Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomni na mrozie nie mają szans

Tomasz Rusek 0 95 722 57 72 [email protected]
Chciałem spędzić na mrozie noc, wytrzymałem trzy godziny. Już wiem, że w końcowej fazie marznięcia zimno boli tak, jakby ktoś cię kopał. Ale gorzej jest potem - gdy człowiek już nic nie czuje.
Chciałem spędzić na mrozie noc, wytrzymałem trzy godziny. Już wiem, że w końcowej fazie marznięcia zimno boli tak, jakby ktoś cię kopał. Ale gorzej jest potem - gdy człowiek już nic nie czuje. fot. Krzysztof Tomicz
Jak to jest w mroźną noc być bezdomnym, choć przez parę godzin? Sprawdzam na gorzowskich ulicach. Zaczynam o 23.00. Najszybciej marzną palce u nóg. Trzy pary skarpet tylko trochę to opóźniają.

Potem mróz szczypie w nos, policzki. Później w tyłek i nogi niemal jednocześnie. Jest 19 stopni na minusie.

O zamarzających ludziach media informują ostatnio co chwilę. Tej zimy z wychłodzenia zmarły w całej Polsce już 23 osoby. Wielu uratowali policjanci, strażnicy miejscy i zwykli ludzie, którzy na widok biedaka na ziemi zadzwonili pod 997.

Jak to jest, gdy na dworze trzaskający mróz, a człowiek nie ma się gdzie podziać? Postanowiłem przekonać się na własnej skórze. - To najgłupszy pomysł, na jaki kiedykolwiek wpadłeś - pochwaliła mnie zgodnie rodzina. - Idiota! - pogratulowali odwagi znajomi.

Bezdomny się nie ogrzeje

Na włóczęgę po mieście wybrałem noc z wtorku na środę. - Będzie około 16 stopni na minusie - usłyszałem w stacji meteo.

Do kurtki na wszelki wypadek zapakowałem telefon komórkowy, paczkę papierosów do rozgrzewania się. W spodnie włożyłem 20 zł na taksówkę, gdybym spękał przed pierwszym autobusem. Specjalnie nie jadłem też żadnej kolacji. Ci, którzy nie mają domów, raczej nie wyglądają na najedzonych. Ubrałem się jak na biegun. Podkoszulek, koszulka, sweter, na to bluza z grubaśnego polaru i zimowa kurtka.

Pod dżinsami dwie pary majtek. Na nogach skórzane, ocieplane zimowe buty i trzy pary skarpet, na głowie czapka poprawiona kapturem, na dłoniach dwie pary rękawiczek. - Mróz może mi skoczyć - pomyślałem przed wyjściem.
Na miasto pojechałem autobusem. Wszystkie szyby - prócz przedniej - miał zamarznięte. W centrum Gorzowa zameldowałem się o 23.00. Na termometrze było już minus 16 stopni.

Pierwsze zaczęły piec palce u nóg. Dosłownie po kwadransie. Potem przyszła kolej na nos i policzki. Pobiegłem na dworzec PKS. Chciałem się ogrzać. Nic z tego - zamknięty. Ruszyłem na dworzec PKP. Uff! Otwarty! Nie zdążyłem dobrze rozsiąść się na plastikowym krzesełku w holu, gdy podszedł do mnie SOK-ista w czapce uszatce.

- Dokąd pan jedzie? - zapytał.
- Donikąd. Siedzę tylko - odpowiedziałem szczerze.
- To proszę się nasiedzieć, bo o północy zamykamy dworzec - dodał z uśmiechem. Na odchodnym podpowiedział: - Gdyby było panu zimno, można wyskoczyć na grzane piwo do baru nieopodal.

Otóż nie można, bo dziś jestem bezdomny i nie mam kasy! - chciałem mu wykrzyczeć.

Bezdomny dzwoni po pomoc

Po północy nie mam już gdzie się ogrzać. Ruszam na spacer po mieście. Policyjne patrole co chwilę. Więcej ich niż taksówek. Za każdym razem mundurowi przyglądają mi się uważnie. Jezu, jak zimno. Dygoczę. Palców u nóg nie czuję od dawna. Mam wrażenie, że gdybym się zatrzymał i bardzo skupił, to zliczyłbym każdy włos na zmarzniętych nogach.

Skręcam do parku. Stoi tu nowiutka toaleta, która od początku roku miała być dostępna za darmo. Ciągnę za drzwi i... jest! Otwarte! Spędzę tu kilka cudownych minut.

W środku nie wieje, jest cieplej, pewnie około zera, i co najważniejsze: w kranie leci ciepła woda. Pomimo dwóch par rękawiczek nie czuję już palców, więc obmywam dłonie. - Aaaaaa - wyrywa mi się z ust z tej rozkoszy.

W ostateczności - myślę sobie - tutaj mógłbym się kimnąć. Ale postanawiam dać sobie szansę. Idę do pobliskiej budki i wykręcam (bez wkładania karty z impulsami, bo w końcu bezdomni raczej kart nie mają) bezpłatny numer, pod którym całą dobę dyżuruje człowiek, który ma wskazywać potrzebującym placówki pomocowe. Nic z tego. Żeby zadzwonić pod bezpłatny numer, trzeba kupić kartę telefoniczną. Kto to wymyślił?

Wracam przed dworzec PKP. Długo oglądam zdjęcia kebabów i gyrosów na budce z tanim żarciem. Jezu, ile bym dał za parujące ciepełkiem mięsko i fryty...

Stamtąd wracam do centrum. Po drodze zaglądam w zaułki, na ławki. Żadnego bezdomnego nie widać. Na termometrze przy Empiku minus 15 stopni. Ale na tym przydomowym, na oknie (z ciekawości dzwonię zapytać) już minus 19. I weź pozuj człowieku w takich warunkach do zdjęć.

Bezdomny musi przeżyć

Jest kilka chwil po 1.00. Łażę po mrozie dopiero od nieco ponad dwóch godzin, ale już mam dość. Mam ochotę położyć się gdziekolwiek i zasnąć. Palców u rąk i nóg już chyba nie mam. Nogi i tyłek są tak przemarznięte, że nawet kłując się kluczami niczego nie czuję. Do tego mam wrażenie, jakby ktoś pociął mi twarz żyletkami - tak piecze. Bolą nawet uszy pod czapką i kapturem. Trzęsę się tak, że ciężko mi iść. Zimno powoduje zwyczajny, fizyczny ból. Jakby ktoś mnie skopał.

Próbuję się ogrzać i zapalić papierosa. Ale zapalniczka odmawia posłuszeństwa. Żeby ją odpalić, musiałem zdjąć rękawiczkę. Czuję, że nieokryta dłoń błyskawicznie marznie (to jeszcze bardziej się da?!). Ocieram nią cieknący nos, a wilgotna skóra wręcz pali z bólu.

Jest 2.07. Przestaję czuć zimno. Nie czuję też przy okazji nóg, stóp ani dłoni. Jestem potwornie zmęczony i mam ochotę zasnąć gdziekolwiek.
Dosyć! Dzwonię po taksówkę. Wytrzymałem 3 godziny z groszami. Przemarznięty wskoczyłem w ciuchach pod kołdrę - zdjąłem tylko kurtkę. Trząsłem się jeszcze przez kilkadziesiąt minut.

Tej doby w całej Polsce zamarzło siedem osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska