, postanowił wszystkim pokazać we Wrocławiu, że umie ostro powalczyć na torze. Tyle że ten wrocławski tor jest bardziej przyczepny niż się wydaje na pierwszy rzut oka. I z pierwszego wyjścia pociągnęło nieco Richardsona, zahaczył o tylne koło motocykla Jędrzejaka, odbił się od niego i o mało nie zabrał ze sobą jadącego po zewnętrznej Lindgrena. Szwed na swoje szczęście uciekł spod łopaty, za to Anglik wyleciał ze swej maszyny i niemal czołowo walnął w bandę, i to w miejscu, w którym nie było już (regulaminowo) bezpiecznego dmuchawca! Lee długo leżał na torze opatrywany przez służbę medyczną. W telewizji podano, że skarżył się na ból nogi i na to, że nie bardzo może się ruszać. Czyli był przytomny albo tę przytomność odzyskał. Został on natychmiast wykluczony przez sędziego z wyścigu, który słusznie uznał, że ten wypadek wynikał z błędu Anglika. Richardsona odwieziono do szpitala, a stamtąd doszły złe informacje - przekazane nam w TVP Sport przez lekarza zawodów - że poszkodowany żużlowiec po transporcie ma kłopoty z oddychaniem na skutek silnego wewnętrznego krwawienia. Konieczna była operacja. I nagle - już po meczu - przyszła ta straszna wiadomość. Lee nie żyje!!! Przyjechał do Wrocławia, żeby odzyskać sportową formę i uznanie kibiców. Żeby zarobić pieniądze na życie. A znalazł śmierć. Okropne!

Hieny cmentarne w internecie zaczęły od razu pisać, że to wina źle przygotowanego toru. Tymczasem to był dopiero początek meczu, trzeci bieg i tor się jeszcze nie zrywał. Był przyczepny, ale OK. Wyrównywano jego rekord, czyli dało się po nim szybko jechać (skoro ja - 52 latek - potrafię na nim jechać, to taki wytrawny żużlowiec jak Richardson też potrafił!). Tyle że wrocławska nawierzchnia jest bardziej przyczepna niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Taka jej specyfika. Może gdyby była próba toru, to Lee miałby szanse to wyczaić i inaczej pojechać, inaczej trzymać z wyjścia motor? Bardziej kurczowo? Chciał ambitnie zawalczyć od tzw. małej i popełnił błąd. Błąd, za który zapłacił życiem, bo pieprzony żużel czasem nie wybacza. Próbę toru zlikwidowali działacze żużlowej centrali, którzy nigdy nie siedzieli na motorze. Niedawno zaś nawet zabronili zawodnikom wychodzić na tor na godzinę przed meczem. I stąd takie niespodzianki. Jak widać, tragiczne!

A potem, kilka minut później, były gorące speedway'owe derby lubuskie, które nas wszystkich skompromitowały, a o których na facebooku napisałem tak:
"Miałem cholerny sen, że Lee Richardson zabił się na torze we Wrocławiu, a różne głupki - mimo tej tragedii - chciały odjechać żużlowe derby lubuskie i w gorzowskim parku maszyn doszło do kompromitujących przepychanek. Gorzowscy kibice zaś ryczeli: - Jedziemy, Falubaz pedały! A zielonogórscy wielkim banerem czcili morderczynię gorzowskiego idola Jancarza. To musiał być jakiś senny koszmar, to się nie mogło zdarzyć w realu! Mam gdzieś taki speedway!".
I jeszcze na fejsie dodałem:

"To jeden z najczarniejszych dni w historii polskiego i światowego speedway'a. Nie tylko przez tragiczną śmierć Lee Richardsona (jakże szkoda tego sympatycznego zawodnika!), ale także przez to, co się wydarzyło w Gorzowie, a co mogliśmy zaobserwować w telewizji. To wstyd na cały świat, że nie potrafimy się zachować w obliczu śmierci, w obliczu takiej tragedii, bo dla kogoś ważniejszy jest jakiś mecz! Brak słów…".

To, co zrobili żużlowi i Richardsonowi kibice z Lubuskiego (i Wasze kluby), jest po prostu podłe i żenujące. Wstydźcie się! A tak Was kochałem!

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska